To tak na poprawę humoru, dla tych którzy są bardzo bardzo smutni z powodu tamtego zakonczenia:) Mam nadzieję, że się spodoba i będziecie zadowoleni. Oczywiście to tylko alternatywa... Zakończeniem opowiadania jest poprzedni rozdział, no ale chyba nie muszę tego tłumaczyć.
Kocham Was wszystkich za to że jesteście i za te wszystkie wspaniałe słowa!!
Enjoy :)
Na miejsce dotarłem grubo po czasie, ale nie przejąłem się tym za bardzo, wiedząc, że sam Garcia lubi się spóźniać. Zaparkowałem wypożyczony samochód i gasząc silnik, sięgnąłem do schowka po broń. Mimo wszystko, w takich chwilach warto się zabezpieczyć. Z resztą, jak znam Garcie to on przywita mnie z bazuką na ramieniu. Zgasiłem światła pojazdu, zamknąłem go i ruszyłem w kierunku wielkich metalowych drzwi. Wkoło było ciemno więc musiałem wspomóc się latarką wbudowaną w mój telefon. Poświeciłem po masywnych drzwiach szukając klamki, a kiedy już ją znalazłem, przeciągnąłem przeszkodę na prawą stronę. Myliłem się co do spóźnienia Garcii i jego przywitania. Mężczyzna siedział pośrodku magazynu na krześle i cierpliwie na mnie czekał
- Witaj – przywitałem się. Z parszywym uśmiechem na ustach, wstał ze swojego miejsca i wyciągając dłoń, podszedł w moją stronę
- Bieber – odezwał się, ściskając moją dłoń - Jak dobrze cię widzieć – dodał.
Mimo że był specyficzny i potrafił kurewsko działać na nerwy, nie miałem nic do niego. Grzał i ziębił mnie jednocześnie. Ogólnie miałem go daleko w dupie.
- Tak, mi ciebie też – odpowiedziałem prychając, po czym odsunąłem się od mężczyzny rozglądając się dookoła.
- Zapraszam – powiedział wskazując miejsce w które mieliśmy się udać.
Podeszliśmy do przesłaniającej połowę magazynu kotary, a kiedy Garcia ją odsunął, moim oczom ukazały się tony najlepszego towaru w Ameryce południowej. Potarłem dłońmi i z wielkim uśmiechem przyklejonym do twarzy, rozciąłem kluczykami od samochodu jeden z pakunków.
- Rozrzutny jesteś – roześmiał się, widząc jak biały pył opada na podłogę powoli się na niej osadzając. Zmoczyłem językiem palec i wkładając go do pakunku, wyciągnąłem oblepionego czystą kokainą, następnie próbując jej.
- O, tak – jęknąłem zadowolony, wiedząc że już niedługo cholernie dużo na tym zarobię.
- Zadowolony? – spytał
- Jak najbardziej – odpowiedziałem, kiwając głową. – W zasadzie, to co cię zmusiło do rozwiązania grupy? – spytałem zaciekawiony.
Zazwyczaj szefowie karteli rozwiązywali swoje grupy w momencie cholernie wielkich tarapatów, a z tego co wiedziałem Garcia nie miał nawet za sobą ogona w postaci DEA. Przed wyjazdem dokładnie go sprawdziłem i popytałem tu i ówdzie, co się stało z jednym z największych karteli w Brazylii. Nikt nie był w stanie udzielić mi jednoznacznej odpowiedzi, dlatego też teraz kiedy stałem twarzą w twarz z przywódcą wspomnianego kartelu, nie mogłem nie zapytać
- Połowa ludzi się po prostu wykruszyła, a drugą połowę powybijałem za nieposłuszność – odpowiedział jak gdyby nigdy nic. Spojrzałem na niego zdziwiony tym wyznaniem i nie mówiąc nic, jedynie pokiwałem głową
- Wiesz, nie mogę działać sam – zaśmiał się, po czym odwracając się ode mnie, zostawił mnie sam na sam z moim towarem.
Sprawdziłem pozostałe paczki żeby mieć pewność że nie robi mnie w chuja, a kiedy wszystko wydawało się wbyć w porządku, dołączyłem d towarzysza
CZYTASZ
King Of Cocaine |J.B|
FanfictionCześć, chciałam przedstawić Wam swoją historię. Historię mojego życia, które zmieszało się z wielką miłością oraz światem narkotyków. Nie będzie to opowieść zakończona Happy Endem. Nie... Na końcu umieram. Jak i Dlaczego? Dowiecie się w ostatnim...