45

5.4K 220 33
                                    


Nie wywaliłam Sary z domu, chociaż pewnie powinnam. Jednak wiedząc o sytuacji dziewczyny, jak i o tym że Constancia pomaga jej rodzinie, nie mogłam tego zrobić. To już nie tylko chodziło o Sarę, ale również o jej bliskich. W Kolumbii nie jest łatwo o pracę. Wszystko jest drogie, a jakoś żyć trzeba. Miałam serce, nie mogłam pozbywać niewinnych ludzi pieniędzy, tylko dlatego że jakaś wredna smarkula postanowiła zakręcić się wokół mojego męża. Oczywiście rozumiem jej zachwyt Justinem. Blondyn jest nieziemsko przystojny, ale należy do mnie. Nie oddam go nikomu. Będzie z inną dopiero po moim trupie. Sara i tak oberwie zapewne od swojej babci. Constancia jest na nią tak wkurzona, że już ona da jej popalić. Justin ogólnie śmiał się z sytuacji jaka miała miejsce w kuchni, ale kiedy nawrzeszczałam na niego i zrobiłam mu niemałą awanturę, przeprosił mnie obdarowując mnie wielkim bukietem kwiatów. Teraz już nie jestem na niego zła i znów między nami wszystko jest w porządku. Kocham go i to jest chyba najpotężniejszy argument żeby wybaczyć mu to małe przewinienie.

Jutro wylatujemy do Barcelony, dlatego już dzisiaj pakujemy swoje walizki. Stwierdziliśmy z Justinem, że wystarczy nam jedna. Kiedy sprawdzałam pogodę na najbliższy tydzień, wszystko wskazywało na to, że będzie piękna. Dwadzieścia trzy stopnie na plusie w październiku, pozwalają na zabranie praktycznie letnich rzeczy. 

Tak więc, spakowaliśmy się do jednej walizki, zabierając kilka par cienkich spodni i koszulek. Oczywiste jest chyba to, że moich ubrań było znacznie więcej. Samych butów wzięłam cztery pary. Sandałki, szpilki, adidasy no i pantofle. Każda para, dostosowana do każdej sytuacji.

- Spakowałaś ładowarki? – spytał blondyn, wchodząc do naszej sypialni. 

Oczywiście, że nie... Chwała Bogu, że czasami Justin myśli za nas dwoje.

- Już pakuję – powiedziałam, uśmiechając się do męża ciepło. Justin podszedł do mnie i zaplatając ramiona wokół mojej talii, przysunął mnie mocno do siebie. Zachichotałam, kiedy jego usta łaskotały delikatną skórę na mojej szyi

- Pięknie pachniesz – powiedział, a ja poczułam jak się uśmiecha. 

No pewnie że pięknie pachniałam, w końcu to były te perfumy, które kiedyś Justin chciał mi kupić, a ja się na to nie zgodziłam. Jak zwykle, mój mąż – wtedy jeszcze chłopak – zrobił coś za moimi plecami i kupił mi flakonik tych pięknych perfum. Nie miałam o niczym pojęcia, wręczył mi je dopiero po jakimś czasie, kiedy już kompletnie o nich zapomniałam. 

Odsunęłam się lekko od Justina i spoglądając w jego piękne, karmelowe oczy, złożyłam czuły pocałunek na jego ustach. Przejechałam językiem po jego dolnej wardze, prosząc o dostęp głębiej, co oczywiście dał mi bez wahania. Całowaliśmy się namiętnie, dokładnie tak jakbyśmy robili to pierwszy raz. Nigdy nie mieliśmy siebie dosyć. Nasze pożądanie, namiętność i miłość, wzrastały z dnia na dzień. Były coraz większe i mam wrażenie, że nigdy się nie skończą. Oderwaliśmy się od siebie, kiedy mój telefon rozdzwonił się na szafce nocnej. Jęknęłam cicho, a on nie odwracając ode mnie wzroku, sięgnął po urządzenie i nie patrząc na ekran, odebrał za mnie połączenie

- Tak? – rzucił do telefonu, uśmiechając się do mnie szeroko. Przygryzłam wargę, kręcąc głową na boki

- Tak, to telefon Eleny Rodriguez, o co chodzi? – spytał marszcząc brwi, a ja wyciągnęłam rękę chcąc swój telefon z powrotem. Justin się odsunął, uważnie przysłuchując się swojemu rozmówcy. W pewnym momencie, po kilku wymienionych zdaniach, jego oczy rozszerzyły się ze zdziwienia. Spojrzałam na niego, nie mając pojęcia o co chodzi

King Of Cocaine |J.B|Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz