leothelion: zaraz będę B)
Leo's pov
Kiedy dotarłem do szpitala, ujrzałem ogromną kolejkę do recepcji, składającą się z starszych, stękających ludzi.
- Janusz! No gdzie ty poszedłeś?! Przez ciebie Lusia wepchnęła się nam do kolejki! - krzyknęła jakaś staruszka, trzymając siatki z jakiegoś sklepu.
Jej mąż zaczął się wydzierać, a wspomniana Lusia dołączyła się do rozprawy. Postanowiłem więcej nie stać w kolejce. I tak chciałem się tylko dowiedzieć, na którym piętrze jest oddział dziecięcy... czy jakiś tam inny.
Znalazłem windę, więc wsiadłem do niej. Stała tam jakaś kobieta. Miała długie blond włosy i młodą, przyjazną twarz. Zapytałem, czy wie, na którym piętrze znajduje się oddział dziecięcy. Chyba dobrze umiała angielski i też dobrze znała szpital, bo bez wahania wcisnęła guziczek z cyferką "4". Winda dowiozła mnie tam w parę sekund. Podziękowałem dziewczynie i wyszedłem, aby poszukać sali, w której leży Vica. Krążyłem po oddziale, nie mogąc jej znaleźć.
Kiedy już straciłem nadzieję, usiadłem na jakieś niewygodne krzesełko na korytarzu i patrzyłem na powieszone na ścianie rysunki. Przedstawiały one jakieś zwierzątka, niektóre kwiatki.
W pewnym momencie usłyszałem krzyk. Odwróciłem się w stronę, z której dochodził głos. To ona.
Z prędkością światła podbiegłem do niej i chwyciłem w moje ramiona. Chociaż na tą chwilę, mój mały świat był tylko mój.
K O N I E C
Dziękuję wszystkim, którzy czytali te wypociny i wspierali mnie w dalszym pisaniu. Jesteście najlepsi!
ESTÁ A LER
Antifan 》Leondre Devries
FanficPRZYWRÓCONA WERSJA Z 2016 ROKU, DUŻO CRINGU!!! viqtoriax: przecież jesteś... viqtoriax: bazyliszkiem, chcącym spenetrować moją komnatę leothelion: aww to takie zboczone *-* Historia pokręconej przyjaźni, jaka zrodziła się między zagorzałą anty-fanką...