Rozdział 2

20.4K 633 162
                                    

Obudziłam się o 6:00.Luk jeszcze spał więc wstałam i poszłam do łazienki.Wziełam szybki prysznic,dziś ubrałam się tak:

Gdy wrociłam do pokoju Lukas dalej spał,mieliśmy dziś na 9:00 więc nie musieliśmy się śpiszyć

¡Ay! Esta imagen no sigue nuestras pautas de contenido. Para continuar la publicación, intente quitarla o subir otra.

Gdy wrociłam do pokoju Lukas dalej spał,mieliśmy dziś na 9:00 więc nie musieliśmy się śpiszyć.

-Cześć słońce-obudził się, gdy chciałam go pocałować w czoło

-No hej

-Ślicznie wyglądasz- powiedział a ja się cała zarumieniłam.

-No wiem

-Skromna-zaśmiał się i szybkim ruchem złapał mnie i rzucił na łózko, teraz to ja leżałam a on był nademną-wiesz,że mamy jeszcze 2 i pół godziny?

-Wiem,ale nie licz na nic, wczoraj o tym rozmawialiśmy,nie chce z tobą teraz tego robić nie zamierzam być mamą w wieku 17 lat

-No dobrze-pocałował mnie i zaczął się ubierać

-Idziesz już?-zapytałam lekko zdziwiona

-Tak-odpowiedział gdy ubierał zegarek

-Myślałam,że pójdziemy razem do szkoły...

-Nie myśl-to juz było nie miłe ale jak chce tak grać to okej

-Nie bądź dupkiem

-Sam,proszę cię daj spokój -wyszedł z mojego domu niemal w sekunde, nawet nie dał mi buziaka a robił to zawsze

To takie dziwne,że nie chce się z nim przespać? Nie jestem na to gotowa a on ciągle naciska.
Nie myśląc już o tym poszłam do kuchni zobaczyć czy rodzice już pojechali.Oczywiście ich nie było.Wchodząc do salonu dostałam sms-a

Od nieznany:

Radze ci uważać na Luka,nie jest taki świety jak się wydaje jeśli mi nie wierzysz przyjdź dziś o 16 do parku koło szkoły.

~O co chodzi?-to pytanie nie dawało mi spokoju

W szkole nie mogłam się na niczym skupić,myślałam tylko aby iść do tego parku i dowiedzieć się całej prawdy a może ktoś robi sobie żarty

-Halo ziemia do Sam-moja przyjaciółka Juliet machała mi ręką przed twarzą

-Przepraszam nie słuchałam Cię, możesz powtórzyć?-zapytałam patrząc w jej szmaragdowe oczy

-Nie ważne już,co się dzieje?

-Dostałam dziś rano dziwnego sms-a-pokazałam jej treść wiadomości,która otrzymałam rano ale ona dziwnie zareagowała.

-Ej wszystko okej?-zapytałam patrząć na jej drżące ręce.

-Tak,ale nie idź do tego parku może to być jakiś pedofil albo porywacz-zaczeła panikować

-No okej, jeśli będziesz
spokojniejsza-oczywiście,że tam pójde bo o tej godzinie jest masę ludzi i nic nie może mi się stać ale okłamałam ją aby się nie martwiła.

-Dobra ja lecę na matme,widzimy się jutro-porzegnałyśmy się,ona poszła na matematykę a ja do pobliskiej kafejki,czekając na 16

Gdy nadeszła 15:50 wyruszyłam w strone parku na umówione spotkanie.Zaraz.... jakie spotkanie ja się tam nie umawiałam po prostu mam tam przyjść.
Nadeszła 16:00 zauważyłam Lucasa dlatego schowałam się za drzewem

O cholera czy ja dobrze widze?! Jak oni mogli?!

Pobiegłam do nich i dałam z liścia Lukowi zerwałam naszyjnik ,,przyjaźni" i rzuciłam go Juliet pod nogi.

-No to masz już swoją dziwke-krzyczałam zwracając przy tym uwage kilku przechdniów i odeszłam,słyszałam jeszcze jak Luk mnie woła ale ja po prostu biegłam przed siebie z wodospadem łez

Gdy wróciłam do domu nie miałam ochoty na nic.Nie przywitałam się nawet z Mily,która robiła kolacje,pobiegłam na góre do mojego pokoju i tam płakałam w poduszkę.Około 18:00 wstałam z łóżka i wyrzuciłam wszystkie zdięcia z Lukasem i Juliet przez okno,szarpiąc je na wszystkie kawałki

-Sam, kolacja!-krzyczała gosposia z dołu

-Nie,dziś podziękuje-odrzyknełam jej powstrzymując łzy

O 19:00 rodzice byli już w domu, dosyć wcześnie jak na nich.Chciałam zejść na dół ale najpierw zakryłam podkładem moje spuchnięte oczy

-Hej, co wy tak wcześnie?-zapytałam rodziców siedzących w jadalni

-O hej córciu-przywitała mnie mama-wyjeżdżamy z tatą do Niemiec na tydzień, jeśli chcesz możesz lecieć z nami

-Nie dzieki mam sporo nauki-nie powiem im przecież,że mam ochotę skoczyć z wieży Effila bo mój chłopak a raczej były mnie zdradził

-Sam, Mily już wychodzi bo dzieci do niej przyjechały,więc zostaniesz sama do rana,dobrze?-zapytał mnie tata jak zwykle z uśiechem na twarzy

-Tato nie jestem małym dzieckiem.Poradze sobie-przytuliłam ich i poszłam na góre

Była już 21:30 ja leżałam w łózku i myślałam o tym co wydarzyło się w dzisiejszym dniu,w całej willi było ciemno u mnie swieciły się tylko małe lampki.

-Kurde Sam uspokój się- wydawało mi się,że słysze kogoś na dole,ale to jest nie możliwe bo włączyłam wszystkie alarmy przeciwwłamaniowe tam jak zawsze to robiłam.

Nagle usłyszałam,że coś spada na dole

-Chodź na góre-usłyszałam męski głos

NO TO PO MNIE

Nie będę dawała tu tych głupich notatek chyba, że będe chciała powiedzieć wam coś ważnego

Jesteś mojaDonde viven las historias. Descúbrelo ahora