Rozdział 32

10K 368 30
                                    

*Skyler*
Nie wiem jaki dziś dzień tygodnia, jaka data, ale wiem, że siedzę tu, w małej łazience, zamknięta już czwarty dzień. Nie wyszłam ani razu i nic nie jadłam ze strachu, że go spotkam i mi coś zrobi. Próbowałam już chyba wszystkich możliwych sposobów na ucieczkę, ale nic nie pomaga. Codziennie po kilka razy, Lukas przychodzi pod drzwi łazienki i próbuje mnie przekonać żebym wyszła i przysięga, że nic mi nie zrobi jednak ja nadal się go boje i nie chce wychodzić.

Siedziałam koło wanny i nie robiłam praktycznie nic, jak zazwyczaj. W końcu nadszedł ten czas, jak codzień, gdy usłyszałam kroki na schodach. Pózniej słyszałam czyjś zmachany oddech i to jak opiera się o drzwi. Wpatrywałam się w nie z nadzieją, że tym razem stoi za nimi ktoś inny, ktoś kto mnie ocali.. Jednak na nic były mi te nadzieje.

- Słuchaj mnie suko! - zaczął inaczej niż zazwyczaj. - Jeśli myślisz, że będziesz tam siedzieć, a ja przez to dam ci spokój to grubo się mylisz!

Przygryzłam wargę z nadzieją, że jednak to co mówi to nie prawda i że w końcu mnie zostawi.

- Jesteś dziwką i tylko ja będę umiał to zmienić! Jesteś nic nie warta! - usłyszałam jak śmieje się pod nosem. - A i jeszcze jedno.. Nie myśl, że twój chłoptaś cie uratuje, bo zwłoki raczej nie ratują ludzi. Tak, dobrze słyszysz twój chłopak dzisiaj oberwał ode mnie kulką i nic mu już nie pomoże...

Moje serce się zatrzymało. W głowie krążyła mi tylko w kółko myśl, że Bellamy, mój Bellamy nie żyje, że jego już nie ma... Jego nie ma, mnie już nie ma.. Z chwilą kiedy się tego dowiedziałam moje życie zniknęło.. Zostało tylko ciało, ale duszy już nie było.. Moje życie nie miało sensu bez Bellamiego.

Zaczęłam łkać, płakać, ryczeć momentalnie. Wyłam, i nie myślałam już racjonalnie. Po prostu wzięłam nóż leżący gdzieś na szafce, przyłożyłam do nadgarstka i zrobiłam jedno mocne i szybkie pociągnięcie.

Jedna kropla krwi, kap.

Druga kropka krwi, kap.

Stłumiony trzask jakby drzwiami gdzieś z dołu.

Ciemność.

Utrata przytomności...

W tym samym czasie,
*Bellamy*
- Zack, patrz! - zawołałem do szatyna kiedy zauważyłem ten czarny samochód, co ostatnio.

Zaczęliśmy biec zaraz za nim i podążyliśmy aż ku ogromnej willi. Schowaliśmy się za jakimś płotem i ostrożnie zaczęliśmy się przyglądać sytuacji. Faktycznie rudowłosy wysiadł z pojazdu i udał się ku domu. Otworzył drzwi i wszedł do środka. Nie byliśmy pewni czy to ten dom, w którym trzyma Skyler więc postanowiliśmy odczekać chwile. Po kilku minutach usłyszeliśmy krzyki z góry, gdzie było otwarte okno, chyba od łazienki więc postanowiliśmy wkroczyć do akcji. Kiedy krzyki ucichły z całej siły popchnąłem drzwi które trzasnęły o ścianę. Rzuciłem się na rudowłosego, ale Zack szybko mnie odciągnął.

- Stary, szukaj Sky! Ja się nim zajmę! - ryknął szatyn i zaczął okładać pięściami chłopaka.

Obiegiem szybko w okół salon jednak dziewczyny nigdzie nie było. Wbiegłem na górę i udałem się do sypialni jednej, drugiej jednak po dziewczynie nadal nigdzie nie było śladu. W końcu chciałem otworzyć drzwi od łazienki, ale były zakluczone. Kopnąłem je z całej siły wytwarzając je z zawiasów i wpadłem do środka pomieszczenia.

Drobniutka istota leżała na podłodze, cała blada i z zakrwawioną ręką. Łzy przeszkliły mi oczy, bo to był najgorszy widok w moim życiu. Zdjąłem z siebie szybko bluzę i obwiązałem jak najciaśniej wokół jej nadgarstka chcąc zatamować krwawienie. Usłyszałem jak szatyn wbiega po schodach więc krzyknąłem do niego.

- Dzwon po pogotowie! - wyjąkałem załamany. - A potem po policję.. - dodałem, a sam schyliłam się nad dziewczyną.

Wziąłem jej nieprzytomne ciało na kolana i głaskałam ją po głowie. Nawet w takim okropnym stanie była piękna, jak zawsze.. Złożyłem delikatny pocałunek na jej czole i podniosłem ją w stylu panny młodej i zaniosłem na dół niecierpliwie czekając na karetkę.

Pogotowie jak i policja przyjechali po niecałych siedmiu minutach. Zack został z policją, a ja pojechałem ze Sky do szpitala. Przez całą drogę trzymałem ją za rękę chcąc żeby wiedziała, że z nią jestem pomimo tego, że była nieprzytomna. Na miejscu zabrali ją ode mnie żeby się nią zająć, a ja załamany czekałem w poczekalni. W końcu podeszła do mnie jakaś miła pielęgniarka i podała mi kartę do wypełnienia.

- Niech się pan nie martwi, pana dziewczyna jest w dobrych rękach. - odparła z uśmiechem. - Napewno szybko dojdzie do siebie, ale teraz prosiłabym o wypełnienie danych, które pan zna, pózniej skontaktujemy się z jej rodziną.

Wziąłem od niej kartę i zacząłem wypełniać dane po czym odniosłem ją tej samej pielęgniarce.

- Dzwoniliśmy do rodziców dziewczyny z numerów, które pan podał jednak oni zadeklarowali, że nie mogą przyjechać i w tym momencie ma pan pełną zgodę na decydowanie o pańskiej dziewczynie. Normalnie nie możemy wpuszczać osób spoza rodziny do pacjentów w ciężkim stanie, jednak w zaistniałej sytuacji poproszę pana kiedy tylko lekarz skończy badania, a stan pacjentki będzie w normie. - skończyła i posłał mi miły uśmiech z żalem.

- Dziękuje pani bardzo. - odpowiedziałem i z powrotem usiadłem w poczekalni.

***
Minęło półtorej godziny, a dla mnie trwało to jak wieczność. Zack napisał mi, że niedługo przyjedzie, ale szczerze mówiąc w tamtej chwili miałem to gdzieś. W końcu podeszła do mnie starsza kobieta i uśmiechnęła się.

- Może pan wejść do dziewczyny i zostać jak długo będzie pan chciał. Jakby coś się działo proszę mnie zawołać. - skinąłem głową i wstałem pospiesznie udając się na salę.

Usiadłem obok brunetki na krześle i niepewnie chwyciłem ją za dłoń. Wciąż była nieprzytomna i blada, jednak wyglądała już lepiej i nie miała tak płytkiego oddechu jak wtedy.

- Nie wiem dlaczego to zrobiłaś kochanie i dlaczego chciałaś mnie zostawić, ale się nie martw, nie jestem zły. Najważniejsze, że zaraz wyzdrowiejesz i wszystko będzie dobrze. Nie spiesz się, odpocznij, a ja będę przy tobie kiedy w końcu się obudzisz. Nie ważne co się stało, bo kocham cie i wyjdziemy z tego razem. - powiedziałem do niej mając nadzieje, że to słyszy.

Schyliłam się nad nią i ucałowałem delikatnie w czubek głowy.

- Ja poczekam na ciebie kochanie, ale wróć do mnie...

My Best FriendWhere stories live. Discover now