Rozdział 21

14.1K 443 102
                                    

*Skyler*
- Nie żałujesz, że nie poszedłeś na tę imprezę wczoraj? - zapytałam mojego chłopaka, gdy siedzieliśmy następnego dnia na sofie w salonie.

- Ani trochę mała. - odrzekł szczerząc się do mnie i wciągając na swoje kolana.

Wtuliłam głowę w zagłębienie jego szyi i oplotłam rękoma jego szyję. Wdychałam jego zapach czekolady i wsłuchiwałam się w melodię przypadkowych piosenek z radio.

- To co, zróbmy coś pożytecznego ze sobą, a nie tylko tak siedzimy na tej kanapie... Zaraz mu tyłek wrośnie w tą sofę. - zaczęłam jęczeć nad jego uchem.

- No, a co chcesz robić? - zapytał niezadowolony chłopak, bo jak pewnie większość wie, jest strasznym leniem.

- Chodźmy pobiegać! - zawołałam rozentuzjazmowana i klasnęłam w dłonie podskakując na brunecie.

- No chyba cię pogrzało! - krzyknął jeszcze bardziej niezadowolony niż przedtem.

Brunet był nieugięty co do biegania, ale oczywiście mój kobiecy dar przekonywania pomógł mi namówić go na jogging po parku.

Ha, 1:0 dla Sky!

Ubrałam obcisły top do biegania, leginsy, buty do biegania, zarzuciłam na to cienką bluzę i włosy spięłam w luźnego kucyka. Zeszłam na dół do Bellamiego, który stał już przebrany przy drzwiach i chwyciłam klucze z szafki w przedpokoju.

- O fuck, dobrze, że zgodziłem się na to bieganie. - wytrzeszczył oczy i spojrzał na mnie ochoczo.

Przysunął, się do mnie i dał mi delikatnego buziaka ściskając mój tyłek, na którym bardzo opinały się leginsy. Chciał pocałować mnie ponownie, ale mu uciekłam i powiedziałam, że dostanie buzi po bieganiu, na co ten wydał cichy jęk niezadowolenia. Biegliśmy uliczkami Nowego Jorku i podziwialiśmy ciszę między nami, którą zagłuszał gwar samochodów i przechodniów. Wbiegaliśmy do parku i postanowiliśmy odpocząć chwilę na ławce. Nie zdążyłam usiąść, bo ktoś wciągnął mnie na swoje kolana i objął mnie od tylu ramionami całując szyję.

- Jezu idioto, nie tak publicznie! - wydarłam się na niego trochę rozbawiona.

- Ale ja chce buzi od mojej dziewczyny! - odpowiedział mi krzykiem i również wstał z ławki.

- Ale go nie dostaniesz! - pokazałam mu język.

- Jeszcze zobaczymy. - dodał spokojnie i ruszył biegiem zaczynajac mnie gonić po całym parku.

Oczywiście spojrzenia wszystkich ludzi padały na nas, bo zachorowaliśmy się jak dzieci grające w berka.

Właściwie na dworze było okropnie zimno, ale kiedy już tak biegaliśmy, to nieźle się rozgrzałam.

Nagle chłopak zagonił mnie do drogi bez wyjścia. Zaczęłam powoli się cofać, bo za mną było jezioro i nie chciałam wpaść. Robiłam małe kroczki do tyłu kiedy nie zauważyłam kamienia i wpadłam do wody po tym jak się poślizgnęłam. Usłyszałam śmiech chłopaka i widziałam jak przewraca się wręcz ze śmiechu. Tylko nagle przypomniałam sobie, że nie umiem pływać.

O cholera.

Zaczęłam przebierać rękoma i nogami jak tylko szybko mogłam robiąc wszystko, żeby nie utonąć.

- B-bell-lam-my! J-ja nie um-miem pły-ywa-ać! - krzyknęłam z całych sił jednak bałam się, że mnie nie zrozumiał.

Nie chcę zginąć w ten sposób. Nie chcę zginąć w jeziorze dlatego, że do niego wpadłam bo mój chłopak chciał ode mnie buzi.

Widziałam juz tylko czarną pustkę i czułam jak powietrze w moich płucach się kończy. Traciłam już nadzieję na ratunek jednak po chwili będąc już pod wodą usłyszałam koło siebie plusk i poczułam jak dwa silne ramiona wyciągają mnie z wody. Brunet wyniósł mnie z jeziora i położył na ławce.

My Best FriendOnde as histórias ganham vida. Descobre agora