Rozdział 29

10K 362 39
                                    

*Bellamy*
Sky nie wróciła na noc do domu.

Po imprezie z Lukiem miała wrócić od razu do domu jednak kiedy obudziłem się rano to nigdzie jej nie było, a nie miałem też żadnego sms-a czy karteczki, jakiejkolwiek wiadomości, że wyszła, albo, że poszła do niego na noc. Oczywiście z tego też nie byłbym zadowolony, ale przynajmniej wiedziałbym gdzie jest. Na to wszystko kiedy dzwonię na numer tego głupiego rudzielca odzywa się sekretarka i mówi, że nie ma takiego numeru. Zaczynam się poważnie bać, że ten idiota ją porwał. Niby to nie możliwe, ale trochę tak to wygląda. No bo dlaczego niby nagle moja Sky miałaby zniknąć tak o, bez słowa.. Przecież nam się układało, a ja starałam się nie robić jej scen zazdrości, ale może coś źle zrobiłem, albo powiedziałem.. Ale wtedy pewnie nie zniknęłaby od tak. Nie rozumiem co się dzieje i gdzie teraz jest mój pingwinek, ale ja ją odnajdę. Nie pozwolę żeby cokolwiek jej się stało.

Wybrałem szybko numer do Zacka z prośbą o pomoc. Na razie nikt nie wiedział żeby nie rozbić zbędnego zamieszania. Szatyn pojawił się w kilka minut i już po chwili siedziałem naprzeciwko niego na kanapie i próbowałem jakoś sklecić zdanie żeby mu o tym powiedzieć. W końcu podniosłem na niego wzrok i zauważyłem, że on też jest poddenerwowany, pewnie przez to widział, że ze mną nie jest najlepiej.

- Mamy problem stary. - zacząłem przerywając w końcu ciszę. - Moja mała Sky prawdopodobnie została porwana. - stwierdziłem cieżko i ledwo powstrzymałem się żeby się nie rozpłakać.

- Kuźwa Bellamy ty to jednak masz żarty! - wybuchnął śmiechem szatyn, a ja poczułem okropne ukłucie w sercu, że mógł pomyśleć, że tak o niej żartuję.

- Kurwa Zack, na serio! Nie chcesz to mi nie pomagaj, ale liczyłem na ciebie! - wykrzyczałem nie hamując już łez, które swobodnie zaczęły kapać po mich policzkach. Pobiegłem na górę do sypialni i usiadłem na łożku biorąc do ręki nasze wspólne zdjęcie i wpatrując się w nie jakby to miało sprawić, że zaraz się tu pojawi. - Wróć do mnie aniołku. - wyszeptałam ciągle przez łzy.

Do pomieszczenia wszedł szatyn i poczułem jak łóżko obok mnie się ugina. Zaraz potem chłopak poklepał mnie po ramieniu i zwrócił się do mnie.

- Przepraszam Bell, nie wiedziałem. Jezu, ty płaczesz? - zapytał zdziwiony, z resztą nic dziwnego, bo ja NIGDY nie płakałem, do teraz.

- Straciłem najważniejszą osobę w moim życiu, więc jak mam się zachować..

- Jeszcze jej nie straciłeś i nie stracisz. Znajdziemy ją, chociaż mielibyśmy przeszukać trójkąt bermudzki. - odpowiedział mi chłopak, a ja poszedłem doprowadzić się do porządku.

***
Jako pierwszy cel naszej misji obraliśmy odwiedzenie domu Luka. Nie pytajcie skąd mam jego adres, po prostu go śledziłem kiedyś, ale to historia na inną okazje. Podjechaliśmy pod mieszkanie w którym mieszkał i zostawiajac Zacka w aucie zapukałem grzecznie. Nie minęła minuta a drzwi otworzyła mi szczupła blondynka w wyzywającym stroju i z dziwnymi kolczykami. Zauważyłem w głębi domu coś niepokojącego. Na stoliku w salonie który był dokładnie na wprost drzwi wejściowych widziałem małe torebki z białym proszkiem i wysypany proszek na kształt kreski. Wszyscy wiedza co to oznacza, a jeśli nie to was oświecę, narkotyki. Nie wiem co ten skurwesyn zrobił mojej Sky, ale ja ją odnajdę.

- Zastałem może Lukasa Horana? - zapytałem nie owijając w bawełnę.

- Przykro mi, ale wyjechał do Californii. Ale towar mogę ja załatwić. - zaproponowała dziewczyna i zaczęła mnie wręcz wciągać do środka.

- Dziękuje, ale kupuje tylko od niego. - skłamałem nie chcąc się zbędnie tłumaczyć i ruszyłem z powrotem do auta. Usiadłem za kierownicą i wściekły zacząłem walić w kierownicę aż zaczął trąbić klakson. - Kurwa, kurwa, kurwa mać! - darłem się jak oszalały.

- Spokojnie Bellamy. - próbował mnie uspokoić ale ja ciagle wkurwiony przeklinałem pod nosem. - Bellamy do cholery ogarnij się! Skyler nie pomoże to, że będziesz tu przeklinał i walił w kierownicę! Jeśli chcesz jej pomoc to doprowadź się do porządku! - wydarł się na mnie i faktycznie miał racje.

- Masz racje, przepraszam stary. - odparłem i spojrzałem się na niego odpalając silnik i ruszając z podjazdu.

- Nie przepraszaj mnie tylko opowiadaj co się stało i co robimy. - powiedział i wyciągnął papierosa zapalając go. W moim aucie. Ehh. Wspominałem, że Zack pali? Nie? To teraz mowię. To on mnie tego nauczył jednak nie robię tego przy Sky bo wiem, że ją to wkurza.

- Luke pieprzony Horan handluje dragami. - zacząłem krótko, a szatanowi prawie wyleciał papieros z buzi. Nie przerywałem sobie jednak i kontynuowałem. - Do tego nie ma w domu, ale już wiem gdzie trzeba się udać.

- To co robimy teraz? - zapytał bardziej niż ja zdenerwowany teraz szatyn.

- Kierunek California.

***
Wylądowaliśmy właśnie na lotnisku w Californii. Nie wzięliśmy nawet żadnego bagażu, tylko pieniądze.

- Dobra, to gdzie zaczynamy poszukiwania? W kawiarni jakiejś może? Nie lepiej chodźmy od razu na policję... - gadałem jak najęty kręcąc się w kółko.

- Wyluzuj stary, dzisiaj już jest za późno.. Zaczniemy szukać jutro, prześpijmy tą noc w hotelu, zaczniemy z samego rana. - uspokajał mnie chłopak.

Zack ma racje. Teraz nic nie zdziałamy, lepiej zacząć od rana.

Nie wiem gdzie jesteś teraz, ale znajdę cię pingwinku.


My Best FriendKde žijí příběhy. Začni objevovat