Rozdział 20

1.6K 108 8
                                    

Justin całował mnie delikatnie, ale z tak wielkim uczuciem. Czując jego miękkie usta na moich, chciało mi się krzyczeć, płakać, wszystko naraz. Myślałam, że motylki rozerwą mi brzuch i wylatując z niego, zapełniłyby cały pokój. Oddawałam wszystkie pocałunki w sposób mówiący 'bardzo tęskniłam'. Naprawdę mi go brakowało. Żadne inne usta nie pasowały tak do moich, żadne inne ramiona nie przytulały mnie tak dobrze.

W pewnej chwili Justin się ode mnie odsunął. Nie otwierałam oczu. Myślałam, że jego wargi wrócą na swoje poprzednie, idealne miejsce, ale tak się nie stało. W końcu na niego spojrzałam.

- Zerwiesz z nim? - zapytał. Cholera... Szczerze, nie wiedziałam, co robić. Kochałam Justina, ale nie chciałam zranić Nathana. Tyle dla mnie zrobił, tak mnie wspierał.. Nie, nie mogę mu tego zrobić. Chociaż...To, co robię, nie jest fair w stosunku do obojga. Dlaczego to musi być takie trudne?

- Corinna, nie możesz mieć nas obu - dodał, kiedy nie odezwałam się ani słowem. Wyczuwałam w jego głosie lekką irytację.

- Mam was obu? - zapytałam. Tym razem to on siedział cicho, a ja naprawdę chciałam poznać odpowiedź. Nie wiedziałam, jak nazwać to, co jest między nami. Nie byłam pewna czy w ogóle coś jest.

- Ja... em... - jąkał się. - Zapomnij. Widzimy się jutro w szkole?

- Chcesz, żebym sobie poszła? - Spojrzałam na niego, ale odwrócił wzrok. Nic nie rozumiałam. Chwyciłam jego dłoń, ale ją zabrał. - Justin?

- Bałaś się kiedyś? - zapytał, a ja zmarszczyłam brwi. Co to było za pytanie? Jasne, że się bałam. Bałam się stracić mamę, bałam się, że stracę Justina. Boję się zranić Nathana, boję się, że sobie nie poradzę, boję się, że zostanę sama...

- Pająki są przerażające - zażartowałam, żeby trochę rozluźnić atmosferę, ale jemu nie było do śmiechu. Wciąż na mnie nie patrzył, tylko siedział ze wzrokiem utkniętym w podłodze. 

- Bałaś się kochać? - Tym razem przeniósł wzrok na mnie. W jego oczach dojrzałam mieszankę różnych emocji, a jednym składnikiem był właśnie strach. Nie wiedziałam, co mu odpowiedzieć. Patrzyłam się na niego, próbując wyczytać z twarzy odpowiedzi na wszystkie moje pytania. - Jestem pieprzonym tchórzem.

- Nie jesteś, Justin. - Ponownie złapałam jego dłoń, której tym razem nie zabrał. Kciukiem masowałam jej wierzch.

- Jestem, bo - wziął głęboki oddech - boję się tego uczucia. Nigdy na nikim tak mi nie zależało. Nigdy moje wnętrzności nie robiły fikołków na czyjś widok. Nigdy tyle o kimkolwiek nie myślałem. Nigdy na słowo ,,przyszłość" nie miałem przed oczami siebie z trójką dzieci i żoną. Nigdy nie myślałem, że czyjś uśmiech tak mi się spodoba i będę chciał zrobić wszystko, żeby tylko nie schodził tej osobie z twarzy. Po prostu... Nigdy nie byłem zakochany i boję się, jak to wszystko się skończy. 

Patrzyłam się na niego, nie mogąc nic z siebie wykrztusić. On mówił o mnie? Ja byłam tą osobą? Z jednej strony chciałam rzucić się na niego i pocałować, ale z drugiej rozpłakać, bo tak naprawdę mógł mnie brać tylko za przyjaciółkę, której właśnie się zwierzył...

- W porządku. Każdy boi się zranienia - w końcu się odezwałam.

- Ty też?

Pokiwałam głową na ,,tak". - Ale strach nie może nas ograniczać. Wiesz, zawsze warto spróbować. Co by się nie stało, jeśli to sprawiało, że się uśmiechałeś, naprawdę było warto.

Zmarszczył brwi, jakby głęboko się zastanawiał nad tym, co powiedziałam. W pewnej chwili zacisnął pięści, szepcząc ,,pieprzyć to'' i popatrzył się na mnie innym wzrokiem niż dotychczas.

- Corinna?

- Tak?

- Kocham cię.

Zrobił to. Powiedział te dwa słowa. Do mnie. Czy ja śnię? Błagam, niech to nie będzie kolejny sen. 

- Chyba rozumiem... - powiedział, kiedy siedziałam cicho, i chciał już wstać, ale mu nie pozwoliłam. Weszłam mu na kolana i pocałowałam.

- Też cię kocham. - Uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. Znowu złączył nasze usta w długim, nowym, lepszym pocałunku.

***

Leżeliśmy w jego łóżku. Nawet nie rozmawialiśmy, tylko wtuleni w siebie cieszyliśmy się swoją obecnością. To był dobry dzień, mógłby trwać wiecznie. Nie chcę myśleć o jutrze.


***

- Naprawdę musisz już iść? - zapytał, kiedy już zebrana stałam przy jego drzwiach wyjściowych. Stał oparty o ścianę, starając się zrobić minę, która przekonałaby mnie do zostania.

- Jutro szkoła, przecież wiesz.

- Zróbmy sobie znowu wolne - powiedział i łapiąc mnie za biodra, przyciągnął do siebie i pocałował. Całował mnie długo i czule, chcąc mnie zatrzymać jak najdłużej. W końcu chciałam się oderwać, ale nie pozwolił mi na to. Trzymał mnie bardzo blisko siebie i nie przerywając pocałunków, podniósł mnie. Oplotłam go nogami w pasie, nie chcąc spaść i wtedy ruszył w kierunku swojego pokoju.

- Justin...

- Shhh, spodoba ci się. Obiecuję.

Położył mnie na łóżku, a sam umiejscowił się nade mną. Przeniósł pocałunki na moją szyję. Miał rację, podobało mi się. Powoli zaczął ściągać mi koszulkę, całując przy tym mój brzuch. Szedł z pocałunkami do góry, aż dotarł do kolejnej przeszkody. Odpiął mi stanik, przez co spanikowałam. Gwałtownie się podniosłam, napotykając jego wzrok.

- Justin, j-ja nie... - zaczęłam, ale przerwał mi pocałunkiem. Z powrotem mnie położył, wracając do całowania każdego centymetra mojego ciała.

- Rozluźnij się. Nie zrobię nic, co by ci się nie spodobało.

Przygryzłam dolną wargę. Jego usta zostawiały przyjemne mrowienie na mojej skórze. Czułam narastający gorąc. Kiedy pozbył się moich spodni, ponownie się spięłam. No, dawaj, Corinna, przecież tego chcesz.

- Kochanie... - zaczął Justin - Przestanę, jeśli chcesz.

Uniosłam głowę, żeby na niego spojrzeć. Ręce trzymał na moich kolanach. Miałam mocno ściśnięte uda, przez co nie mógł się dostać dalej.

- Przepraszam, ja po prostu nigdy...

- Wiem, nie przepraszaj. Nie chcę się jeszcze z tobą przespać. Chcę ci zrobić przyjemność - powiedział, po czym podniósł się na wysokość mojej twarzy. Usta zbliżył do mojego ucha, które muskał, podczas szeptania: - Zamknij oczy. Nie myśl o niczym. Skup się na moim dotyku, dobrze?

Przytaknęłam mu i przymknęłam powieki. Złożył pocałunek na moich ustach. Następnie zajął się moimi piersiami. Jedną całował i ssał, drugą masował dłonią. Cicho jęknęłam. Rozluźniałam się coraz bardziej, czując coraz większą przyjemność. W końcu rozchylił moje uda i złożył mokre pocałunki na ich wnętrzu.

- Kocham cię - powiedział, zanim zatopił swoje wargi tam, gdzie nikt wcześniej nie miał okazji. O cholera...

C&J: Help me, please [ZAKOŃCZONE] 1/3Where stories live. Discover now