Rozdział 4

2.1K 130 9
                                    

Justin

Usłyszałem kroki. Od razu wiedziałem, że idą do mnie, a może PO mnie? Cholera, mam nadzieję, że jednak to nie będzie ta część filmu, gdzie krew tryska na boki, oblewając mordercę i ściany. 

Schowałem telefon i usiadłem na krześle. Starałem się przywiązać tak, żeby nie zauważyli, że udało mi się ruszyć. Są słabi w tę grę, więc może nie mam się zbytnio czym martwić? Albo to jakiś żart? Logan, pieprzony śmieszek, wymyślił sobie nową zabawę. Zaraz wyskoczy i powie: 'Mam cię, Bieber!'. 

Usłyszałem ciche szepty. Czyli było ich tam dwóch, może więcej. Następnie rozbrzmiał dźwięk uderzających o siebie kluczy. Jeden zamek został otwarty. Znowu odgłos obijania się metalu i kolejny klucz wylądował w dziurce. Czynność powtórzyła się jeszcze z trzy razy i dopiero wtedy drzwi się poruszyły. Zza nich weszły dwie czarne postacie. Nie mogłem stwierdzić kto to, wyglądali jak własne cienie. Wydaję mi się, że przycisnęli guzik, bo usłyszałem brzdęk i kraty się rozsunęły, tworząc im przejście. Zbliżyli się do mnie, a mi zaparło wdech. Bałem się jak cholera.

Corinna

Dojechałam na miejsce w niecałe dziesięć minut. Muzyka grała tak głośno, że miałam ochotę stąd uciec. Ale musiałam tam wejść. Justin potrzebuje pomocy. Odetchnęłam głęboko i wyciągnęłam telefon. Nie byłam pewna co dalej robić.

22:13
Do: Justin
Już jestem. Co mam robić? Kogo pytać?

Odczekałam chwilę, ale chłopak nie odpisał. Cholera, czy mu się coś stało? Już go dopadli? Nie, nie, nie... Nie wymyślaj od razu najgorszych scenariuszy. Ogarnij się, Corinna. Postanowiłam wysłać kolejną wiadomość.

22:16
Do: Justin
Halo? Wszystko w porządku? Odpisz mi.

Po kolejnych pięciu minutach nadal nie dostałam żadnej odpowiedzi. Nie wiedziałam, co się stało. Nie mogę popadać w panikę. Na pewno nic mu nie jest, tylko z jakiegoś powodu nie może odpisać. Pieprzyć to, wchodzę tam.

Pewnym krokiem (choć tak naprawdę ze stresu uginały mi się kolana) weszłam po schodkach i stanęłam przed drzwiami. Zapukałam, ale potem od razu walnęłam się w czoło. Przy tak głośnej muzyce na pewno by mnie usłyszeli. Brawo, Corinna. Zacznij myśleć! Pociągnęłam za klamkę i pchnęłam drzwi. Od razu zaatakowała mnie fala uderzeniowa, aż mnie cofnęło. Wymieszany smród alkoholu, papierosów, trawki i nawet wymiocin sprawił, że chciałam stamtąd uciec jeszcze bardziej. Mimo wszystko weszłam do środka. Przeleciałam wzrokiem wszystkie osoby w pomieszczeniu, szukając chociaż jednej w miarę trzeźwej. Stałam tak chwilę i zaczęłam tracić nadzieję. Nikt nawet nie zauważył, że weszłam. Byli zbyt zajęci lizaniem się, piciem czy tańczeniem. Znaczy, to się umownie nazywa tańcem. Ci ludzie tak się o siebie ocierają, że wyglądają, jakby uprawiali petting bez skrępowania przy innych. Westchnęłam ciężko i wtedy moje oczy ujrzały w kącie pokoju jedną, znudzoną duszyczkę, która bawiła się telefonem. To może być moja nadzieja.

- Hej - przywitałam się, kiedy już stanęłam przy moim celu.

- Nie pieprzę przypadkowych osób na imprezach, dlatego znajdź sobie innego frajera - odparł, nawet nie podnosząc na mnie wzroku.

- Czy wyglądam ci na pijaną dziwkę, która szuka przygód? - uniosłam pytająco brew. Dopiero wtedy chłopak na mnie spojrzał. Zauważyłam zakłopotanie w jego oczach. Szybko schował telefon i poprawił się w fotelu. Zlustrował mnie całą wzrokiem, unosząc przy tym brwi w zdziwieniu.

- Nie wyglądasz, w ogóle, jakbyś przyszła na imprezę. Dresy? Wow. - Kiedy zobaczył, jak spuściłam głowę, szybko dodał: - Podobają mi się. Są takie...okrywające. Nie widać twoich cycków ani tyłka i powiem ci, że to bardziej mnie kręci niż te rozebrane pustaki.

Zaśmiałam się, a on mi zawtórował. Przesunął się, robiąc mi miejsce i poklepał mały kawałek fotelu, w ramach zachęcenia mnie do posadzenia tam swoich czterech liter. Na szczęście, należę do osób drobnych, dlatego nie miałam problemu ze zmieszczeniem się. Siedziałam bardzo blisko niego, ale nie czułam się źle. Miałam wrażenie, że mogę mu zaufać.

- Simon. - Wyciągnął dłoń w moim kierunku.

- Corinna - odpowiedziałam, podając mu dłoń. - Więc... Dlaczego siedzisz tutaj tak sam? 

- Nie miałem wcale ochoty tutaj przychodzić, ale kumpel mnie zmusił. Chce pomóc mi zapomnieć o dziewczynie i nie rozumie, że ten sposób nie jest dla mnie dobry - westchnął, a ja poklepałam go po ramieniu w geście pocieszenia. - A ty? Chyba niedawno przyszłaś, zauważyłbym cię wcześniej.

- Ach, tak. Jestem tutaj od jakichś pięciu minut. Szukałam kogoś trzeźwego, żeby z nim porozmawiać, bo mam problem.

Simon pokiwał głową, bym kontynuowała. W duchu skakałam z radości, że chłopak mnie nie olał i chce wysłuchać. Coraz bardziej zaczynam wierzyć, że głupi ma szczęście.

- Szukam, em...kolegi. Ma na imię Justin. Znasz go może? - zapytałam, po czym przełknęłam głośno ślinę. Byłam bardzo zdenerwowana. On chyba to zauważył, bo położył dłoń na moim udzie. Chciał mnie uspokoić, ale to nic nie pomogło. Nic nie było w stanie tego zrobić. Na moich barkach leży odpowiedzialność za życie Justina. Tylko ja mogę mu pomóc. Ja. Osiemnastoletnia, niziutka Corinna Haywire. 

- O którego Justina ci chodzi? Na imprezie widziałem chyba z trzech gości o tym imieniu.

Cholera, mój Justin nie napisał mi, jak ma na nazwisko, a ja byłam zbyt zestresowana, by pomyśleć i o to zapytać. Nie poczułam wibracji w kieszeni, także nadal mi nie odpisał. Co jeśli się myliłam i jednak już po nim? Łzy zaczęły mi napływać do oczu. Nie mogłam sobie pozwolić na płacz. Odetchnęłam głęboko. Musiałam w końcu się odezwać. Bo ile można czekać na odpowiedź?

- Miał tu być, ale nie dotarł. 

- Ach, więc pewnie chodzi ci o Biebera? Miał przyjść i bardzo się zdziwiłem, że tak się nie stało. On przecież nigdy nie opuszcza żadnej imprezy.

Czekaj, co? Bieber? Ten nadęty, bogaty dupek Bieber? Ten, co ma na wyciągnięcie ręki każdą dziewczynę? Ten, który pieprzy się z każdą istotą, która posiada pochwę? Nie, to musi być pomyłka. Niemożliwe, żeby to on mnie prosił o pomoc. 

- Nie, to nie może być on - powiedziałam bardziej do siebie niż do niego.

- Co? - krzyknął. Nie usłyszał moich słów, bo ktoś mądry jeszcze bardziej podgłośnił muzykę. Pewnie szumy w głowie, spowodowane wielką ilością alkoholu, zagłuszają im wszystko. 

- Wyjdziemy na zewnątrz? - odkrzyknęłam, a mój towarzysz tylko pokiwał głową. Wstaliśmy z fotela i wyszliśmy przed dom. Usiedliśmy na schodach i odetchnęliśmy głęboko. W końcu czyste powietrze. Chłopak otworzył buzię, ale w sekundę ją zamknął, marszcząc brwi. Spojrzałam na niego pytającym wzrokiem. Nic nie odpowiedział, tylko zaczął iść przed siebie. Ruszyłam za nim. 

- Simon? 

Nic nie odpowiedział, szedł dalej przed siebie aż w końcu zatrzymał się przed czarnym, sportowym, wypasionym aucie. Na pewno był drogi.

- Samochód Biebera - oznajmił.

Czyli jednak. Nie ma innego wyjścia. Justin, którego ratuję, jest sławnym dupkiem z mojej szkoły. Cholera. Nagle przestałam mu tak bardzo współczuć. Należy mu się. Myśli, że ma kasę i ma wszystko.

...Co ja gadam? Dupek czy nie, potrzebna jest mu pomoc. Mam tylko nadzieję, że mam komu pomagać i nie znajdę gnijących zwłok.

C&J: Help me, please [ZAKOŃCZONE] 1/3Where stories live. Discover now