59

39.2K 2.1K 34
                                    

**Samantha
Nareszcie nadszedł dzień, w którym Jason wychodzi ze szpitala. Uparłam się, że na razie będziemy mieszkać z moim tatą . Na uczelnie dam radę dojeżdżać, a Jason jeszcze parę dni będzie mógł spokojnie odpocząć zanim wyjedzie do New Jersey. Bardzo się obawiam dnia, w którym będziemy musieli się rozdzielić. Wiem, że Nick będzie go pilnować i pomagać mu, ale właśnie z tego powodu się denerwujeę. Mówimy przecież o tym zawsze nierozważnym, szalonym Nicku. Mimo szczerych chęci nie potrafię mu uwierzyć, że nie wpakuje Jasona w żadne kłopoty. Poprostu  nie byłby sobą. Nie wyobrażam sobie, że będziemy tak daleko od siebie. Na samą myśl płakać mi się chce. Jednak nie mogę z tym nic zrobić.
Wstałam rano i od razu się ubrałam. Zjadłam szybkie śniadanie i pojechałam do szpitala. Nick i Darcy  juz mieli czekać na miejscu. Zaparkowałam i wysiadłam z samochodu. Zamiast moich przyjaciół zobaczyłam pod szpitalem matkę Jasona. Podeszłam do niej szybkim krokiem. Byłam wściekła. Kobieta paliła papierosa i w momencie, gdy mnie zobaczyła uśmiechnęła się szyderczo.
-Co pani tu robi?
-Przyszłam zabrać mojego syna do domu.
- Jason mieszka teraz u mnie.
-Od dzisiaj to się zmieni.
- Nie ma mowy. On się na to nie zgodzi. Może być tego pani pewna.
- Bo co?
- Jak pani w ogóle nie wstyd? Ani razu go pani nie odwiedziła, gdy był w śpiączce.
-Po co miałam go odwiedzać skoro był nie przytomny? I tak nie wiedziałby, że byłam.
-Proszę stąd odejść. On nie może się teraz denerwować.
-Nie pozwolę zabrać mi mojego syna. On nie pojedzie do New Jersey. Nie wyrażam na to zgody.
-Teraz to gówno pani może. Jason pojedzie do Princeton czy się pani to podoba czy nie.- powiedziałam wymijając ją. Weszłam do środka.

- Jak się czujesz? - Zapytałam całując mojego chłopaka w usta.
-Cudownie. Nareszcie mogę wyjść z tego wariatkowa.
-Prawdziwa wariatka to czeka na ciebie przy wyjściu.
- Moja matka? -Zapytał z rozbawieniem.
-Tak.- teraz to mina mu zrzędła.
-Co? Ja żartowałem.
-Wiem skarbie, ale ona na serio czeka na ciebie.
-Cholera. No dobra, trudno. Przyniosłaś mi ubrania?
- Tak. Masz- podałam mu spodnie, koszulkę na krótki rękaw i ciepłą bluzę.
-Pomożesz mi?- spytał siadając na łóżku.
-oczywiście. -Podeszłam do niego i ściągnełam koszulkę. Sięgnełam po drugą i zanim mu ją założyłam już leżałam na łóżku. Jason położył się na mnie i zaczął mnie całować.
-Przestań -zaczęłam się śmiać. -Nie tutaj.
-Musimy szybko nadrobić zaległości. - Powiedział nadal mnie całując. - Zresztą uwielbiam jak zdejmujesz ze mnie ciuchy.
-Przestań zboczeńcu.
-Nie dam ci dzisiaj żyć. Zobaczysz.
- Zaraz cię zostawię w tym szpitalu. Albo lepiej, oddam cię twojej mamusi. Co ty na to?
-Aż taki niegrzeczny byłem?
-Nadal jesteś. -Teraz całował moja szyję i obojczyki. Mimowolnie jęknełam i wygiełam się w łuk. Jason przesunął swoją dłoń na moje biodra poczym wsunął jedną rękę pod moją bluzkę. W tym momencie oczywiście weszli nasi przyjaciele.
-Proszę się tu nie pieprzycć na szpitalnym łóżku!  Trochę przyzwoitości. Cholera.- powiedział Nick śmiejąc się z nas. Jason również się roześmiał. Pocałował mnie jeszcze raz i zszedł ze mnie.
-A wy macie jak zwykle niezłe wyczucie. - Powiedział Jason przytulając każdego z osobna. Chwilę później przyszli jeszcze Eddie,  Matt, Noah, Chris i Jackson.
-Stary, ty żyjesz! -Krzyknął Eddie., wszyscy zaczęli go przytulać i klepać po plecach. Oni też często odwiedzali Jasona tutaj. Ciesze się bardzo, że ma takich super przyjaciół.
Jason szybko przebrał się do końca i całą paczką zmierzaliśmy do wyjścia, gdzie zapewne czekała ta cholera.
Nie myliłam się. Tylko wyszliśmy za drzwi, a ona od razu podeszła do nas. Dosłownie rzuciła się Jasonowi w ramiona.
-Tak się o Ciebie martwiłam kochanie.-zrobiła zmartwioną minę.- jak się cieszę, że jesteś zdrowy. Cholernie się bałam, że cię stracę.
-Co kurwa? - Powiedział Jason zaskoczony tym, co ona powiedziała.
-Nie rób takiej zdziwionej miny. Jestem twoją matką. To chyba jasne, że się martwiłam o ciebie.
-No raczej nie. Sorry, spieszymy się -powiedział Jason.
-Ale ja zabieram cię do domu. -pani Hale była zdeterminowana.
-Mój dom jest tam, gdzie samanthy. Zapamiętaj to sobie.-powiedział Jason oschle.
-Ta dziewucha nie jest ciebie warta. Zobaczysz, że będziesz z nią nieszczęśliwy. Wspomnisz moje słowa. To dziwka jest! Kiedy ty leżałeś nieprzytomny ona dawała dupy każdemu po kolei.!- krzyczała za nami. My nie zwracając już uwagi wsiedliśmy do samochodów i odjechaliśmy wszyscy.
Chłopaki postanowili, że trzeba uczcić Jasona powrót do świata żywych, wiec gdy tylko wszedł do domu, czekał na niego ogromny tort i szampan. Mój tata przyszedł się przywitać.
-Ciesze się, że jesteś tutaj z nami synu. -Powiedział.
Do późna siedzieliśmy w moim pokoju. Chłopaki się wygłupiali cały czas. Jason nareszcie był szczęśliwy. Ja zresztą też.

Risky BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz