33

53.2K 2.9K 134
                                    

*Jason
Chyba byłem zbyt wielkim optymistą. Nie mam teraz do kąd iść. Nie mogę wrócić do Nicka, a już na pewno nie do mamy. Wylądowałem więc na dworcu. Trudno. Było już późno więc została mi tylko ławka. Lekko już przysypiałem, gdy ktoś szturchnął mnie w ramię.
-To moja ławka. Ja tu zawsze śpię.
-Spadaj facet-powiedziałem nawet nie otwierając oczu.
-Zadzierasz z miejscowym menelem? Ja tu rządzę. Wstawaj z tej ławki.- teraz to się naprawdę wkurzyłem. Podniosłem się szybko i zamachnąłem żeby uderzyć. W połowie drogi moja ręka się zatrzymała.
Przde mną stał Nick. Patrzył na mnie z szerokim uśmiechem.
-Możesz mi przyłożyć. -powiedział.
-Nie mam ochoty.
-Nie będziesz tu spał. Wracasz do mnie.
-Nick, nie mogę. To wszystko jest takie skomplikowane.
-Nie Jason. Sam sobie wszystko komplikujesz. Mieszkasz u mnie i koniec. -wziął moją walizkę i poszedł. Nie miałem wyjścia, musiałem iść za nim. Wsiadłem do samochodu i wyjąłem telefon. Pominąłem wiadomości od Sam i przeczytałem od nieznajomego numeru. : jutro 2 runda. Tam gdzie wcześniej. O 20.
Spojrzałem na Nicka niepewnie. Cholera.
-Jutro jest walka. -powiedziałem.
-Wiem. Też przed chwilą dostałem wiadomość. -zapadła niezręczna cisza. Nie wiedziałem co powinienem zrobić. Powiedziałem przecież Nickowi, że nie pójdę więcej na walki. Z drugiej jednak strony dzięki niemu mam gdzie mieszkać. Nie mogę go teraz tak zostawić. Niech go szlag.
-Pójdę tam .-powiedziałem w końcu.
- Nie musisz. Nie mam prawa Cię o to prosić, Jason. Nie mogę po prostu.
-Ja się Ciebie nie pytam o zdanie. Powiedziałem, że pójdę.
-Dzięki. Byłem przed chwilą na treningu. Wiesz kogo tam spotkałem?
-Kogo?
-Samanthe.
-Nie chcę tego słuchać. - od razu go ostrzegłem. Nie chcę wiedzieć co ona robi. To nie moja sprawa. Już nie jesteśmy razem.
-Jason, nie udawaj że Cię to nie obchodzi cokolwiek się wydarzyło, to ona czuje się z tym okropnie.
-Przestań już. Ja też się czuję okropnie, ale to nad nią się wszyscy trzęsą. Biedna Samantha. Gówno prawda.

Wstałem rano w bojowym nastroju. Od razu poszedłem na siłownię. Spędziłem tam pół dnia. Nie byłem jeszcze gotowy pójść do szkoły. Nie chcę widzieć Sam. Nie teraz. Nadal jestem wściekły na nią. Nadal nie mogę sobie poradzić z jej stratą. Boję się tej konfrontacji bo wiem, że moje serce rozsypie się jeszcze bardziej. Nie ufam sobie na tyle by tak zwyczajnie na nią patrzeć.
Nie miałem pojęcia czy dobrze robie idąc na tą walkę. Długo myślałem nad tym w nocy. Jednak teraz już nie mogę się wycofać. Nick podwiózł  mnie pod klub. Obaj byliśmy zdenerwowani. Nie ufałem sobie. Bałem się, że mogę nie wyhamować i dac się ponieść emocjom. Jak zwykle było mnóstwo ludzi. Ledwo się przepchnąłem do ringu. Byłem już przebrany i od razu gotowy do działania. Byłem zdeterminowany. Muszę to wygrać.
Tym razem to mnie pierwszego zawołano na ring. Zastanawiałem się jakiego dadzą mi przeciwnika. Zapewne będzie to kolejny osiłek bez mózgu. Gdy wywołali przeciwnika miałem nadzieję, że to jakiś żart. Stałem wmurowany w ziemię. Nie mogłem się poruszyć. W końcu odzyskałem rezon.
-Co jest kurwa!-wrzasnąłem groźnie patrząc na Tylera. Tak, to mój przeciwnik. Gnojek, który zabrał mi Samanthe. Byłem wkurwiony na maksa i już wiedziałem, że nie będę się powstrzymywać. Zabije gnoja. Zabije go.
Tyler uśmiechał się szyderczo i szukał kogoś w tłumie. Zobaczył w końcu Samanthe. Stanęła właśnie przy samym ringu. Chłopak po prostu złapał ją za rękę i brutalnie przyciągnął do siebie.
-Chciałbyś ją mieć, co?- spojrzał na mnie z satysfakcją.
-Bierz sobie tą dziwke. Jest cała twoja. -próbowałem być obojętny. Jednak nie potrafiłem. Zabolało mnie to. I to bardzo. Sam widok samanthy sprawił, że coś w moim sercu się poruszyło. Widok jej z tym kretynem jeszcze bardziej mnie wkurzył. Tyler ostentacyjnie pocałował ją na moich oczach pomimo jej protestów. Próbowała go odepchnąć, ale za mocno ją trzymał. Gdy poddała się, rozluźnił uścisk. Wtedy ona uderzyła go z całej siły pięścią w brzuch. Chłopak nie był na to przygotowany i zaczął skręcać się z bólu. Ona odwróciła się do mnie.
-Jason, może mi nie wierzysz, ale jestem tu dla Ciebie. Ten gnojek to wszystko ukartował. Wiedział, że będzie z tobą walczyć.
-Nie wierzę ci. - powiedziałem. Bardzo chciałbym jej uwierzyć jednak wiem, co widziałem. Jej słowa jeszcze bardziej tylko mnie ranią.
-Kocham Cię-powiedziała po czym odwróciła się i zeszła z ringu. W tym momencie chciałem ją przytulić. Chciałem poczuć jej zapach. Teskniłem cholernie za jej delikatną skórą, za jej śmiechem i długimi, miękkimi włosami, którymi uwielbiałem się bawić. Zaraz potem jednak przypomniało mi się co zrobiła i wróciłem do rzeczywistości. Tyler zdawał się być bardzo pewny siebie. Próbował jak najbardziej mnie poturbować. Walił specjalnie w żebra. Bolało jak cholera. Kątem oka dostrzegłem Samanthe. W jej oczach ujrzałem wiarę. Wierzyła, że dam radę. Dodało mi to siły. Nie ważne jak bardzo czułem się zraniony, to nie mogłem ignorować tego, że nadal ją kocham. Może mówiła prawdę? Chcę wygrać tą walkę dla Sam i dla Nicka. Tak. Puściłem w końcu wszystkie hamulce. Walilem bez opamiętania, nie zwracając na nic uwagi . Tyler leżał już na ziemi. Wyraźnie był w szoku moim przypływem sił. Podniósł się, lecz po chwili znowu wylądował na ziemi. Tym razem nie był już w stanie się podnieść. Chyba mu coś złamałem. Ma za swoje skurwiel. Stałem tak nad nim i dyszałem ciężko. Nie byłem w stanie się poruszyć. Nagle ktoś złapał mnie i wyciągnął na zewnątrz. Dopiero wsiadając do samochodu ogarnąłem, że to Samantha mnie stamtąd wyciągnęła. Po chwili pod klub podjechała policja, a my odjechaliśmy. Samantha mnie uratowała. Jeszce chwila i zamkneliby mnie za udział w nielegalnych walkach. Jestem cholernym szczęściarzem.

Risky BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz