64

35K 1.9K 42
                                    

*JasonMam niezłe wyczucie czasu

Ups! Ten obraz nie jest zgodny z naszymi wytycznymi. Aby kontynuować, spróbuj go usunąć lub użyć innego.

*Jason
Mam niezłe wyczucie czasu. Nie mogłem już wytrzymać bez Samanthy.  Akurat zjawiłem się kiedy ona najbardziej mnie potrzebowała. No może nie zupełnie, bo to ja ją powinienem obronić. Ale spoko dostanie ode mnie ten zjeb.
Wstałem wcześniej niż Samantha. Poszedłem obudzić Darcy.
-Jason posrało cię? Gdzie ty mi się pakujesz do łóżka. -położyłem się na kołdrze obok Dars.
-Musisz mi pomóc.
- A nie może to zaczekać aż się wyśpie?
-Nie. Muszę z tym zdąrzyć zanim się Sam obudzi.
-No okey. O co chodzi?
-Wiesz, że Luke zaatakował Sam?
-Travis mi coś mówił jak wychodził. Ale nie rozmawiałam jeszcze o tym z nią.
-Musisz mi powiedzieć który to.
-Jason to nie najlepszy pomysł.
-Jeżeli mi nie pomożesz to sam sobie poradzę. Dzięki tobie zaoszczędzę czas. To jak?
-Xholera. Wiem, że nie odpuścisz. Nie rób sobie problemów. Możesz go postraszyć ale żadnego bicia. Już dostał od Travisa.
-Jasne. Więc?
-Luke Williams. Mieszka piętro wyżej. Pokój 205.
-Dzięki.-zerwałem się z łóżka i od razu do niego poszedłem .
Z pięć minut dobijałem się do drzwi. Wreszcie otworzył mi wysoki chłopak. Twarz miał poobijaną więc wnioskuje, że dobrze trafiłem. Jednak wolałem dopytać tak dla pewności.
-Ty jesteś Luke?
-Tak a co?
-Ti świetnie. -powiedziałem poczym przywaliłem mu w szczękę. Chłopak od razu się przewrócił, ale ja jeszcze nie skończyłem. Po paru minutach Luke był zalany krwią, a ja z wielkim trudem powstrzymałem się, by go nie zabić.
-Spróbuj jeszcze raz chociaż spojrzeć na Samanthę, a przysięgam ci, że żywy z tego nie wyjdziesz.
-Co z ciebie za chłopak, że nie umiesz przypilnować swojej dziewczyny- powiedział podnosząc się.
-Nawet nie wiesz z kim zadarłeś. Odwal się od niej śmieciu. Nie pozwolę ci ją znowu skrzywdzić.
-Czemu ci na niej tak zależy? To przeciez zwykła dziwka.
-A ty jesteś chujem. Spieprzaj od niej. Nie będę tego drugi raz powtarzać. Trzymaj się od niej z daleka. -powiedziałem poczym wyszedłem stamtąd trzaskając drzwiami. Byłem wściekły. Co za gnój. Nie wiem czy to coś pomoże. Cholera nie podoba mi się ten gość. Dobija mnie świadomość, że muszę jeszcze dzisiaj wracać do New Jersey. Ale się wjebałem.

-Gdzie byłeś?-spytała Samantha.
-Na spacerze. Zwiedzałem trochę.
-Napewno też zwiedziłeś pokój Luke'a, tak?
-Skądże.
-Jason znam cię. Nie musiałeś tego robić.
-Musiałem zaznaczyć teren. -powiedziałem przyciągając ją do siebie. -o której masz zajęcia?
-O 13. -spojrzałem na zegarek. Mamy jeszcze 2 godziny dla siebie.
-To zdążymy jeszcze parę rzeczy zrobić.-powiedziałem biorąc ją na ręce.
-Co masz na myśli?
-Przekonasz się. -zaniosłem ją do jej sypialni. Po chwili oboje byliśmy nadzy.
-Tobie to tylko jedno w głowie- zaśmiała się Sam całując mnie.
-Muszę korzystać z okazji. Stęskniłem się. -powiedziałem. Tym razem kochaliśmy się delikatnie. Rozkoszowaliśmy się chwilą. Każdy pocałunek wypełniony był tęsknotą. Chciałem żeby czas się zatrzymał. Nie miałem ochoty wypuszczać Samanthy z objęć. Jednak ona musiała iść w końcu na zajęcia, a ja powinienem wracać do Princeton.

Po paru godzinach byłem już w swoim pokoju. Nicka jak zwykle gdzieś wywiało. Położyłem się na łóżku i napisałem do Sam, że dotarłem. Po chwili mój przyjaciel przyszedł do pokoju ze skrzynką alkoholu.
-O hej, stary. -powiedział.
-Hej. Po co ci to?
-Liczyłem, że dopiero jutro rano przyjedziesz, więc postanowiłem zrobić imprezę z tego powodu.
-Chciałeś świętować, że wyjechałem?
-Noo. Ale juz skoro wróciłeś to niech to będzie impreza powitalna. Niech stracę.
-Jesteś pojebany- powiedziałem śmiejąc się. To jest dopiero przygłup. Co z tego, że mówiłem mu, że nie ma sensu żebym wracał rano przed zajęciami więc wrócę wieczorem. Tak właśnie mnie Nick słucha.
Oczywiście było sporo ludzi. Większości nie znałem. Dziwnie się czułem. Ja nie wiem jak on to robi. Zawsze są tłumy na jego imprezach. Wszyscy się też świetnie zawsze bawią. Tylko, że tym razem ja nie miałem ochoty imprezować. Siedziałem na kanapie i paliłem papierosa za papierosem.
-Jason ty cipo napij się wreszcie.
-Nie chcę.
-No ze mną się nie napijesz?- i jak tu nie przywalić temu dupkowi?? Nie miałem wyjścia. To był jednak mój błąd. Po paru kieliszkach byłem już nieźle wcięty. Wiedziałem, że będę tego żałować. Jutro rano mam zajęcia, a ja będę leczył kaca. Brawo ja. Nie ma to jak życie studenckie. Chcesz mieć znajomych to musisz chlać. Masakra jakaś. Przynajmniej jakoś odreagowałem po tej pogawędce z Lukiem. Wkurzył mnie frajer bo jakoś się nie przestraszył zbytnio. Nie wiem co mam z nim zrobić. Boje się, że drugi raz się nie powstrzymam. Zabije gnoja i się wreszcie skończy.

Risky BoyOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz