Drugie Oblicze Rona

112 5 0
                                    

Po opuszczeniu mieszkania Parsy razem z Ronem udaliśmy się w drogę powrotną, oczywiście panowała między nami wroga atmosfera . Smok trzymał sporą odległość, robił za przewodnika i miał wyprowadzić nas szybko z miasta . Nie chcieliśmy ryzykować ataku łowców, od Rona dowiedziałem się trochę na jego temat . Nie wiedziałem czy mówi prawdę ci wciska nam kolejne kłamstwo ale czymś trzeba zabić czas . A przecież wiadomo że trzeba poznać swojego wroga więc z przyjemnością zacząłem rozmowę, Ron wydawał się na pierwszy rzut oka spoko Facetem . Nawet mógłbym go polubić.

Podczas naszej rozmowy tłumaczył mi że nie jest tak naprawdę członkiem Łowców znanych pod bardziej formalną nazwą ,,Organizacja od spraw bezpieczeństwa leśnego ''. Udawał że jest jednym z nich i chronił swoje stado które żyło w mieście, zacierał każdy ślad ich obecności niestety był pod dużym naciskiem z obydwu stron . Jego stado i naczelny Alfa chciał aby dalej ich chronił, niestety w bazie danych  było coraz większe luki bo stado nie kryło się  bardzo ze swoją obecnością . Łowcy zaczęli coś podejrzewać, coraz bardziej sprawdzali swoich pracowników aż trafili na Rona . Pech chciał że w okolicy pojawiliśmy się my, czyli poszukiwana para Wilkołaków. Dostał odgórne polecanie schwytania jednego z nas, padło na Łucję ale w Ronie coś pękło . Nie mógł oddać Łucji w ich parszywe łapy i skazać na pewną śmierć, ukrył ją w swoim domu . Zapewniał Łucję że z nim będzie bezpieczna ale ona mu nie wierzyła, w ostateczności chciał użyć swojej krwi aby zanegować jej zapach i aurę, wciskając jej kit że zmieni ją w smoka . Jej żyły musiały wrzeć aby jego plan zadziałał, był bardzo sprytny ale i bardzo stary .

Powoli zaczynałem wierzyć w opowieść Rona ale jedno mnie gryzło .

- No dobrze załóżmy że ci uwierzę, ale czemu do cholery rzuciłeś się na mnie z zębami ? - Zapytałem wprost .

Ron trochę się zgorszył, próbował obrać swoje myśli w słowa.

-No chyba już ci mówiłem że oszukałem trochę Łucję aby moja sztuczka zadziałała ? A więc gdy pojawiłeś się w pobliżu Łowcy byli w gotowości, nie chciałem tracić czasu. Wiedziałem że gdy wilczycy stanie się krzywda ty szybko przybędziesz jej z pomocą, nie chciałem tracić czasu na tłumaczenie ci całej tej sytuacji. Po prostu improwizowałem, czy to nie zadziałało? Stoisz tutaj przede mną a nie na oprawiony na jakieś ścianie .- Jego głos był stanowczy i bardzo przekonujący.

-No stoję .- Stwierdziłem . - I dziękuję, jestem ci w stanie w to uwierzyć ale pamiętaj jeśli mnie okłamałeś nie skończy się tym razem na zadrapaniach . - Posłałem mu ostrzegawczy uśmiech .

Ron wzruszył ramionami, dalej szliśmy w milczeniu .

Smok prowadził nas przez boczne alejki stykające się z Central Parkiem, nie widziałem sensu żeby przechodzić przez centrum miasta ale Ron twierdził że zna niezły skrót przez park . Nie chciałem już zagłębiać się w jego zwariowane, bez składu i ładu pomysły . Coś kombinował ale nie chciał psuć niespodzianki, jego wyraz twarzy i podekscytowanie zdradzało wszystko .

Słońce już powoli chowało się za budynkami miasta, Nowy Jork zaczynał swoje nocne życie a my dalej brnęliśmy głębiej w park .

Central Park był piękny, można było poczuć się tak jak w lesie . Może nie jak w prawdziwym ale miał jakąś namiastkę dzikości. Gdzie nie gdzie słyszałem świergot ptaków i pawie które nawoływały się wzajemnie . Ron zaczął schodzić z wyznaczonej drogi, chodni zaczął znikać z widoku . Oberwałem parę razy gałęzią choinki, czy wszedłem na jakiś ciernisty krzak . Syknąłem cicho z bólu .

- Mike możesz być trochę ciszej ? - Skarcił mnie wzrokiem Ron.

-No dobrze, ale do kąt mnie prowadzisz? - Zapytałem .

-Zaraz zobaczysz. - Sprytnie wybrnął z sytuacji, zarzucił jeszcze szybsze tempo .

Takim sposobem szliśmy jeszcze chyba przez godzinę w ciemnościach, oczywiście widziałem tak dobrze jak za dnia ale moje zmęczenie powoli dawało znaki . Nie byłem już taki rześki i krzepki jak dwa dni temu, moje mięsnie pękały i kurczyły się od większego kroku. Ron chyba zauważył i zwolnił tępo, skinąłem głową w ramach podziękowania .

Smok zatrzymał się na środku małej polany, nie czekając dłużej runąłem na ziemie.

-A więc co dalej?  -Zapytałem zmęczony .

Ron zmierzył mnie wzrokiem i otarł pot z mojego czoła, ten gest był nie tyle miły co dziwny . Ale udałem że tego nie zauważyłem .

- A więc chyba nie jesteś w stanie dalej iść, a jak widzisz jesteśmy na odludziu . Bez problemu możemy polecieć do Łucji pod osłoną nocy . - Zaproponował śmiało Ron .

-No dobrze ale wiesz że twój plan ma wiele luk ? Chyba wiesz że miasto jest wyłożone czujnikami i skanerami, potrafisz przelecieć nad nimi niezauważony ?

- Wiesz czujniki nie są aż takie idealne, gdy rozwinę sporą prędkość skanery wezmą mnie za samolot czy większego ptaka . W najlepszym wypadku zignorują, piszesz się na to ?

Przytaknąłem głową.

-Ale nie mamy jeszcze lekarstwa.  - Wypaliłem, byłem tak zajęty że nie zdążyłem zadbać o najważniejszy cel misji .

-Spokojnie, mój jad może ją wyleczyć . Parsa już mi to wszystko wyjaśniła i jestem w stanie wyleczyć Łucje  . -- Wyjaśnił . - A więc lecimy ?

- No dobra . - Odparłem.

Ron był bardzo zorganizowany i przekonujący, gdybym znał go wcześniej mógłbym mu zaufać ale nie miałem takiej pewności więc zachowywałem się ostrożnie w jego towarzystwie .


  *     *    *

Zmiana w smoka nie różniła się zbytnio od naszej , ale była za to bardziej widowiskowa. Tylko ten przeklęty dźwięk łamanych kości był nie do wytrzymania, Ron wbił już swoje szpony w ziemie w wydał stłumiony Jęk . Widać było że nie zmienia się często co powoduje ogromny ból przy zmianach. Ten widok dał mi dużo do myślenia, a może mówił prawdę ? I nadstawia dla nas karku chociaż wie że nie będzie już mógł wrócić z powrotem  do miasta . Trochę jest mi go żal ale w sumie gdy zyska moje zaufanie i co ważniejsze Łucji może zaproponuje mu przyłączenie się do naszego nietypowego stada? Z tego co słyszałem i tak jest chyba Omegą czyli samotnym samcem od brudnej roboty, chociaż nie znam hierarchii panującej w smoczych stadach .

Ron stał już przede mną ledwo żywy, jego ciało pokryte było łuskami a skrzydła były rozpięte chyba na pięć metrów . Jego pysk otoczony był obwódką z kolców która tworzyła pręgę przez cały grzbiet. Pysk miał ogromny ale i wątki ,  nozdrza bardzo oznaczały się na tle całej głowy . Jego oczy było błękitne niczym ocean, cały odbijał promienie księżyca i wręcz pochłaniał je .

Spojrzał na mnie swoimi oczyma i wskazał na grzbiet, podszedłem niepewnie . Gdy go dosiądę moje życie będzie w jego rękach, czy jestem w stanie mu zaufać ?

Chyba tak, podparłem się o jego łapę i przerzuciłem prawą nogę przez grzbiet . Ścisnąłem się mocno kolanami i łydkami, chwyciłem za kolce przy łopatkach które pomagały mi utrzymać równowagę . Gdy byłem gotowy poklepałem Rona po jego boku.

-Lecimy ! - Nakazałem, cały podekscytowany.

Ron rozłożył skrzydła i z wolnego truchtu wzbił się w powietrze, niestety nie mogliśmy cieszyć się lotem . Ron musiał szybko nabrać prędkości i skryć się w chmurach . Energicznie machał skrzydłami i wspinał się coraz wyżej po niebie . Jego mięśnie były naprężone i ciężko pracowały, ciężko sapał ale nie dawał za wygraną . Po pary porządnych seriach byliśmy bardzo wysoko, ponad chmurami i zgiełkiem miasta . 

Ron wyrównał lot, sunęliśmy teraz spokojnie ponad chmurami i podziwialiśmy przepiękny księżyc .



A WIĘC PRZEPRASZAM ZA DŁUŻSZA PRZERWE, LICEUM TO NIE BAJKA ALE JAK OBIECALAM COS TAM WYSKROBALAM :D

JESTEM OSOBIŚCIE ZADOWOLONA Z EFEKTÓW :D

PAA 1 :3 

Wilcza  Moc Część 1 ,,Początek"Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora