Ostatnim tchem.

105 8 0
                                    

Ostatni oddech, ostatnia chwila . Tylko myśl o tobie sprawia że jeszcze chcę  mi się żyć.  Nie pamiętam już ile dni jestem nieprzytomna ale wiem że ktoś jest przy mnie . Zero czy Ajawa cały czas są przy mnie, dziwi mnie tylko dziwne uczucie pustki które spowodowane jest nieobecnością Alfy . W głowie mam już poukładane czarne wizję, że Mike został złapany albo co gorzej zginął.  Chociaż obecnie nie czuje żeby groziło mu jakieś niebezpieczeństwo, jesteśmy połączeni ze sobą ale w moim obecnym stanie moje zdolności ograniczone są do minimum.

Trucizna opanowała już całe moje ciało, Ajawa stara się ile może ale nie złagodziła ani trochę mojego bólu.  Kiedyś obiecałam sobie że stanę się silniejsza, właśnie teraz los chciał sprawdzić moje słowa  .

Pewność siebie mnie jeszcze nie opuściła ale zdrowy rozsądek podpowiadał mi że mój duch walki tym razem nie wystarczy . Moje życie i los były w rękach Alfy, nie będę mu miała za złe jeśli nie da rady. Obiecalam mu że jestem gotowa za nim podążać i liczyłam się z ryzykiem jakie niesie za sobą bycie wilkołakiem.

Moja krew zaczęła szybciej krążyć a puls przyśpieszył, znalazłam w głębi siebie ostatnie pokłady Energi i z trudem otworzyłam oczy .
Czułam że coś jest nie tak, pustka która wypełniała mnie do szpiku kości zupełnie znikła.  Zamiast tego czułam wyraźnie zapach Alfy i nikłą aurę, ale kogo?
-Łucja !  - ktoś żucił mi się na szyje i zaczął składać na moich suchych ustach pocałunki które pełne były tęsknoty i żalu.
Minęła chwila nim otworzyłam oczy na tyle szeroko aby uchwycić okolice. Ale zamiast niej ujzałam zapłakaną twarz brązowookiego która nie chciała oderwać się od moich ust. Kątem oka zauważyłam osobę której nigdy nie powinnam widzieć.

-Witaj Łucjo ! - Powiedział uradowanym głosem Ron.

Ostatnimi siłami odepchnełam Mike od siebie, Zmusiłam się jeszcze do wisiłku i spójżałam podejżanie na Alfe.
- Co on do jasnej cholery tutaj robi ? -Zapytałam ochrypłym głosem.

Mike spójżał się na mnie to na Rona, skończyło się na tym ze zignorował moje pytanie i zwrócił się bezpośrednio do Rona .
-Nie mamy czasu, Ron rób co masz robić. - A teraz jego spojżenie powędrowało w moją stronę.- A tobie wyjaśnię wszystko na spokojnie, nie mamy czasu . Musisz mi zaufać a także zaufać Ronowi. - jego ton głosu był stanowczy . Jednak nie postradałam jeszcze do końca zmysłów.
-Mike czy ty siebie słyszysz?  - Zapytałam oskarżycielskim tonem.

Mike nic nie odpowiedział, podszedł tylko do mnie u ujął moją dłoń.
-Łucja czy Ufasz mi ? - Zapytał.
-Tak ufam.  - bez zastanowienia odpowiedziałam.
-To udowodnij mi to. - Mike oczekiwał niemożliwego.
-Nie oczekuj tego, nie potrafię zaufać od tak Ronowi.  - Warknęłam, może i jestem na skraju życia ale i tak wilk potrafi zawalczyć o swoje.
-Nie musisz zaufać mu,  zaufaj mi ! - Mike wyczekiwał na moją reakcję, nie miałam już siły dłużej się opierać.  Część mnie która jest wierna Alfie wzięła górę, spójżałam się Niechętnie na Rona  . Jego wzrok był smutny ale gdy nasze spojżenia się zderzyły przebiegł mnie dziwny ale przyjemny dreszcz . Instynktownie czułam się przy nim bezpiecznie i nie wyczuwałam w nim wrogości . Pachniał tez moim Alfą, co znaczy że chyba zdobył sympatię Mike. 
-Ron, rób co musisz robić . - żuciłam krótko  .
Mike jak popażony odskoczył na bok i zrobił miejsce dla Rona . Smok uważnie zaczął oglądać blade jak ściana ciało, zajżał pod źrenice które ledwo reagowały na światło. Starałam się wyglądać normalnie ale Mike już od samego początku wyczuł mój stan i podświadomie zabierał cześć mojego bólu.  Sama jego bliskość sprawiała niewielką ulgę.
-A wiec najszybszym sposobem na postawienie cie na nogi będzie użycie mojego jadu jako Antidotum.  Będę musiał cie ugryźć ale to nie będzie przyjemne . Z góry uprzedzam . - Wyjaśnił Ron .
Już miałam ochotę zacząć z nim polemizować ale obiecałam zaufać Mike wiec ugryzłam się w język i czekałam na najgorsze.
-Rozumiem.  - Odpowiedziałam zwięźle. 
- Mike czy mógłbyś przytrzymać Łucje ? Gdy mój jad zacznie działać zrobi się nieprzyjemnie . - Polecił blondyn.
Brązowooki podszedł do mnie z drugiej strony i mocno złapał za barki .
-Zero i Ajawa tu Mike, narazie możecie zrobić sobie wolne . Znalazłem lekarstwo ale może być nieprzyjemnie wiec nie zbliżajcie się przez parę godzin do naszego ,,obozowiska" - Mike tym razem wydał polecenie do całego stada  .
Chociaż w mojej głowie było to  słabo słyszalne, wilki szybko odpowiedziały .
Ron nie czekając dłużej ujął moją prawą dłoń, delikatnie palcami wyszukał słabo pulsujące żyły.  Wystawił swoje kły i wkół się w skórę na nadgarstku.  Poczułam jak nasza krew zaczyna się mieszać, a po chwili Ron wbił się jeszcze mocniej i zaczął wpuszczać jad do mojego krwiobiegu  .

Trucizna a raczej ostatni ratunek, krążyła już po moim całym ciele.  Tojad wypalał mnie od środka, ból był nie do zniesienia.  Nie kryłam się już z bólem, darłam się ile sił w płucach.  Mike trzęsły się ręce ale nie odpuszczał, Ron starał się być szybki i delikatny ale i tak przeżywałam katusze .
Ból mogłam porównać z obdzieraniem ze skóry lub paleniem od środka. 

Po paru godzinach wszyscy byli wyczerpani, gdy całe moje ciało było już rozpalone i pobudzone.  Ron delikatnie wyciągnął swoje kły i polizał ranę.  Mike położył moja głowę na swoich kolanach i zaczął bawić się włosami . Czułam że jest na skraju załamania i moja bliskość była dla niego bardzo cenna .
Ron usiadł obok mnie, był trochę nieśmiały i nie wiedział czy pozwolę mu podejść bliżej . Czułam się lepiej więc wiedziałam że mnie nie oszukał.
-Dziękuję Ron . -  Posłałam w jego stronę szczery uśmiech.
Ostatnie co widziałam to uśmiechy chłopaków, sen pojawił się nagle. Nareszcie usnełam.

Witajcie !
Jest 23.18 a ja pisze dla was rozdziały 😴
Teraz lecę spać i zostawiam was z tym miłym zakończeniem  ;)
Paa

Wilcza  Moc Część 1 ,,Początek"Where stories live. Discover now