25.

605 120 11
                                    

Genciel poczuł ciężar czyjejś dłoni na czole i było to bardzo przyjemne uczucie. Zignorował je jednak. Mieszkał przecież sam i nikt raczej go nie odwiedzał, musiała to być więc jedynie jakaś głupia zabawa magii, która nudziła się w czasie snu swojego pana. Dłoń tymczasem odgarnęła mu zbłąkany kosmyk włosów za ucho, a jej właściciel przysiadł na brzegu łóżka, po czym zapytał:

- Masz ochotę coś zjeść czy wolisz dalej spać? Nie żeby mi to specjalnie przeszkadzało, ale śpisz już trzynaście godzin i zaczynam się o ciebie poważnie martwić.

Czarodziej otworzył gwałtownie oczy i w jednej chwili wszystko sobie przypomniał. Ayen'Feivarr. Oczywiście. W końcu jego magia zamiast naprzykrzać się ze swoim współczuciem, po prostu pozwoliłaby Gencielowi spać i mógłby wtedy być jej dozgonnie wdzięczny. Ale elf postanowił wykazać się nadmiarem empatii i zakłócić jego delikatny sen.

Zamierzał to właśnie wygarnąć intruzowi, ale w tej jego przygłupiej poczciwej twarzy było coś, co zmiękczało nawet nieco wybrakowane serce Amastine'a. Nie mówiąc już o tym, że po raz kolejny zaczął się zastanawiać czy blondyn jest tak głupi naprawdę, czy tylko udaje. Niestety, nie był w stanie znaleźć odpowiedzi na to pytanie.

- A gdybym chciał coś zjeść, to co mógłbym dostać? – zapytał, starając się nie wyglądać na przesadnie zirytowanego.

- Rosół drobiowy.

- Och, cudownie. Może jeszcze zechciałbyś my powiedzieć, skąd wziąłeś kurę?

- Cóż, była w jednym z tych twoich słoików w spiżarni.

To musiał być jakiś koszmar. Genciel zerknął ostrożnie na miseczkę, którą elf trzymał na kolanach i mimowolnie pozieleniał. Jeśli to było cokolwiek z tego, co trzymał w spiżarni... Jak to możliwe, że blondyn wytrzymał sam widok składników do eksperymentów? Może bycie skończonym idiotą nie było aż takie złe? Jeśli zapewniało odporność na wszelkie okropności, które miał w spiżarni, to zaczął żałować, że sam nim nie jest.

Elf przekrzywił głowę i westchnął z politowaniem.

- Naprawdę masz o mnie aż tak niskie mniemanie? Tych twoich słoiczków nie otworzyłbym nawet, gdyby ktoś zaproponował mi tyle złota ile ważą wszystkie razem wzięte. Kurę wymieniłem za warzywa z twojej szklarni. Tak swoją drogą, masz niezłą rękę do roślin.

Amastine zbył ten komplement prychnięciem i sięgnął po miskę. Jak na złość rosół okazał się wyśmienity, a Feivarr zamiast zostawić go z nim sam na sam, siedział obok i obserwował uważnie, zupełnie jakby chciał mieć pewność, że czarodziej zje wszystko. Tak więc chociaż początkowo żołądek stawiał opór, Genciel opróżnił posłusznie miskę po czym oddał ją elfowi. Szczerze mówiąc, miał nawet ochotę na dokładkę, bo nieczęsto zdarzało mu się jeść coś tak pożywnego i smacznego zarazem. Ostatni równie dobry posiłek jadł chyba w Twierdzy.

- Nie odpuścisz, co? – zapytał zrezygnowany czarodziej, opadając z powrotem na łóżko. Jego ciało zrobiło się nagle bardzo ciężkie, a umysł dziwnie ospały. Nie był w stanie stwierdzić czy jest to naturalna reakcja organizmu na pokarm, czy też skutek działania jakichś ziół. – Koniecznie musisz tam zejść?

Feivarr uśmiechnął się blado i położył dłoń na jego czole, potem zjechał nią delikatnie po policzku i wzdłuż linii żuchwy, aż spoczęła na szyi czarodzieja, by zbadać jego puls. A więc znał się nie tylko na magii, ale i na medycynie. A do tego ten jego głos – delikatny jak jedwab i słodki niczym miód, wprost stworzony do śpiewania. Zaskakująco szeroki zakres wiedzy jak na przeciętnego poszukiwacza przygód, a zarazem zbyt duży dystans do samego siebie jak na zwykłego elfa z wysokiego rodu. Może właśnie ktoś taki był mu teraz potrzebny?

Zupełnie jakby wiedział, jaki kierunek obrały myśli czarodzieja, elf pochylił się nad nim i szepnął cudownie kojącym głosem:

- Jeśli jesteś w stanie zaproponować mi coś równie ekscytującego, chętnie się nad tym zastanowię. To wcale nie musi być Brama.

Następnym, co poczuł, był słodki zapach mokrego od deszczu lasu pełnego kwitnących konwalii.

Śnij zapomnianeWhere stories live. Discover now