19

2.5K 196 7
                                    

        Po tym co się ostatnio stało, nasze kontakty ograniczyły się tylko do wieczorów, gdy przychodził do mnie, a ja bez słowa usypiałam w jego ramionach. Nie rozmawialiśmy w szkole, ani poza nią. Oboje byliśmy nieobecni. Nie wiedzieliśmy co dalej, czy to powtórzyć, odciąć się od drugiej osoby, czy zachowywać się jakby to nie miało miejsca. Wszyscy dookoła widzieli, że coś się stało. Niall, mnie pytał, ale milczałam, to sprawa między mną i brunetem. On z resztą też tak uważał, bo inaczej chłopaki z BVB nie dzwonili by do mnie po kolei, pytać co stało się Biersackowi. Zawsze odpowiadałam, że sama się nad tym zastanawiam, co oczywiście było kłamstwem, bo ja byłam powodem zachowania bruneta. Zawsze stawałam się problemem. Zastanawiałam się dlaczego, on wciąż do mnie przychodzi, skoro nawet rozmawiać ze mną nie potrafi. Westchnęłam głośno i wyszłam spod ciepłego strumienia wody. W lustrze widziałam swoje ciało. Byłam szczupła, wręcz chuda i kompletnie bez kształtu. Nigdy nie zaliczałam siebie do tych ładnych lasek ze świetną kondycją i figurą. Po prostu od zawsze byłam bardzo szczupła. Pewnie teraz żałował, że przespał się z takim paszczurem jak ja. Wszystkich odrzucałam, ale z drugiej strony, on też. Może to nie była moja wina? Może on po prostu chciał udowodnić wszystkim, że choćby nie wiem co się ze mną prześpi? Te wszystkie jego słowa były kłamstwami. Chciał tylko mojej cipy. Nawet nie widziałam kiedy, ale z moich oczy zaczęły lecieć łzy. Był pieprzonym kutasem, któremu zaufałam. Kurcze ja nawet chciałam mu powiedzieć o swojej przeszłości! Wiedziałam, że on nie może dłużej już tu przychodzić. Potraktował mnie jak zabawkę, do której może wracać, bo się przyzwyczaił. Nagle poczułam złość. Byłam zła na samą siebie, że się rozpłakałam, że pozwoliłam mu tu przychodzić, że dałam mu się i nie potrafię przestać o nim myśleć.
          Z postanowieniem wyrzucenia Andrew Dennisa Biersacka z mojego życia, wyszłam z łazienki. Zmiękłam przy nim, ale w głębi mnie wciąż była ta sama Libby sprzed czterech miesięcy, zanim brunet pojawił się w moim życiu, musiałam ją tylko obudzić. Popatrzyłam na zegarek, była 22, co oznaczało, że on pojawi się za jakieś piętnaście minut. Nie mógł dziś zostać, choćby mnie przepraszał na kolanach. Położyłam się na łóżku i przykryłam kołdrą. Tak jak myślałam, chłopak się pojawił. Rozebrał się w ciszy, by następnie położyć się bez słowa obok mnie. Poczułam jak w moich oczach zaczynają gromadzić się łzy, gdy mnie objął. Wiedziałam co muszę zrobić. Zebrałam w sobie wszystkie siły.
- Wyjdź - powiedziałam stanowczo. On był zdziwiony, mogłam to wyczuć po napięciu jego ciała. Nie ruszył się.
- Andy, wyjdź - powtórzyłam.
- Nie rozumiem - odpowiedział z lekką chrypką. Tak dawno nie słyszałam jego głosu, że miałam ochotę się rozpłynąć.
- Musisz stąd wyjść, tak będzie lepiej dla nas obojga - powiedziałam.
- Nie, bo się nie wyśpie - powiedział, na co zaśmiałam się sucho. Zrzuciłam jego rękę i wstałam z łóżka. Wzięłam do ręki jego ubrania oraz buty, po czym wyrzuciłam je za okno.
- Co ty do... - zaczął, ale nie dałam mu skończyć.
- Myślisz, że nie widzę tego co robisz? Chciałeś mnie tylko przeruchać, wykorzystać, a teraz się nawet do mnie słowem nie odezwiesz. Ja głupia myślałam, że robisz wszystko z własnej woli ale jak zwykle się pomyliłam. Nic nie jest za darmo. Ja już spłaciłam swój dług, wiec zmiataj stąd! - warknęłam. Andy siedział na łóżku. Zaśmiał się cicho w odpowiedzi.
- Serio myślisz, że tyle za tobą latałem, żeby tylko się z tobą pieprzyć? - zapytał. Rozwścieczył mnie tym jeszcze bardziej.
- Bo z jakiego innego powodu? - zapytałam, z zaciśniętymi wargami.
- Bo cię trochę lubię i mi na tobie zależy? - zapytał.
- Gdyby tak było, nie dał byś mi się czuć jak gówno, przez te pięć dni - odparłam przez zaciśnięte zęby.
- Bo sam się tak czułem? Bo nie wiedziałem co ci powiedzieć? Bo czułem się jakbym cię zgwałcił? - powiedział, a ja spojrzałam na niego szerokimi oczami.
- Czyli, żałujesz, że mnie w ogóle dotknąłeś zapytałam. On znów się zaśmiał.
- Akurat tego żałuję najmniej, mam wrażenie, że to ty tego nie chciałaś - odparł.
- Czy uważasz, że bym dała ci się w ogóle dotknąć gdybym tego nie chciała? - zapytałam cicho. Miałam wrażenie, że to go bardziej zabolało niż jakbym na niego krzyczała i biła go pięściami. Widziałam w jego pięknych oczach smutek.
- Zachowałem się jak idiota - powiedział.
- No brawo Sherlocku, wiesz jak ja się czuję?  - zapytałam. Andy wstał. Miał na sobie same bokserki. Podszedł do mnie, a ja patrzylam na palce stóp, żeby tylko nie patrzeć na jego piękne ciało, w jego niebieskie oczy. Był moją słabością, miękłam przy nim. Ale pomimo wszystko nie mogłam tego przerwać. Pragnęłam, a wręcz potrzebowałam jego dotyku, jego pocałunków i jego obecności i to mnie przerażało. Położył dłonie na moich ramionach.
- Ja też nie najlepiej to znosiłem - odparł, przyciągając mnie do siebie. Tłumiłam w sobie uczucia, potrzebę dotknięcia jego skóry. Musiał odejść, wiedziałam to, ale nie potrafiłam się zdobyć na nic. Stałam podczas, gdy on mnie przytulał. Przecież przez pięć dni nawet na mnie nie popatrzył, a teraz próbuje mnie przekonać.
- Nie wierzę ci - wyszeptałam. On zamarł. Odsunął się, by spojrzeć w moje oczy.
- Nie wiem czy próbujesz oszukać mnie czy siebie - powiedział. Wiedziałam, że miał rację. Nie potrafiłam mu nie wybaczyć, chociaż bardzo chciałam. On widział to w moich oczach i się uśmiechnął.
- Nie pozbędziesz się mnie tak łatwo - powiedział. Moje kąciki ust powędrowały do góry. Był uparty bardziej niż ja, dlatego po prostu go objęłam. Wyglądaliśmy jak para z ckliwego romansu, ze szczęśliwym zakończeniem, ale my nie wiedzieliśmy jakie będzie nasze. Nie chciałam być z Andy'm, ale go potrzebowałam, bo chociaż wiedziałam, że był moją słabością, potrzebowałam go. Był jak narkotyk, im na dłużej go odstawiałam, tym bardziej i bardziej go potrzebowałam, a ja wiedziałam, że nie oznacza to nic dobrego.
             Minęła wieczność, gdy jego usta odnalazły moje. Po raz pierwszy poczułam w nich tęsknotę i skupiłam się na ich miękkości. Tak jak zawsze smakował dymem i miętą, ale dopiero teraz zwróciłam na to uwagę, bo Pragnęłam zapamiętać go bardziej i chłonąć go więcej, jakby na zapas, gdybym znów musiała go odstawić. Badałam zarysy mięśni, sunąc palcami po jego ciele. Zapamiętywałam go, bo wiedziałam, że muszę z nim skończyć. Był niezdrowy, jak każdy nałóg. Oderwałam się od niego, gdy poczułam, że brakuje mi tchu.
- To idzie za daleko - powiedziałam.
- Wiem, ale nie potrafię odejść - odparł, a ja zacisnęłam wargi, bo sama też nie potrafiłam tego zrobić. Byłam zbyt słaba, by to przetrwać. Byłam zbyt słaba, by to skończysz. Byłam zbyt słaba, by myśleć w przód. Byłam zbyt słaba, by zamknąć przeszłość. Dlatego pocałowałam go, długo. O wiele za długo. To pchnęło nas ponownie w wir namiętności. Tym razem powolny i upojny. Badaliśmy każdy centymetr swoich ciał pocałunkami. Zgłębialiśmy błekity swoich oczu. Można by powiedzieć, że się kochaliśmy, ale nie wiedzieliśmy co to miłość. Nawet nie dopuszczaliśmy się takiej myśli, że możemy się pokochać. Ta myśl była tak absurdalna, że niemal nie możliwa. Bo jak ludzie, po przejściach mogą się zakochać i to jeszcze z wzajemnością?
            Po wszystkim leżeliśmy przytuleni. Żadne z nas się nie odzywało, ale tym razem nam to nie przeszkadzało, bo oboje wiedzieliśmy, że tego właśnie chcieliśmy. Nie wiem, co w tamtym momencie mnie pchnęło, po prostu poczułam, że muszę mu powiedzieć. Myślałam, że to go zniechęci i zostawi mnie zranioną, bym znowu mogła stać się starą Libby.
- Jestem adoptowana - powiedziałam. Chłopak zamarł.
- Co? - zapytał.
- Nazywam się Libby Amanda Jersay, jestem córką ćpunów i pijaków - powiedziałam. Obrazy w mojej głowie odżyły. Matka zalana w trupa i ojciec siny od nadmiaru alkoholu, posuwający jakąś inną pijaczke oraz Zayn, zasłaniający moje oczy, ciągnący mnie do mieszkania swojej matki, prostytutki, która na szczęście pracowała na mieście. Zamknęłam oczy i pogłaskałam swój pistolet na palcu. Zawsze tak robiłam, mówiłam, że zastrzelam przeszłość, ale ona była niezniszczalna. Tylko ją raniłam, a gdy się zregenerowała powracała że zdwojoną siłą. On nic nie mówił.
- Mieszkałam w twoim starym mieście i chodziłam do publicznej szkoły, zawsze miałam brudne ubrania i trzymałam się na uboczu, pomagał mi Zayn cztery lata starszy chłopak. To on mnie zaprowadził do opieki społecznej I dzięki niemu mam ten dom, oto cała moja tajemnica - powiedziałam.
- Dlaczego mi to mówisz? - zapytał.
- Bo to moje własne piekło, chcę żebyś wiedział na co się porywasz, bo nawet nie potrafię cię zatrzymać - powiedziałam. Andy dłonią przejechał po moim drugim tatuażu.
-"We will find a way through the dark" - wyszeptał Andy. Wiedziałam, że zastanawiał się co to oznacza, ale nie pytał. Teraz rozumiał.
- Nigdy nie pozwolę ci upaść, obiecuję to tu i teraz - powiedział, a ja odwróciłam się w jego ramionach. Patrzyłam na niego szerokimi oczami.
- Myślałam, że będziesz się mnie brzydził - powiedziałam. On tylko na mnie spojrzał.
- Nie mógł bym brzydzić się bardziej ciebie niż samego mnie - powiedział - To nie twoja wina.
Nic więcej nie mówiłam. Po prostu zasnęłam. Ogarnęła mnie dziwna ulgą, że on wie. Ktoś musiał się dowiedzieć.

Własne Piekło // Andy Biersack ✔Where stories live. Discover now