Obudziło ją gwałtowne rozsunięcie drzwi. Otworzyła z niezadowoleniem oczy i zobaczyła stojącą nad nią niewysoką dziewczynkę o burzy brązowych włosów.

-Nie śpisz? To dobrze. - powiedziała nie czekając na jej odpowiedź i usiadła na kanapie naprzeciwko.-Jestem Hermiona Granger. - głos miała głośny i lekko piskliwy. Mówiła każde słowo wyraźnie, jakby obawiała się, że Jully jej nie zrozumie. -A ty? - patrzyła na nią jak na nadnaturalne zjawisko. Otworzyła szeroko oczy czekając na odpowiedź.

-Julllllly! - ziewnęła, siadając i przeciągając się z przyjemnością.

-Fajnie. - odparła marszcząc brwi i zaciskając usta Granger. - Radzę ci ubrać już szatę. Zaraz dojeżdżamy.

Kiedy tylko zniknęła za drzwiami Jully zrobiła głupią minę udając dziewczynkę.

-Fajnie. - zapiszczała zaciskając wargi w podobny sposób. -Żal.

Dopiero po chwili bezczynnego siedzenia strzepnęła swoją niemiłosiernie pogniecioną szatę i zarzuciła na siebie. Przetarła zaspane jeszcze oczy i wstała kiedy tylko pojazd się zatrzymał.

Kiedy już wszyscy "pirszoroczni" poznali Hagrida i pod jego komendą wsiedli do łódek dziewczynka była oczarowana majestatycznym widokiem zamku. Niestety zakłócał go chłopiec płynący z nią, który widocznie nie potrafił przeżywać emocji w środku i wychylając się i kręcąc zachwycał się szkoła. Jully była o centymetr od tego by zobaczyć jak głęboka jest ta woda. Oczywiście elementem pomocniczym w tym badaniu byłby ten właśnie chłopiec.

W końcu dobili do brzegu i wszyscy poznali profesor Minervę McGonagall. Starszą kobietę o pociągłej twarzy i wąskich ustach. Odeszła na chwilę tłumacząc najpierw wszystkim jak będzie wyglądała ceremonia przydziału. Zanim wróciła Jully stojąc na końcu grupy odwróciła się przyglądając dokładnie ruchomym obrazom i ignorując zupełnie konfrontacje trzech chłopców.

Kiedy pani profesor wróciła, zaprowadziła ich do Wielkiej Sali, w której stały cztery stoły z zapewne uczniami oraz jeszcze jeden, na podwyższeniu, który z pewnością należał do nauczycieli. Dziewczynka nie przyglądała się im za bardzo, bo jej wzrok przykuł podarty i podniszczony kapelusz leżący na stołku, stojącym na środku.

Pani profesor wymieniała po kolei uczniów. Trochę do tego domu, trochę do innego. Wielka wrzawa przy niejakim Harrym Potterze, który trafił do Gryffindoru. Aż w końcu przyszła kolej na nią.

- Juliett Rogers.

Podeszła do stołka z lekkim zdenerwowaniem, które maskowała uśmiechem. Usiadła z rozmachem i pozwoliła by kobieta nałożyła jej na głowę Tiarę.

- A to ci ciekawostka. - zaczęła śpiewnie Tiara. - Pierwszy raz spotykam tyle sprzeczności w tak młodej osóbce. To będzie doprawdy ciekawe. Spryt, wiele sprytu i determinacji. Do tego ambicja. Oj, ambitna to ty jesteś! Przebiegłość i nuta złośliwości. - zaśmiała się czapka. - Nie wątpię, że dasz sobie tam radę. Slytherin! - wykrzyknęła w końcu.

Jully strzepnęła grzywkę zeskakując ze stołka i podeszła do stołu, przy którym rozbrzmiały oklaski radości. Podała dłonie najbliżej siedzącym osobom i skupiła się na ceremonii.

Dziewczyna o dziwnej, jakby psiej twarzy siedząca obok zaczęła coś do niej mówić, ale zupełnie przestała jej słuchać kiedy na stole pojawiło się jedzenie. W życiu nie widziała takiej ilości żarcia.

Po wyśmienitej kolacji, pod koniec wieczoru, kiedy tak zwani prefekci odprowadzali ich do dormitoriów poczuła się zmęczona. Nawet pomimo snu w pociągu. Okazało się, że dzieli pokój z niejaką Pansy i Dafne. Widać od razu, że siebie warte. Paskudne charaktery. Kiedy one rozmawiały ożywione, Jully poszła się myć, po czym przebrała się w pidżamę i wskoczyła do wielkiego łóżka z zielonym baldachimem. Owinęła się szczelnie kołdrą, izolując od rozchichotanych współlokatorek. 



Ranek okazał się bardzo przyjemny. Z dormitorium wyszła jako ostatnia. Zarzuciła na ramię torbę z książkami na cały dzień i idąc korytarzem weszła do Pokoju Wspólnego. Większość już wyszła, ale na dużej kanapie siedziało trzech chłopców. Od razu się podnieśli kiedy przyszła. 

Dwóch z nich było sylwetki młodego goryla z twarzami nie grzeszącymi rozumem, o małych oczkach i spadzistych czołach. Trzeci chłopiec był niższy i bardziej delikatny. Strasznie blady z kilkoma piegami na nosie. Miał piękne szaro-niebieskie oczy i obrzydliwie nażelowane włosy, zaczesane do tyłu. Wyszedł jej na przeciw i uśmiechnął się połową ust.

- Witaj, jestem Draco Malfoy -przedstawił się, ale nie wyciągnął do niej dłoni. Przyjrzał się za to dokładnie jej dość niechlujnemu ubiorowi. Szatę po prostu na siebie zarzuciła, koszulę miała pomiętą, krawat nawet nie zawiązany, podkolanówki opuszczone, a buty nie do końca zawiązane.

- Ty jesteś Juliett Rogers, prawda? - popatrzył w jej oczy przenikliwym wzrokiem.

- Jully. - poprawiła go, odwzajemniając spojrzenie. - Tak.

- A z jakiego rodu się wywodzisz? - zapytał zakładając ręce na klatce piersiowej.

- Yyy... Z żadnego - powiedziała wzruszając ramionami.

- Ale jesteś czystokrwista, tak? - dopytywał ciekawsko. Zaczynał jej działać na nerwy.

- Czystokrwista? A! Czy moi rodzice są czarodziejami? Nie.

- To znaczy jesteś półkrwi, czy tak? - nie rozumiała dlaczego było to dla niego takie ważne, ale nie zamierzała kłamać.

Patrzył prosto w jej błękitne oczy, byli dokładnie tego samego wzrostu. Z tego co z lubością zauważyła była najwyższa z poznanych dziewcząt i nawet od niektórych chłopców.

- Nie, moi rodzice nie są czarodziejami. Tylko ja. - powiedziała dumnie.

- Jesteś szlamą! - wrzasnął jak opętany i odskoczył od niej. Na jego twarzy pojawiła się jawne obrzydzenie.

- Nazwałeś mnie szmatą?! - krzyknęła z wściekłością. - Ty gnoju!- wyrwała do przodu i uderzyła go z całej siły w nos. Zaskoczony chłopak wywrócił się na ziemię, a ona z ogromną przyjemnością spuściła mu na żołądek torbę z ciężkimi podręcznikami. - Uważaj kogo obrażasz. - wysyczała przez zaciśnięte z wściekłości zęby, pochylając się nad nim i stwierdzając z satysfakcją, że krew mu poszła z nosa.

Nie czekając na żadną odpowiedź czy chociaż reakcje pozostałych dwóch chłopców wyszła z pomieszczenia.

Siedziała na samym brzegu stołu w Wielkiej Sali, jedząc pyszną kanapkę z dżemem, kiedy ktoś złapał ją za kołnierz szaty i pociągnął do góry.

- No co? No co?- zawierzgała z wściekłością i obróciła się. Ujrzała przed sobą profesora Snape'a, opiekuna jej domu.

- Za mną - warknął odwracając się gwałtownie, a jego czarna szata z szelestem podążyła za nim.

Jully najpierw szybko zamrugała, ale zaraz sięgnęła po swoją torbę i kanapkę. Po namyśle wróciła się jeszcze po drugą i pobiegła za nauczycielem, odprowadzana ciekawskim spojrzeniami. Szła za nim do lochów, a konkretnie do jego gabinetu. Kiedy otworzył drzwi, w środku zobaczyła znów te przeżelowane, platynowe włosy.

- Siadaj - powiedział profesor i sam usiadł za swoim biurkiem. -Wytłumacz się.

- Ale kto? Ja? - spytała ze zdziwieniem przełykając ostatni kęs bułki. - Ja nic nie zrobiłam. Ja? Dziewczyna? Jak mogłabym uderzyć chłopaka? - zapytała unosząc brwi z uśmiechem i wycierając usta z resztek truskawkowego dżemu.

- Jak to nie! - krzyknął przez nos, na co dziewczynka parsknęła. -Crabb i Goyle to widzieli! Nie kłam! - wrzasnął znów przykładając czerwoną od krwi chusteczkę do nosa.

- Ty to się lepiej zamknij. - warknęła na niego mrużąc z irytacji oczy.

- Wytłumacz się. - powtórzył przez zęby profesor.

- Nazwał mnie szmatą! - krzyknęła wściekle, mierząc w Malfoya oskarżycielsko palcem.

- Szlamą! - krzyknął broniąc się i patrząc na nią z obrzydzeniem.

- A! - wyrwało jej się. Zamyśliła się marszcząc brwi z niezadowoleniem.-Choć nie wiem co to znaczy i tak czuje się obrażona - powiedziała machając ręką.

Profesor Snape westchnął niemal niezauważalnie i przyjrzał się tej dwójce. To z pewnością nie będzie łatwe.

Szlama W SlytherinieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz