Rozdział XXXVI

4.4K 380 76
                                    

- Ale o co ci...
- Hell, czy ty naprawdę nie umiesz się na chwilę uciszyć? - zapytała macocha z pewną dozą irytacji. Weszliśmy na korytarz na piętrze, a potem kobieta otworzyła mi drzwi na strych. Chwilą patrzyłem na nią z niemym pytaniem, ale w końcu wspiąłem się po stromych schodach na górę.
Tam ujrzałem prawdę...

[Casper Chandler]

Otworzyłem oczy. Zobaczyłem znajome rysy twarzy przed oczami i uśmiechnąłem się prawie radośnie.
- Ty...? - spytałem niepewnie. Prawie nie czułem bólu, który wcześniej towarzyszył mi z każdym oddechem. Co za ulga... Byłem taki lekki...
- Tak Casper... to ja - zapewnił mnie głos. Dotknąłem zarysu twarzy, który widziałem.
- Taa... Teraz już wszystko będzie dobrze... - zapewniłem siebie. - Jestem strasznie zmęczony. Dlaczego?
- Musiałem wyciąć miejsce, w które postrzelił cię Earth. Przez tą szybką operację straciłeś bardzo dużo krwi. Powinieneś jak najszybciej wrócić do Szkoły - powiedział. Westchnąłem ciężko.
- A już myślałem, że Earth zabije mnie raz, a porządnie - przyznałem. Sylwetka, która nadal rozmazywała mi się przed oczami pochyliła się nade mną.
- Jak to?
- No... mam już dość życia. Jest strasznie męczące i składa się tylko z krwi i śmierci. Sam sobie życia nie odbiorę, ale skoro trucizna Eartha miała to zrobić... byłem z tym pogodzony... Ale przyszedł cudowny Dean i mnie uratował - jęknęłam i zaśmiałem się ze swoich słów. Obraz jakoś mi się rozjaśnił, ale wszystko nadal wydawało mi się takie dziwne. Twarz bruneta była jakaś dziwie napięta.
- Wilk... Casper, dlaczego nie podoba Ci się to życie? Przecież nie jest tak źle - szepnął. Puściłem go i tylko zaśmiałem się z jego głupoty i naiwności.
- Jestem od ciebie młodszy, oraz krócej żyłem w tej klatce. Mam dość. Dość wszystkiego. Nawet Dziara nie wie z jakim obrzydzeniem muszę się wypatrywać w lustro. Wiedział to tylko mój skarb...
- Kto? - zdziwił się Dean. Załkałem na jej wspomnienie. Była przecież taka dobra, wesoła, więc dlaczego...? Dlaczego musiało ją to spotkać?
- Moja Hariet - wykrztusiłem. - Zabrał mi ją... A kiedy Dziara powiedział, że do niego uciekniemy... chciałem go zabić w jego kryjówce, ale on to przewidział. Musiałem uciekać. Jak tchórz. Nie pomściłem mojej Hariet...
- Może niech to będzie dla ciebie wolą życia? Myśl o Hariet... myśl o niej Casper - powiedział jedwabistym głosem Dean. Poczułem senność, którą przyniósł ten głos. Ziewnąłem, a oczy zaczęły mi się zamykać.
- A ty... co byś zrobił dla ukochanej osoby...? - zapytałem sennie. Dean coś mrukną, a potem nachylił się do mnie.
- Wszystko stary, wszystko - szepną, a potem pozwolił mi spać.
Śniła mi się moja kochana blondynka i to jak się poznaliśmy. Chciałbym się nigdy nie obudzić...

[Perspektywa Hella Aliqiud]

Zszedłem otępiały na parter. Obraz przed oczami mi uciekał, a mózg powtarzał cały czas tą samą informację. Nie mogłem ruszyć dalej. Patrzyłem gdzieś w przestrzeń nie mogąc niczego zrozumieć. Wszytko mi się plątało. Wszytko. Przeszłość z teraźniejszością. Przypomniałem sobie słowa Tyra, albo Honesta.
- Hell? - niewyraźny głos wbił się do mojej świadomości i lekko mną potrząsnął.
- Co...? - zapytałem niemo. To Zara stała obok i mi się przyglądała.
- Czy wszytko w porządku? Gdzie twoja macocha? - spytała ostrożnie. Otworzyłem niemo usta jak ryba, ale nic się z nich nie wydobyło. Kilka razy jeszcze próbowałem ale nie mogłem.
Byłem rozbity.
Oszołomiony.
Załamany.
Oszukany.
- Hell...? - słowa jakoś dopływały do mnie z oddali. Stałem bez celu i patrzyłem na dziewczynę beznamiętnie. Nic. Nic już do mnie nie docierało.
- Hell? Dlaczego masz rękawiczki? - zapytała dziewczyna. Uniosłem ręce do oczu. No tak. Czarne, skórzane rękawiczki idealnie dopasowane do moich dłoni.
- Dla ochrony - wydusiłem. Zara patrzyła na mnie niepewnie.
- Wszystko w porządku? - zapytała z troską, trochę ściszając głos.
- Nie - odpowiedziałem szczerze. - Nic nie jest w porządku. Dokładnie całe życie właśnie powiedziało mi, że jestem jednym. Wielkim. Cholernym. Eksperymentem - wycedziłem. Ruszyłem przed siebie potrącając przy tym dziewczynę barkiem.
- Hell! - głos Sky sprawił, że się odwróciłem. Okularnica klęczała przy Zarze, która najwyraźniej upadła. - Co się stało...? - pisnęła z przerażeniem. Prychnąłem.
- Życie maleńka. Takiego słowa jeszcze nie wymyślili w twoim idealnym świecie? - spytałem z niepodobnym do siebie przekąsem.
Podeszli do mnie bliźniacy.
- Gościu, co ci odwala? - warknął Zector. Artmate tylko stał i w milczeniu przyglądał mi się niepewnie. Wzruszyłem ramionami.
- Zostałem oszukany - powiedziałem wprost. - Zostałem perfidnie wykiwany na potrzeby eksperymentu. Całe moje życie zostało ukartowane od mojego dnia poczęcia. Wszystko co o mnie słyszeliście to jedna wielka bajeczka wymyślona, by mały chłopiec robił to co mu każą! - z każdym słowem podnosiłem głos. Artmate zrobił krok na przód.
- Hell, przestań się tak zachowywać...
- Bo co?! Bo nie podoba się to wariatowi?! - ryknąłem. Wszystkie nerwy mi puściły.
Miałem ich wszystkich dość.
Dość ich twarzy, takich szczerze do mnie uśmiechniętych.
Dość ich serc, bijących w piersi dla swojej rodziny.
Miałem wszystkiego dość. A wiecie czego najbardziej nie mogłem znieść?

Szkoła Morderców [Poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz