Rozdział III

13.2K 1.1K 177
                                    

- ... Chcesz przeprowadzić badania... tutaj? - upewniłem się pokazując ręką pole, na którym staliśmy. Alice wzruszyła ramionami.
- Nie widzę problemu - stwierdziła. Jej lekkie i pogodne podejście do życia zaczynało mnie zdrowo irytować. Ale dobra.
Stanąłem w miejscu i postawiłem nóżkę roweru. Spojrzałem na dziewczynę wyczekując jej ruchu. Spodobała jej się moja pewność bo uśmiechnęła się (jeśli to w ogóle możliwe) jeszcze szerzej.
- Zrobię ci badanie na zasadzie pytań i odpowiedzi, dobrze?
- Jak masz pytać to pytaj - warknąłem. Alice splotła dłonie za plecami.
- Hell, co sądzisz o stwierdzeniu, że zabicie kogoś z przymusu to nie jest morderstwo?
- Nic - prycham. - Każde morderstwo jest morderstwem i to czy przymuszonym, czy nie, to nic nie zmienia.
- No dobra... Co sądzisz o rzezi mającej miejsce dwadzieścia lat temu?
- Chodzi ci o... Dzień Ustawy 7?
- Tak. - Jej ton jest wyjątkowo zimny i twardy. Nie mówi tego z bólem, ale też nie z dumą. Czy to oznacza, że nie jest po żadnej ze stron? Postanawiam zaryzykować i wyrzucam z siebie prawdę.
- Wiem co do tego doprowadziło i wiem jak to mogło by się skończyć bez interwencji. Jednak mordować tysiące dzieciaków? To absurdalne! Wprowadzenie wszystkich tych zasad, regulaminów... To nie jest dobre wybierać między "zabij, albo zostań zabity"...
- Rozumiem. Widzę, że wiesz o czym mówisz... a jak się ma twój refleks?
- C... - cudem ominąłem kamień rzucony prosto w mój twarz. Nawet nie zauważyłem jak Alice bierze go do ręki! Kamień wpadł między pszenicę, płosząc ptaki. Stado wron poderwało się do lotu. Ja natomiast wbiłem spojrzenie w dziewczynę z warkoczami.
- Co ci do łba strzeliło, do jasnej cholery! - wrzuciłem z siebie na jednym oddechu. Co za chore badania! Alice znów niewinnie wzruszyła ramionami.
- Tylko cię sprawdzam...
- Chyba próbujesz zabić - poprawiłem, a gdy dostrzegłem błysk w oku Alice...
A jeśli jest uczennicą... Szkoły Morderców? Może już mnie szukają?
- Á propos zabijania - zaczęła tajemniczo. - Co by było w stanie rozzłościć cię tak, że byś chciał zabić? - zapytała. Zmarszczyłem brwi, poważnie zastanawiając się nad pytaniem.
Czy istniało coś, za co mógłbym zabić? Rodzina... niee. Przyjaciół nie mam. Niczego cennego nie posiadam. Czy moje życie się liczy? Nie - jestem równie przydatny co pleśń na suficie.
- Nic nie zmusi mnie do morderstwa - powiedziałem. Alice uniosła jedną brew.
- Ach tak? A gdybyś miał jakiś cel? - drążyła. Przewróciłem oczami, ale wtedy mnie olśniło.
- Cel... być normalnym... Ale zabijać, by być normalnym?
- Czemu nie? - zauważyła. Pokręciłem głową z nerwowym uśmiechem.
Nie. Ta dziewczyna naprawdę jest popaprana. Nie dość, że chciała mnie ogłuszyć kamieniem to teraz przekonuje, że zabijanie ma sens. To na pewno morderczyni! Tylko czego chce ode mnie?
- Ostatnie pytanie - powiedziała niespodziewanie. Nie zdążyłem zaprzeczyć, kiedy ona wypowiedziała:
- Czy był byś w stanie zabić, byleby nie trafić do Szkoły Morderców? - Zadrżałem.
Potrafiłbym? Zabijać, by być normalnym?
Nie... nie... ona miesza mi w głowie...
W co wierzyć?! W słowa nieznajomej, czy we wpajaną od małego dziecka dewizę?
Nie zabijaj. Nie czyń zła. Bądź grzeczny. Nie bądź psychopatą.
Spanikowałem. Z kieszeni jeansów wyciągnąłem scyzoryk. Może czułem się bezpieczniej? Wysunąłem ostrze, tak dobrze mi znanego, małego nożyka.
- Czyli to twój strach? Szkoła Morderców?
- STUL PYSK! - ryknąłem i nie panując nad własnym ciałem wbiłem nóż w obojczyk Alice.
Posypało się kilka iskier i zawarczało jak w zepsutym komputerze. Alice spojrzała na swój obojczyk i na moje dłonie nadal trzymające nóż.
- Uszkodzisz mi obwody Hell...


#Bum! Zwrot akcji!
I jak? Nie ma hejtów, ani żadnych innych komentarzy, więc to chyba znak, że mam kontynuować?
No dobra, poprawcie mnie jeśli się mylę, a puki co:
Capricorn odmeldowuje się ✌

Szkoła Morderców [Poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz