Rozdział XXI

6.2K 482 275
                                    

Gdzie jestem?!
Co się stało?!
Pamiętam tylko, że goniłem Gordona. Tak. Ranny Gordon. Zobaczyłem go i po lekkim szoku zacząłem zmierzać w jego stronę. Wpadłem w pułapkę.
Ostatnia rzeczy, którą pamiętam to strzykawka w ręku Dean. Potem już tylko ciemność.
Mój umysł z oszołomieniem powtarzał tylko dwa słowa.
Dlaczego Dean. Dlaczego Dean. Dlaczego Dean.
A potem zrozumiałem jedną sprawę.
- ZDRAJCA! - wrzasnąłem, z nadzieją, że mnie usłyszał. Do oczu napłynęły mi łzy bezsilności.
- Zdrajca... cholerny zdrajca - szeptałem. Nic się nie zgadzało. Dean w jednej chwili żartował że mną. Odstraszył tamte dziewczyny mówiąc, że jest moim chłopakiem.
Czy to była tylko gra? Czy tak naprawdę Dean nigdy nie pokazał mi swojej prawdziwej twarzy?
Zapłakałem.
I jeszcze Gordon. Tutaj nawet nie wiedziałem co powiedzieć. Mój przyjaciel. Jeszcze tak niedawno z nim rozmawiałem. Czy to też była gra? Jakiś plan? Ale czemu Gordi - osoba, która nie ma nic wspólnego z moim światem?
Przypomniałem sobie twarz Gordona. Jego włosy zwykle mające odcień ciemnego blondu, teraz przypominały brudny brąz. Jasna cera, stała się blada i w kolorze nie zdrowej zieleni. Wychudły i pozbawiony wyrazu twarzy. I jeszcze ta rana. Z jego nogą nie było najlepiej. Kuśtykał o kuli.
Co powiedział kiedy stanąłem z nim twarzą w twarz?
"Wybacz"
Zwinąłem się w kłębek. Wszystko wydawało mi się zbyt straszne, aby było prawdziwe.

Kiedy oszołomienie minęło, wróciło mi racjonalnie myślenie. Alleluja.
Szybko zorientowałem się gdzie jestem. W jakiejś celi. I to takiej luksusowej bo były trzy ściany i kraty! Kto w tych czasach używa KRAT?!
Cela z betonu, kraty za wejście. Za kratami widziałem tylko ciemny korytarz skręcający po trzech metrach. Panował półmrok, a jedyne światło było dostarczane przez słabą żarówkę kołyszącą się pod sufitem na kablu.
Muszę stwierdzić, że ludzie strasznie muszą mnie lubić, skoro jestem tak często porywany.
Miałem na sobie swoje czarne rurki, koszulkę z tarczą szkoły i czarną bluzę z kapturem. Na nadgarstku połyskiwał zegarek. Jedno spojrzenie na niego powiedziało mi, że byłem nieprzytomny dwanaście godziny.
Mogli mnie już wywieźć gdzieś daleko. A najgorsze, że Artmate i Zector nic nie widzą. Ani kiedy, ani jak znikneliśmy.
Znów łzy napłynęły mi do oczu. Szybko je otarłem.
Nie czas na łzy. Nie ma sensu płakać po zdrajcy.
Ale nawet to pokrzepiające zdanie nie sprawiło, że poczułem się lepiej. Nie mogłem wyrzucić z głowy uśmiechu Deana i cichych słów "tak, jesteś moim bliskim". Unieruchomił mnie. Zaciągnął z Gordonem do tego pomieszczenia. Do pułapki.
Tylko po co?!
Plasnąłem się w policzki.
Nie teraz Hell. W detektywa pozbawisz się jak się wydostaniesz.
Nagle drzwi mojej celi otworzyły się.
- Hell... - cichy głos, przepełniony... pustką. Nic nie dało się odczytać z jego głosy, lub choćby jego oliwkowych oczu. Była tylko pustka.
- Gordon, mów co się dzieje - przeszedłem od razu do sedna. Chłopak usiadł z cichym stęknięciem naprzeciw mnie. Przez chwilę po prostu na mnie patrzył.
- Zmieniłeś się. Dobrze wyglądasz...
- Gordi! Błagam! - jęknąłem. Chłopak spojrzał na mnie swoim obojętnym spojrzeniem, ale zaczął mówić.
- Zamaskowany porwał mnie i zmusił, abym do ciebie zadzwonił. Kiedy już to zrobiłem powiedział, że wypuści moją rodzinę. I wypuścił ich. Ale mnie wziął ze sobą. Kiedy próbowałem uciekać... zabił ich na moich oczach... - przełknął ślinę. - A ja chciałem się zabić. Ale On mi zakazał. Nie pozwala mi to za każdym razem. Straciłem nadzieję na śmierć... - powiedział, a pod koniec głos mu zadrżał. Chwyciłem go za ramię. Próbowałem dodać mu... otuchy?!
On stracił wszystko. Dawne życie, marzenia, rodzinę... A teraz nawet możliwość śmierci. W takim stanie nie istnieje już coś takiego jak słowa "będzie lepiej". Teraz nie może być już nawet gorzej.
- Ale czemu... czego chce ten... - Zamaskowany. Pacnąłem się w głowę.
- Earth - uświadomiłem sobie, a Gordon zadrżał.
Earth chce stać się długowiecznym. Ale nie wiem dlaczego w takim razie porwał mnie, skoro chce Tyra. Chyba stwierdził, że jestem łatwiejszy do uprowadzenia.
Mój mózg się przegrzewał. Nic nie chciało do siebie pasować.
- Ale... co do tego wszystkiego ma Dean? - wydusiłem z siebie. Gordon spuścił wzrok.
- Ten, który jest dla ciebie ważny? - zapytał. Oddech mi przyspieszył.
- Tak. To był przyjaciel. I muszę wiedzieć, czy nadal jest moim przyjacielem - wyszeptałem. Gordon nawet nie drgnął.
- Chyba zawarł z Nim umowę. Słyszałem jedyne o jakiejś obietnicy zawartej przed śmiercią - powiedział zimno. Pokiwałem głową. Może oznacza to, że Dean nie do końca zdradził.
Ale skoro zawarł z nim umowę... to musiał go do tego w jakiś sposób zmusić.
A czego boi się morderca? Śmierci.
- Gordon... ja tak strasznie cię przepraszam - wyznałem z bólem. Chłopak spojrzał na mnie z niezrozumieniem.
- Za co?
- Za to, że jestem twoim przyjacielem. Gdybyś nigdy nie zaczął ze mną rozmawiać, nigdy byś nie poznał Eartha, nie stracił byś wszystkiego co kochasz, a twoim największym problemem były by niezapowiedziane klasówki... - z każdym słowem mówiłem ciszej. Wszystko było zbyt przytłaczające. Ból Gordona stawał się moim bólem. Jego strach był moim przerażeniem...
- Hell, to nie twoja wina - wypalił nagle Gordon. Uniosłem głowę.
- Jak to?
- Chciałem się z tobą przyjaźnić z własnej, nieprzymuszonej woli. To, że On chciał ciebie... gdybym nie chciał uciekać moja rodzina by żyła. Więc sam na to wszystko zapracowałem...
- Jednak czuję się winny - westchnąłem. Odwróciłem wzrok. Zapadła niczym nieprzerwana cisza.
W końcu usłyszałem cichy i obojętny głos Grdona.
- Przyszedłem, aby ci coś powiedzieć - zaczął. - Nie wiem czego chce od ciebie On, ale zdaje mi się, że masz coś co On bardzo chce posiąść - wyznał. Spojrzałem na niego, oczekując dalszych wyjaśnień, ale nic więcej nie opuściło ust mojego przyjaciela.
Earth chce posiąść serum długowieczności. Ale to Tyr jest strażnikiem leku na śmieć! Dlaczego uwziął się na mnie skoro ja mu nic nie dam. Po prostu nie mam nawet co dawać! Nie znam przepisu na serum!
Czy ktoś stoi za rogiem i się ze mnie śmieje? Z mojego parszywego życia?
Ja bym się śmiał...
- Chcę ci pomóc Hell... - powiedział nagle Gordon. Utkwiłem spojrzenie w przyjacielu. Niespodziewanie na jego twarzy pojawił się blady uśmiech.
- Ale Gordi... - zacząłem, a on tylko pokiwał głową i przyłożył palec do ust, mówiąc abym był cicho.
- Możesz być moim wybawieniem brachu...

Szkoła Morderców [Poprawiane]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz