- Harry, możemy porozmawiać? – usłyszałem za sobą głos Bethany. Byłem jej wdzięczny, że dała mi szansę wyrwania się ze szponów natrętnej ciotki, która już otwierała usta, aby po raz setny powiedzieć, jaka to wielka strata. Kiwnąłem głową i poszedłem za dziewczyną, nawet nie kłopocząc się, aby przeprosić ciotkę Lydie za to, że ją opuszczam. Bethany skierowała się do kuchni, więc moje nogi również tam powędrowały.
- Wreszcie cisza i spokój. – odezwałem się z chwilą, gdy znaleźliśmy się w pomieszczeniu.
- Podejrzewam, jak się czujesz, ale muszę zapytać: wszystko w porządku? Ty i Ian byliście ze sobą bardzo blisko, zdradzał ci sekrety, których nie mówił nawet mnie... to musi być ciężkie. – spuściła głowę.
- Przez pierwszy tydzień nie wychodziłem z pokoju. Myślałem, że pogrzeb to będzie jakiś koszmar, że nie dam rady, ale... jestem tu. Oddycham. Żyje. Nie uroniłem nawet jednej łzy. Nie wiem, czy to cisza przed najgorszym, ale staram się cieszyć tym, co... - urwałem, czując, jak moje oczy stają się powoli wilgotne. Tak długo wytrzymywałem. Nie chciałem rozkleić się przed siostrą mojego chłopaka. Przytrzymałem się blatu jedną ręką. Bethany spojrzała na mnie swoimi wielkimi, smutnymi oczami. Myślałem, że zacznie mnie pocieszać, mówiąc, że z czasem będzie lepiej i ból minie, ale ona zrobiła coś innego. Wyciągnęła przed siebie list, podając mi go.
- Co to jest? – zmarszczyłem brwi.
- Otwórz. – poprosiła. Nie zadając zbędnych pytań, rozerwałem kopertę i wyciągnąłem białą kartkę na której było napisane czarnym jak smoła atramentem:
DROGI HARRY,
ZRÓB COŚ, NA CO ZAWSZE MIAŁEŚ OCHOTĘ.

TWÓJ NA ZAWSZE

Patrzyłem na idealnie równe litery przez dłuższy czas, nic z tego nie rozumiejąc. Kto to napisał? I dlaczego dała mi ten list Bethany? Podniosłem wzrok na dziewczynę, która także wyglądała, jakby nie wiele z tego rozumiała.

- Twój na zawsze? – zdołałem wykrztusić.

- List leżał na wycieraczce przed domem. – wzruszyła ramionami. – U dołu koperty są twoje inicjały. – wskazała palcem. H.S. Kto mógł wpaść na tak genialny pomysł, aby w dniu pogrzebu wysłać mi jakiś dziwny list? Na pewno ktoś, kto wiedział o nim wiedział, skoro trafił pod dom Iana. – Chyba nie myślisz, że to... - urwała znacząco.

- Ian? – podchwyciłem aluzję. – Przewidział swoją śmierć i postanowił zacząć wysyłać mi listy? Ciekawa teoria. – mruknąłem. – W każdym razie, chyba skorzystam z rady. – powiedziałem, doskonale wiedząc, na co zawsze miałem ochotę. Teraz postanowiłem to zrobić. Nie ważne czy poniosę tego konsekwencje, czy też nie i czy to jest na miejscu. Nie zawsze musimy postępować według wyznaczonych reguł. Czasem warto pominąć zasady i zrobić coś, co zawsze chciało się zrobić. Poklepałem Bethany po ramieniu i schowałem list do kieszeni spodni.
Zdecydowanym krokiem, poszedłem w stronę salonu, po drodze z ekscytacją myśląc o tym, co miało nastąpić. Wyobrażałem sobie zbulwersowane miny ciotek, które wszystko zrzucą na mój impulsywny charakter, ale najważniejsze dla mnie było to, co ja o sobie pomyślę. A dopóki ja będę z siebie dumny, to wszystko będzie w jak najlepszym porządku. Rozejrzałem się po salonie, próbując go znaleźć, wśród tłumu ludzi. Ciągle ktoś pytał mnie o samopoczucie, ale zbywałem te osoby machnięciem ręki. Teraz liczył się tylko on.
Przewróciłem oczami, napotykając wzrokiem Louisa, flirtującego z jakąś dziewczyną. Nie ma nic gorszego, niż podryw na zrozpaczonego przyjaciela, podczas gdy w środku, odczuwał przyjemność z faktu, że nie ma go tu z nami. W końcu nie musiał już widywać mnie. Czyż to nie wspaniałe uczucie? Radość zapewne przepełniała każdy zakamarek jego ciała, a on sam nie mógł powstrzymać się od uśmiechu.
Nim się zorientowałem, stałem tuż za nim. Nie chcąc zmarnować okazji, szturchnąłem go ręką, chcąc zwrócić jego uwagę. Odwrócił się gwałtownie, a widząc mnie, mina mu zrzedła. Wyglądał jak ktoś, kto czeka na kogoś wyjątkowego, a ostatecznie dostaje... cóż, mnie.
- Co jest, Styles? Też jesteś chętny? Przykro mi, będziesz musiał zaczekać. – wskazał ruchem głowy na dziewczynę, która zaśmiała się pod nosem. Wątpliwości, które wcześniej przechodziły przez moją głowę, teraz poszły w zapomnienie. Złożyłem dłoń w pięść i mocno się zamachnąłem, a już po chwili moja ręka wylądowała na twarzy Louisa, który głośno krzyknął, zwracając tym samym uwagę wszystkich zebranych. Chłopak skrzywił się z bólu, a jego towarzyszka, nieco pochylając się nad nim, zapytała, czy nie potrzebuje lodu. On odepchnął ją jedną ręką, skupiając całą swoją uwagę na mnie. Moja mina wyrażała czysty triumf. Zawsze miałem na to ochotę i wreszcie to zrobiłem. Wprawdzie on zapewne przypłacił za to solidnym siniakiem, ale było warto. Rozejrzałem się po sali, widząc zdezorientowane spojrzenia, patrzące to na mnie to na niego. Ciotka Lydia szeptała coś pani Johnson, na co ta potakiwała, wyraźnie oburzona moim zachowaniem. Wtedy zrobiłem coś nieoczekiwanego. Zamiast przeprosić Louisa, który najwyraźniej właśnie tego oczekiwał, ja ukłoniłem się nisko i powiedziałem:
- Dziękuje za uwagę.
Udawałem, że nie widzę zmrużonych oczu chłopaka, którego usta mówiły „To jeszcze nie koniec". Jak widzicie, każdy ma własną definicję tego słowa. Ja tymczasem, opuściłem dom Iana, pierwszy raz, od dłuższego czasu, szczerze się uśmiechając.

*

Przepraszam za wszelkie powtórzenia. Czytałam i poprawiałam ten rozdział tyle razy, że już naprawdę nie mam siły.

Powrócę do pisania ckliwych dramatów, owianych tajemnicą (w stylu 10RTL) nie martwcie się, ale one potrzebują ode mnie naprawdę dużo wysiłku i czasu, którego ostatnio mam mało. Pracuje nad dwoma ff, które opublikuje pewnie jeszcze w trakcie pisania tego :-) A to jest małą odskocznią. Chodziło mi o coś lekkiego, trochę ironicznego i tajemniczego. Plus lubię to opowiadanie za koniec, który ciągle zmieniałam, ale w końcu się zdecydowałam :). Jeżeli przeczytałaś/eś i ci się spodobało zostaw gwiazdkę lub komentarz, a jeśli nie to trudno, przeżyje, chyba :).

Ps. U góry rozdziału jest zwiastun! Nie wiele z niego wynika, ale to opowiadanie ma tyle wszystkiego w sobie, że zdecydowałam się zostawić zwiastun niedopowiedziany :). 

Letters to you | Larry StylinsonWhere stories live. Discover now