II.

1.3K 123 43
                                    

Do twych uszu dobiegł monotonny i głośny dźwięk dzwonka. Powoli się podniosłaś i wyłączyłaś go. Ziewnęłaś głośno i spojrzałaś na godzinę. Za dwadzieścia piąta. Położyłaś się na plecach i zamknęłaś oczy. Miałaś jeszcze czas.

- Jeszcze śpisz? Zaraz misja. - usłyszałaś czyjś głos... nad sobą?

Otworzyłaś oczy i ujrzałaś Kankuro! Z piskiem się poderwałaś i wyciągnęłaś spod poduszki kunai.

- Co ty tu robisz?! - krzyczałaś, patrząc w jego czarne oczy.

- Przyszedłem po ciebie? Jak widzę, to chcesz urządzać sobie drzemki...

- Ty zarozumiały... - przerwałaś swoją wypowiedź w obawie, że to pójdzie za daleko.

- Ja? Ja zarozumiały? - Patrzył zdziwiony na ciebie.

- Nie... - wzięłaś wdech. - Zapomnij.

- Spakowałaś wszystko?

- Tak. Co ty taki troskliwy?

- Po prostu nie chcę ci nic pożyczać. - poczułaś jak na twoim czole pulsuje żyłka.

- Nie będziesz musiał. Lepiej pilnuj swojego plecaka... A teraz wyjdź.

- Po co?

Strzeliłaś przysłowiowego "faceplama" i spojrzałaś na niego jak na idiotę. Chyba go olśnilo, bo wyszedł. Wzięłaś ubrania przygotowane na misję i przebrałaś się. Chwyciłaś swój [ulubiony kolor] plecak i wyszłaś z pokoju.

- Gotowa? - zapytał spokojnie.

- Mhm... - mruknęłaś pod nosem i ruszyłaś do wyjścia.

°°°

Skakaliście z drzewa na drzewo w ciszy. Podobno Kankuro zna drogę, ponieważ od Kazekage dostał mapę. Tym razem musiałaś mu zaufać.

- Wzięłaś shurikeny? - z zamyślenia wyrwał cię głos Kankuro.

- Shurikeny... Kurde... Nie mam... - powiedziałaś spokojnie.

- A masz garnek?

- Eee... Nie.

- Błagam, powiedz mi przynajmniej, że masz krzesiwo...

- Nie.

- Chcesz mi powiedzieć, że ty się na tę misję przygotowałaś?

- Tak.

- Dobra, ale jakby co, to ja nie będę ci nic pożyczać.

- Nie będę o to nawet prosić. - odburknęłaś.

Ten głupi, zarozumiały pacan jeszcze mnie poucza. Ma się za idealnego... Jeszcze mu pokażę, że jestem lepsza. Zdziwi się...

°°°

Po długim czasie zaczął zapadać zmrok. Całą drogę byłaś wkurzona, choć może to za mało powiedziane. Kankuro poszedł po chrust na ognisko, ty przygotowywałaś miejsce na nie. Długo ci to nie zajęło, więc po chwili rozkładałaś swój namiot. Usłyszałaś kroki i odruchowo rzuciłaś kunaiem.

- Ej! Rozumiem, że miłe relacje nas nie łączą, ale ja chcę wrócić żywy do domu. - usłyszałaś głos lalkarza.

- Wybacz. - Wróciłaś do rozkładania swojego namiotu, choć tak naprawdę nie było ci przykro.

- Długo ci to zajmuje. - spojrzał na namiot.

- Dopiero zaczęłam.

Już wiedziałaś, że na koniec misji z wielką chęcią wpakujesz mu kunai między oczy. Westchnęłaś ciężko i dokończyłaś to, co zaczęłaś.

Czemu on jest taki zarozumiały?! Dlatego, że jego brat to Kazekage?! Wiem, że shinobi muszą odkładać uczucia na bok, ale jeśli jeszcze raz mnie skrytykuje, to przysięgam, że źle to się dla niego skończy...

Podeszłaś do miejsca, gdzie miało być ognisko.

- Przecież nie masz krzesiwa. - Znowu...

- Zajmij się swoim namiotem, dobrze? - wysyczałaś.

- Dobra, dobra...

Wróciłaś do czynności, wzięłaś dwa krzemienie, które znalazłaś po drodze, ale usłyszałaś głupkowaty śmiech Kankuro.

- Co się tak śmiejesz? - patrzyłaś na niego jak na idiotę.

- Zapomniałem namiotu...

On zapomniał namiotu... A wytykał mi błędy?!

Podeszłaś do niego spokojnie.

- No to jesteśmy skazani na spanie w jednym. - Po jego słowach wybuchłaś śmiechem - No co? - Chwilę trwało, zanim się uspokoiłaś. - Powiesz?

- Śpisz przy ognisku. Nie ma mowy, abym cię wpuściła do MOJEGO namiotu. - specjalnie naciskałaś na przed ostatnie słowo.

- Czemu? - zapytał zdziwiony.

- No niech się zastanowię... Całą drogę wytykałeś mi błędy i krytykowałeś, więc nie licz na to, że pozwolę ci spać obok mnie.

Weszłaś do namiotu, a po drodze usłyszałaś westchnięcie Kankuro.

- A warty? - usłyszałaś przed zapięciem zamka.

- I tak śpisz na zewnątrz, więc pilnuj.

- Czemu ja? Co ja, pies?

Otworzyłaś namiot i spojrzałaś na niego spokojnie.

- Dobra. Biorę drugą wartę.

°°°

W środku nocy usłyszałaś szelest. Trzymałaś mocno kunai w dłoni. Powoli zamek zaczął się otwierać, a twój puls przyspieszył. Po chwili rzuciłaś się na sprawcę hałasu i przytknęłaś mu narzędzie do gardła. Patrzyłaś na... Kankuro.

- Co ty odwalasz?! Chcesz zginąć z mojej ręki?! - zapytałaś wściekła.

- Nie, ale pragnę zauważyć, że pada deszcz.

Mówił prawdę... Krople spływały po tobie powoli.

- Tylko jeden szczegół... Co ma deszcz do tego, że skradasz się i chcesz zginąć?

- Nie chcę zginąć... Twoja warta się zaczyna, ale nie sądzę, że chce ci się siedzieć w deszczu.

- Będę z namiotu czuwać.

- Dobra, to zejdź ze mnie i zabierz ten kunai z mojej szyi.

Przewróciłaś oczami i wstałaś. Kankuro od razu schował się w twoim namiocie.

- Ej! Co robisz?

- Chowam się przed deszczem? Chyba nie chcesz, żebym dostał gorączki? Będę nieprzydatny w walce.

Usiadłaś spokojnie w namiocie i bawiłaś się kunaiem.

- Jeśli od tej gorączki masz umrzeć, to możesz jej dostać.

- Naprawdę miła z ciebie osoba. - rzucił i ułożył się na twoim miejscu.

- Jestem tak miła jak ty dla mnie - powiedziałaś oschle.

Usłyszałaś jak siada i przybliża się do ciebie. Zerknęłaś na niego. Nie miał swojego kaptura na głowie.

Ciekawe po co go nosi... Wygląda lepiej bez niego. Zaraz, co?! O czym ja rozmyślam?!

- Może zacznijmy w takim razie tę znajomość od nowa? - powiedział z uśmiechem.

- Po misji... Jeśli przeżyjemy.

- Taki duet na pewno przetrwa. - mimowolnie uśmiechnęłaś się lekko. - Na razie i tak musimy zdobyć tylko informacje. Potem do Konohy po posiłki...

- Serio? Kazekage mi nic nie mówił. - powiedziałaś zaskoczona.

- To już wiesz. Dobranoc - powiedział i ułożył się do snu. - Pakować się na misję i nie wiedzieć, co będzie się na niej robić... Tak potrafi tylko [Imię]...

- Słyszałam to... Branoc...

***

Kankuro x Reader PLOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz