Rozdział 31

1.8K 126 8
                                    

***Późny wieczór tego samego dnia***
Szłam przez korytarz do Wielkiej Sali, kiedy usłyszałam charakterystyczny odgłos zderzenia się dłoni z policzkiem. Usłyszałam syknięcie Marka (jest!) i głos Weasley.
-Mam nadzieję, że jesteś z siebie dumny-wycedziła.
-Żebyś wiedziała, że jestem, ty mała, wredna...
-Cześć-odezwałam się lekko, pokazując im się, a oni podskoczyli.-Musimy pogadać, Mark.
-O-o czym?-zająknął się.
-A zmalowałeś coś?-uniosłam brwi.
-N-n-nie.
-To co się boisz? Weasley...-spojrzałam na nią, przez chwilę udając, że zastanawiam się, co z nią zrobić.-Sprawdź co kombinuje Wielkie Trio, pomóż im, cokolwiek ze sobą zrób... Krótko mówiąc: zjeżdżaj.
Przez kilka sekund patrzyła mi prosto w oczy. I bynajmniej nie było to przyjazne spojrzenie. Później odeszła.
-Nie ukarałaś jej.
-Że dała ci po pysku? Jestem więcej niż pewna, że sam ją sprowokowałeś.
-Co nie znaczy, że ta zdrajczyni krwi miała prawo...-urwał, widząc moje spojrzenie i wbił wzrok w podłogę.
-Nie obrażaj inteligentniejszych od siebie, bo jeszcze się to na tobie zemści.
Cóż, w moim przypadku już się zemściło.
-Rozumiem, że jeszcze nic o nas nie wiesz?
Jego mina mówiła sama za siebie.
-Jesteśmy kuzynami-powiedziałam, krzywiąc się z obrzydzeniem.
Najpierw był szok. Później coś do niego dotarło.
-Czy to oznacza...?
-Nie, nie stajesz się władcą śmierciożerców. W każdym razie nie na równi ze mną. Możesz uznać, że jesteś śmierciożercą na specjalnych prawach. Przez mojego ojca będziesz traktowany jak jeden z najwierniejszych. Tyle, że będziesz rzadziej obrywał jak coś ci nie wyjdzie.
-Rz-rzadziej?-zdążył się zrobić dumny jak paw, myśląc, że śmierciożercy będą zwracać się do niego ,,panie" i tak dalej, a już minka zrzedła...
-A co myślałeś? Aha, mogę cię karać za nieposłuszeństwo. Lepiej bądź grzeczny-uśmiechnęłam się uroczo.-Jakieś pytania?
-Mogę wydawać rozkazy?
-O ile nie będą przeczyć moim i ojca, bo wtedy nie ucierpi tylko twoje wybujałe ego, jak po ciosie Weasley.
-Okay, załapałem. Więc jestem trzeci w hierarchii?
-Na to wygląda. Ale lepiej dla ciebie, żebyś nie próbował wspiąć się wyżej, bo spadniesz na dno.
-Albo zdobędę szczyt.
Uniosłam brwi.
-Oboje dobrze wiemy, że jesteś na równi z Czarnym Panem, Catherine. Pewna grupa śmierciożerców uważa właśnie ciebie za tą ważniejszą.
-Tak?
-Tak. Czarny Pan mnie lubi. I to ty spadniesz na dno, Cath.
Uśmiechnęłam się drwiąco.
-Trochę władzy i nagle powróciła twoja pewność siebie? Przejedziesz się na tym, Mark.
-To ty się przejedziesz. I to do grobu, Catherine.
-Grozisz mi?-zmieniłam kolor oczu na czerwony, a jego hardość lekko przygasła.
-Miałem raczej na myśli twój sen.
-C-co?-zająknęłam się, ale był to efekt szoku, a oczy wróciły do normalnego stanu.-Skąd wiesz, że w ogóle miałam jakiś sen?
-Bo w nim byłem. Obserwowałem to z boku. To był Proroczy Sen, skoro się jeszcze łudzisz, że to był zwykły koszmar.
-Ojciec pewnie też to widział?
-Jak byłem dziś w Riddle Manor to wydawał się zamyślony. Tak, pewnie widział.
-Szlag... Po co ty właściwie byłeś w Riddle Manor?
-Powiedzieć o śnie. Uznałem, że jest istotny. Pochwalił mnie-wyszczerzył się dumnie.
-Cudownie-mruknęłam ironicznie.-Moment, skąd wiedziałeś o tym, że MI też się to śniło?
-Zgadywałem.
-Kłamiesz-powiedziałam z pozorną obojętnością.-Teraz mogę cię zmusić cruciatusem do powiedzenia prawdy bez żadnych konsekwencji, więc obiektywnie rozważ swoje szanse-nie potrafiłam ukryć satysfakcji przy wypowiadaniu tego zdania.
-N-nie możesz-oczami wyobraźni już widział siebie wyjącego pod wpływem cruciatusa, ale tak naprawdę nie miałam zamiaru rzucać klątwy torturującej.
Nie miałam ochoty na wysłuchiwanie wrzasków i błagań, ale zawsze mogłam się tego dowiedzieć bez brudzenia rąk, prawda? Bo w końcu od czego jest legilimencja...
-Owszem, mogę. I chętnie skorzystam z tej opcji.
-Nie wierzę.
-Lepiej dla ciebie, żebyś uwierzył.
-Nie możesz...
-Jestem dzieckiem Lorda Voldemorta. Mnie teraz wolno wszystko.
-J-ja...
-Mark, mów, dobrze ci radzę.
Z oddali usłyszałam krzyk Weasley, a kilka sekund później też Lovegood i Longbottoma. Nasze głowy od razu obróciły się w tamtą stronę. A potem ten psychiczny śmiech Bellatrix... Poszłam tam szybko, totalnie olewając Marka, który niestety poszedł za mną.
-Możesz mi łaskawie wyjaśnić co robisz?-wycedziłam do pleców śmierciożerczyni.
Drgnęła, przerwała klątwę i odwróciła się przodem do mnie. Trójka leżąca na podłodze z mizernym skutkiem próbowała uspokoić oddech.
-Włóczyli się po korytarzu, pani-pozory uległości stwarzać trzeba.
-Mhm... Lucjusz nie wspominał, że uczniów nie karamy już cruciatusem?
-A co mnie to?-prychnęła.
Jak widać: tylko dopóki stwarzanie ich jej pasuje.
-Możesz mi powiedzieć co robisz w Hogwarcie?
-Uczę.
-Wątpię. Znając ciebie, dajesz upust swoim sadystycznym skłonnościom na uczniach.
-To zdrajcy krwi, którzy nie zasługują nawet na bycie podnóżkiem Czarnego Pana!
Przewróciłam oczami.
-Skończyłaś, fanatyczko? Cudownie. Zjeżdżaj stąd, póki mam jeszcze resztkę cierpliwości.
-Jesteś po ich stronie?! Ty zdra...
-Chcesz po raz drugi dostać Avadą?-uniosłam brwi.
Natychmiast zamilkła.
-Nauczycielką na pewno nie będziesz. Rano nie chcę cię już widzieć w Hogwarcie.
-A to niby czemu?!
Wystarczyło jedno moje spojrzenie, żeby spuściła wzrok.
-Bo cię nie lubię i nie zamierzam znosić twojego widoku częściej niż to konieczne. Won.
Odeszła jak niepyszna, chociaż mogłabym dać głowę, że w myślach mnie przeklinała.
-A wy co? Wygodna ta podłoga?
Wstali niepewnie, chwiejąc się lekko.
-Gwardia Dropsa-stwierdził Mark, kiedy Bellatrix zniknęła za zakrętem.
-Sam się domyśliłeś?-zadrwiłam.-Dobranoc, Mark.
-Ni... Już idę-znowu tylko jedno spojrzenie i już odszedł szybko.
Uśmiechnęłam się uroczo.
-A wy do dormitoriów. Następnym razem może nie chcieć mi się was bronić.
Zaczęli iść do swoich pokoi. Uśmiechnęłam się do siebie ironicznie i poszłam na Wieżę Astronomiczną pogapić się na panoramę Zakazanego Lasu.

Tylko Nie Hogwart!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz