Rozdział 14

2.6K 181 9
                                    

***Riddle Manor***
-Jak śmiałaś ją zabić bez mojej zgody?!
Westchnęłam krótko.
-Sama sobie zasłużyła.
-Nie miałaś prawa!
-Och, błagam-przewróciłam oczami, jak zawsze olewając, że się wścieka.-Jakbyś ty nigdy nie zabił żadnego śmierciożercy.
-Zamknij się-syknął.-Teraz ja mówię. Masz mnie słuchać.
Prychnęłam.
-Daruj sobie.
-Uważaj do kogo mówisz-warknął.
Czy on kiedykolwiek na mnie warknął?
-Wydaje mi się, że do mojego ojca.
-Zapominasz, że jestem także Czarnym Panem?
-Zapominasz, że jestem także Czarną Panią?-uniosłam brwi.
-Nie, jesteś arogancką gówniarą, która powinna być posłuszna.
-Wow, już wiem od kogo Bellatrix wzięła ten denny tekst.
Przegrywasz, tatusiu... Żaden problem trzepnąć kogoś Avadą (pomijam, że tobie nie udało się to z niemowlakiem...), ale wygrać ze mną słowną potyczkę... No, tu się schody zaczynają.
-Crucio!-syknął.
Poważnie? Poważnie?! Torturujące na własną córkę? Nagroda dla najlepszego ojca wędruje do... Nie wiem, ale na pewno nie to niego.
Upadłam na podłogę skulona. Takiego bólu nie czułam jeszcze nigdy, ale nawet nie pisnęłam.
Ataku od niego się nie spodziewałam bardziej niż od Bellatrix. Przerwał klątwę po kilku sekundach.
-Wystarczy?-tak, zrozumiałam aluzję.
Wstałam powoli. Kręciło mi się w głowie. O Salazarze, jak ja nie znoszę tego uczucia. Już wolę crucio. Chociaż... nie, cofam.
-Żałosne.
Bardziej niż ty sam?-skomentowałam w myślach, ale po kilku sekundach zastanowienia wypowiedziałam to na głos.
-Crucio!
Na to byłam już przygotowana. Zaczęliśmy walczyć. Ale to nie była tak spektakularna walka jak jego z Dumbledore'em. Zero ognistych węży, zero wody... My po prostu nawalaliśmy się klątwami, które akurat przyszły nam do głowy. Wytrącił mi różdżkę i uśmiechnął się z satysfakcją. Rzucił mi ją pod nogi, na co ta część śmierciożerców, która mnie nie lubiła, zarechotała. Reszta uśmiechnęła się wymuszenie.
-Nie zabijesz mnie?
-Miałbym zabić własne dziecko?-uniósł brwi, a uśmieszek satysfakcji poszerzył się.
-Z torturowaniem problemu nie miałeś.
-Jakbyś ty nigdy nie torturowała żadnego śmierciożercy-uśmiechnął się wrednie.
Pokazałam mu środkowy palec i podniosłam różdżkę z podłogi. Schowałam ją. Omiotłam wzrokiem Salę Spotkań i wyszłam. Mogłam się spokojnie deportować, ale musiałam się uspokoić zanim pokażę się w Hogwarcie. Szłam przez ciemny, posępny las, który teraz idealnie oddawał mój nastrój. Łzy płynęły mi po policzkach.
Co cię tak boli, idiotko? To Czarny Pan, miłości oczekujesz?-pomyślałam gorzko.
Jeszcze długo spacerowałam po Zakazanym Lesie. Nagle coś usłyszałam. Jakby... jednorożec? Poszłam w stronę odgłosu. Młody jednorożec szarpał się w kolczastych zaroślach, a wokół... Skąd tu inferiusy, u diabła?!
-Won-wycedziłam cicho, w myślach wymawiając odpowiednie zaklęcie, a inferiusy posłusznie schowały się pod ziemię.-Ćśśś...-powoli zbliżyłam się do stworzenia.
Nieźle się poranił. Biedak. Dziwne, los innych ludzi jakoś niespecjalnie mnie wzruszał, ale zwierzęta...
Delikatnie wyplątałam jednorożca z zarośli. Nie uciekł. Patrzył mi w oczy.
-Chodź, maleńki, sam tu nie przeżyjesz tygodnia-wymamrotałam bardziej do siebie i pogłaskałam go po białej szyi.
Zaczęłam iść w stronę Hogwartu, a jednorożec za mną. Życie płata figle. Nie ma to jak w wieku w wieku 16 lat dowiedzieć się, że posiada się takie coś jak empatia czy współczucie.

Tylko Nie Hogwart!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz