Rozdział 30

1.8K 131 5
                                    

-To żałosne. Poddaliśmy się? I to komu? Jakimś żałosnym śmierciożercom?
-My?-Snape uniósł brwi.
Siedzieliśmy w sali transmutacji. Snape ciągle miał wątpliwości, po której ja właściwie stronie jestem.
-Aluzje zostaw dla Gryffindoru, okay?-jadowita słodycz w moim głosie niespecjalnie mu się spodobała.
-Jaką mamy pewność, że nie kłamiesz?
-Snape, nie wiem, czy to wahania nastroju, czy cokolwiek innego, ale zdecyduj się, czy mi ufasz. Poza tym zaczynasz być irytujący. Wszystko ci nie pasuje.
-Skończyłaś?
-Never-uśmiechnęłam się uroczo.
Prychnął cicho.
-No dobra, po pierwsze: musimy chronić młodszych uczniów. Są najbardziej bezbronni.
-Oczywiste-stwierdziła spokojnie McGonagall.-Ale z Malfoyem jako dyrektorem nie mamy nic do powiedzenia. Dopuszcza metodę karania uczniów cruciatusem.
-Porozmawiam z Lucjuszem-zaoferował się Snape, a wszyscy dziwnie na niego spojrzeli.
-Posłucha?-zapytał Flitwick, marszcząc lekko brwi.
-Mnie? Oczywiście.
-No tak, na ciebie raczej nie doniesie... Dobry pomysł.
Sądząc po jego minie: nie ucieszył się z pochwały. Mam nadzieję, że nie zabrzmiałam jak nauczycielka chwaląca ucznia. Nie, Snape po prostu nie umie przyjmować komplementów.
-Rano nie masz zajęć, nie? Lepiej załatwić to jak najszybciej.
***Oczami Snape'a***
Skinąłem głową, przyjmując to do wiadomości. Cóż, miałem zamiar się wyspać, ale trudno. Moje wątpliwości co do Catherine zniknęły, kiedy zobaczyłem jak bardzo jej zależy.
-Aha, Gwardia Dumbledore'a znowu działa.
Minerwa uśmiechnęła się lekko. Oczywiście, że wiedziała. W końcu większość Gwardii Dropsa stanowił jej dom.
-Nie znają tylu zaklęć obronnych co my, które przy śmierciożercach z pewnością im się przydadzą, więc ten, kto by mógł, może wtrącić coś o jakiejś przydatnej tarczy.
Nauczyciele skinęli głowami. Hm, uczennica nimi rządzi, a oni nie mają nic przeciwko... Dziwne.
Przedyskutowaliśmy jeszcze kilka istotnych spraw, po czym rozeszliśmy się do swoich dormitoriów.
Kiedy już wszyscy uczniowie i niemal nauczyciele byli w klasach, poszedłem do nowego dyrektora. Wszedłem bez zaproszenia.
-Puka się-syknął, nie przerywając pisania czegoś.
-Witaj, Lucjuszu-zagadnąłem spokojnie.
Gwałtownie uniósł głowę. Wstał powoli. Przez długą chwilę zastanowiał się co odpowiedzieć. W końcu zdecydował się na krótkie, rzeczowe pytanie.
-Czego chcesz?
-Och, ja chcę bardzo wielu rzeczy, Lucjuszu... Ale jedyne co mnie interesuje w tej chwili to bezpieczeństwo uczniów.
-S-słucham?
-Chcę, żebyś zabronił śmierciożercom używania cruciatusa jako metody wychowawczej.
-Dlaczego miałbym to zrobić?
-Z tego samego powodu, przez który jeszcze nie wywaliłeś mnie z gabinetu.
-To znaczy?
-Właściwie przez dwa. Po pierwsze: lubisz mnie.
Prychnął.
-Jesteś zdrajcą.
-A co to ma do rzeczy?-wzruszyłem ramionami.-Drugim powodem jest Draco.
-Co on ma do tego?
-Naprawdę nie wiesz jak działa na psychikę dziecka widok, który ma teraz na codzień?-mówiłem ciszej, ale i poważniej niż zwykle, uparcie patrząc w oczy mojego dawnego przyjaciela.-To jego znajomi.
-Draco nie jest już dzieckiem.
-Jest. Stara się ciebie nie zawieść jako ojca-śmierciożercy, ale to wciąż tylko nastolatek.
-Nie sądzę-odpowiedział sucho.-Coś jeszcze?
-Lucjuszu, nie bądź idiotą. Nie proszę o wiele.
-Ty prosisz? Coś nowego.
-No wiem. Znasz mnie i wiesz, ile mnie to kosztuje.
-Ale mnie to nie obchodzi.
-A więc nie obchodzi cię dobro twojego syna?
Przewrócił oczami. Jasne, że znał tą metodę manipulacji. Kiedyś powiedziałem mu, że to lepszy sposób niż Imperius. Kiedy jeszcze naprawdę służyłem Czarnemu Panu.
-Snape, na mnie to nie działa. Albo tak wysoko cenisz siebie, albo tak nisko oceniasz mnie, skoro myślisz, że nabiorę się na taki banał.
Uniosłem brwi.
-A Draco?
-Co ,,Draco"?-oczy lekko mu się rozszerzyły, kiedy zobaczył moją pewność siebie.
-Nie będę cię szantażować, że coś mu zrobię, bo niestety nie jesteś tak wielkim kretynem, żeby mi w to uwierzyć, ale...-zawiesiłem głos.
-Ale?-zapytał po chwili niepewnie.
Nareszcie. Jeśli chciałem cokolwiek od Lucjusza, kiedy on był górą (a przynajmniej teoretycznie) musiałem najpierw zburzyć jego pewność siebie, żeby w ogóle wziął pod uwagę to co mówię.
-Draco zrobi co powiem, obaj to wiemy. Traktuje mnie jak ojca i skoczy za mną w ogień.
Chwila ciszy. Lucjusz doskonale wiedział, że to prawda, ale nie dopuszczał do siebie tej świadomości.
-Zostaw. Mojego. Syna. W. Spokoju-wycedził, usiłując zabić mnie wzrokiem.
-Wiesz, namówienie Draco do zmiany strony byłoby dla mnie niczym...-pstryknąłem palcami.
Dobrze wiedział, że Draco mógłby przypłacić zmianę strony życiem (więc oczywiście nie przekonywałbym go do tego, bo zależało mi na jego życiu na równi z jego rodzicami).
-Myślisz, że Draco jest taki naiwny?
-Nie, Lucjuszu. Draco to młody, inteligentny chłopak, ale ufa mi bardziej niż tobie. To wystarczy.
-Nie naraziłbyś go...
-Przemyśl to-odwróciłem się do niego plecami i położyłem rękę na klamce, ale zanim zdążyłem ją nacisnąć usłyszałem jego cichy głos.
-Zgadzam się. Ale nic nie obiecuję. Nie mam nad śmierciożercami całkowitej kontroli, nie jestem Czarnym Panem.
-I to mi wystarczy-skinąłem lekko głową.-Do zobaczenia, Lucjuszu.

Tylko Nie Hogwart!Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz