39.

195 11 0
                                    

- Dzień dobry - usłyszałam cicho od chłopaka leżącego obok mnie. Od razu się uśmiechnęłam.
- Jeszcze chwilkę - pomruczałam.
- Zrobię śniadanie - zaproponował. - Mam nadzieje, że cię nie otruję, bądź nie spale domu.
- Czemu to robisz...? - przykryłam się kołdrą. Nie dostałam odpowiedzi jedynie całusa w czoło.

Po kilku minutach wyszłam z łóżka i zrobiłam poranną toaletę. Byłam w łóżku, pewnie Harry mnie przeniósł. Za oknem było bardzo ładnie. Słońce świeciło, a na Londyn to naprawdę rzadkie. Siedziałam przy stole i jadłam pół spaloną jajecznicę, którą przyrządził Harry. Próbowałam się nie skręcać, a pomagała przy tym myśl o staraniach chłopaka.

Wyszliśmy z domku i przeszliśmy się na spacer.
- Powiedz mi czemu siedziałaś na dachu, pierwszego dnia? - zapytał nagle.
- Uwielbiam gwiazdy...
- Czemu?
- Przede wszystkim są piękne i nie kłamią. Mają zapisane przeznaczenia. Nie podziękowałam ci jeszcze za moje gwiazdy na suficie.
- Podobają ci się?
- Są bardzo piękne - ścisnęłam dłoń chłopaka. - Jak wpadłeś na coś takiego?
- Byłaś na mnie zła, a poznaliśmy się w taki sposób. Pod gwiazdami. Może to było przeznaczenie...?
- Może? - zapytałam żartobliwie.

Chłopak szturchnął mnie w ramię. Stanął i przysunął mnie do siebie. Patrzałam w jego oczy. Stanęłam na palcach i musnęłam go usta.

Ominęłam go i wskoczyłam na jego plecy. Złapał mnie w nogach i zaczęliśmy się śmiać. Po zwiedzeniu miejsc, które miał przygotowane dla mnie Harry, wróciliśmy do domku i ponownie rozpaliliśmy ogień w kominku. Oboje byliśmy zmęczeni, więc położyliśmy się na kanapie w saloniku i zasnęliśmy. Obudził mnie hałas.
Trochę wystraszona, podniosłam się z Harry'ego i zmierzyłam ku hałasowi. Doszłam do sypialni i zobaczyłam dwie drobne postacie. Ubrane na czarno grzebiące w moich i Harry'ego rzeczach.
- Ykhm - odchrząknęłam. - Może w czymś pomóc?

Osoby się wystraszyły i rzuciły się do okna, podbiegłam do jednej z nich i chwyciłam za kaptur, nie zdążyłam go zdjąć kiedy osoba trzecia uderzyła mnie w głowę.

***
- Witaj, nazywam się doktor Harvelle. Znajdujesz się w szpitalu St. John... - słyszałam niewyraźnie.
- Co się stało?
- Masz lekkie obrażenia głowy...
- Gdzie mój...
- Twój kuzyn jest na zewnątrz.

Świeciła mi po oczach małą latareczką. W końcu ją zabrała z moich zierenic, a ja odzyskiwałam wyrazistość w oczach.
- Policja chciałaby zadać ci kilka pytań. Czujesz się na siłach? Zostaniesz na obserwacji, w porządku?

Skinęłam tylko głową i poczekałam jak do środka wejdą policjanci. Mineli się z lekarką i stanęli po lewej stronie łóżka. Zadali mi kilka pytań, opowiedziałam im co widziałam i to wszystko.

Głowa mi pulsowała.
- He-ej - do środka wszedł zatroskany kędzierzawy. - Jak się czujesz?
- Głowa mnie boli...
Usiadł na krześle obok i złapał mnie za rękę.
- Dzwoniłem do twoich rodziców, kazali mi się przedstawić jako twój kuzyn.
- Drwala nie było - zaśmiałam się.
- Przepraszam cię, to miał być nasz wspólny czas...
- Hej! Szpital nie jest zły. Mam zostać na obserwacji...
- Wiem, rozmawiałem z lekarką. Wiesz kto to mógł być?
- Nie... Zginęło coś? Wzięli coś? - zamknęłam oczy. - Pójdę spać, dobrze? Ale ty siedź tu.

~•~
Czekam na wasze komentarze i ★. xx.A

Stars|H.S.Where stories live. Discover now