Rozdział 9 - Zemsta

1.5K 147 22
                                    

Z wielkim trudem łapała każdy oddech. Czuła jak kolana jej miękną, a podłoże, na którym stała, zmieniało się w ruchome piaski, które wciągały ją do środka i nie pozwalały na żadną ucieczkę. Z nerwów ściskała uchwyt torby. W pewnym sensie wyładowywała w ten sposób stres i strach. Bała się tego, co za chwilę nastąpi. Żałowała, że tutaj przyszła, że rozwinęła tę kartkę i postanowiła ją przeczytać. Szczęście, jakie jej dopisywało kilka dni temu, rozpłynęło się w zaledwie sekundę. Lisanna podeszła do Lucy. Dzieliły je niecały metr. Skrzyżowała ręce na piersi i przeszywała ją zabójczym oraz okrutnym spojrzeniem. 

- Proszę, proszę, proszę... - na każde wymówione słowo „proszę" klasnęła w dłonie. Jej głos był niski i obojętny. Uśmiechnęła się szyderczo. - Czyżbym zastała niejaką Lucy Heartfilię?

- Czego chcesz? - wyjąkała.

- Niczego specjalnego, złotko.

- Mów czego chcesz! - miała dość tej głupiej gierki i przejść do sedna rozmowy.

- Pamiętasz, jak ciebie ostrzegłam, żebyś pod żadnym pozorem nie zbliżała się do mojego kochanego Natsu? - uśmiechnęła się zwycięsko. - Nie posłuchałaś mnie, Lucy. Zły wybór, kochana. 

- O co ci chodzi, Lisanna?! - odważyła się wyrzucić z siebie część złości.

- Zgodnie z moją obietnicą, jaką złożyłam ci wcześniej... - mówiła to w taki sposób, że Lucy poczuła przechodzące po niej dreszcze i ogarniający ją chłód. Jednocześnie miała pustkę w głowie i nie miała bladego, o czym mówi białowłosa. - Czyżbyś zapomniała? Z chęcią ci przypomnę.

Blondynka milczała.

- Zabiję cię - powtórzyła te same słowa, które wypowiedziała, gdy siedziały razem na ławce przed szkołą po lekcji.

"Uciekać? Jest szansa, ale dokąd? Lisanna jest wysportowana, ponieważ należy do klubu siatkówki. Nie można było się z nią równać. Była za dobra, wręcz najlepsza. Wynik w tym wyścigu byłby oczywisty. Czyli jedyne co mi zostało to oczekiwanie, że ktoś przybędzie mi z pomocą?" - biła się w myślach.

Pozostała w tej samej pozycji i oczekiwała, co zrobi Lisanna. Kolana ugięły się ponownie Lucy, gdy zobaczyła błysk w jej oczach. Nie było to światło dobroci tylko chęć krwawej zemsty. Niebieskie tęczówki poszarzały. 

- Zabiję cię - nie wiadomo skąd wyjęła ostry nóż, ale najgorsze było to, że miała go zamiar później wykorzystać na Lucy. - Wymienię dziesięć powodów, dlaczego nie powinnaś żyć i zostawić Natsu!

Blondynka czuła, że nie będzie to zwykła pogawędka, czy rozmowa. Tylko... walka.

- Powód pierwszy, jesteś nikim w porównaniu ze mną! - po wypowiedzeniu tego zdania zamachnęła się i kopnęła Lucy w brzuch.

Nie osłoniła się, nie zrobiła bloku, nic. Nie była przygotowana na tak szybką reakcję ze strony Lisanny. Odleciała trochę do góry, a potem boleśnie upadła i poturlała się po zimnym podłożu. Splotła ręce na brzuchu, czując przeszywający ją ból. Po chwili wykrztusiła trochę krwi. Z trudem podniosła się do pozycji siedzącej. Otarła spływającą krew z ust. Tymczasem Lisanna dopiero się rozgrzewała, a ona miała już dość. No bo co może począć wzorowa uczennica, dobrze wychowana i kompletnie bezbronna wobec walki?

- Powód drugi, tylko ja mam prawo zbliżyć się do Natsu! - po raz drugi podeszła do dziewczyny i uderzyła ją w prawy policzek.

Nie odbyło to się jednak bez krwi. Następne uderzenie skierowała w lewy policzek, mówiąc przy tym:

- Powód trzeci, nikt nie ma więcej wdzięku niż ja, szmato!

Każdy kolejne powódy były niby inne, a brzmiały bardzo podobnie. Wszystkie dotyczyły dwóch osób, Lisanny i Natsu. Traktowała go jak jakiś przedmiot. Nie dzieliła się nim z nikim. Nie pozwalała na relacje z nim związane. Był tylko jej.

- Powód czwarty... piąty... szósty... siódmy... ósmy... dziewiąty!

Ciągłe uderzenia, raniły coraz bardziej. Zostawiały na jej ciele blizny. Cierpiała i to nie mało, aż w końcu straciła siły.


Miejsce, na którym się znajdowały obie dziewczyny, pokryła krew. Wszystko w kolorze czerwonym. Lucy kiedyś wesoła, roześmiana, towarzyska, uczciwa i oddana, a teraz? Jej zalety nie zniknęły, ale jej uroda znacząco się zmieniła. To nie była ta sama Lucy Heartfilia z ładnie ułożonymi blond włosami, które teraz były w lekkim odcieniu czerwieni. Mundurek szkolny, torba i ona sama... splamione zostały krwią. Poobijana leżała na ziemi tracąc oddech. Był nierówny, szybki. Najprawdopodobniej jej żebra zostały brutalnie zmiażdżone. Obraz był nieco ciemniejszy i z każdą chwilą widziała coraz gorzej. Straciła wiarę na ratunek. Jedyne co jej zostało to usłyszeć ostatni powod i... umrzeć.

- Ostatni powód, kochana! Zgaduję, że nie mogłaś się doczekać! - krzyknęła i roześmiała się psychopatycznie. - Powód dziesiąty, nigdy, przenigdy nie zostaniesz pokochana przez Natsu! Jego wybranką będę tylko i wyłącznie ja!

Szykowała się do ostatniego ataku, szybkiego ciosu z nożem.

"Czy ja umrę?" - próbowała uświadomić sobie, że już nigdy nie zobaczy kochanej przyjaciółki Masaki... śmiesznej miny Natsu.... poważnego kujona Gray'a... miłego kobieciarza Lokiego... a nawet ojca.

Potem jedynie co zobaczyła to czerń. Powieki opadły bezwładnie, nie mając siły, aby je otworzyć. Jesienne słońce zgasło nagle. Pogrążyła się w nieznanej jej ciemności. Była ona głęboka, a światło dzienne nie przedostawało się tutaj.
Czyżby to był koniec? 


- Żegnaj, Lucy! - Lisanna uniosła nóż i z dużą szybkością przeciągnęła go po jej klatce piersiowej.

Lisanna popatrzyła na nóż. Był nietknięty. Nie było na nim śladu krwi. Nie stępił się po tym ataku. Coś tu nie pasuje. Skierowała wzrok w stronę Lucy, która powinna konać teraz z bólu. Zaniemówiła. Zamiast cierpiącej dziewczyny dostrzegła osobę, która trzymała ją w swoich objęciach. Zdenerwowana nieudanym incydentem, zapytała jej wybawcę:

- Cholero, czemu ją uratowałeś?! - ze wściekłości tupnęła nogą i cisnęła nożem o ziemię.

Postać uśmiechnęła się i powiedziała troskliwie:

- Nie mógłbym pozwolić, aby moja księżniczka się zraniła.

- Co takiego?! Mną się tak nie przejmowałeś! Nienawidzę cię! Jesteś zwykłym dupkiem! Co ona ma takiego, czego ja nie mam?!

- Bo ona jest po prostu inna. Uśmiecha się do wszystkich nawet do nieznajomych. Nigdy nie prosi o pomoc. Dla ciebie może jest ona dziwna, ale ja wiem, że zbyt wiele razy została zraniona. Dlatego nie pozwolę ci jej już więcej tknąć. Nawet palcem. A teraz żegnam, niewarta istoto ludzka - pomachał Lisannie na znak pożegnania.

Z oddali słychać było ciche krzyki Lisanny: "Nie odchodź!", "nie rób mi tego!", "proszę, zostań!".

Wybawca Lucy biegał, trzymając ją w swoich ramionach do najbliższego  szpitala, bo wiedział, że nie było dobrze z jej zdrowiem. Bardzo martwił się o jego księżniczkę, dlatego nie pozwoli jej umrzeć.

Tym wybawcą był nie kto inny niż...

Szkolny zawrót głowy - NaLu ✔Where stories live. Discover now