Rozdział 13

480 44 5
                                    

Ból w pod prawą łopatką był nie do zniesienia.

Dean, jeszcze w półśnie, poobijany i zesztywaniały z zimna, z trudem otworzył jedno oko.

Nie zobaczył jednak nic.

Widok ten nijak go pocieszył. Sprawił jedynie, że serce zabiło mu spłoszonym rytmem, podnosząc ciśnienie i tym samym wywołując falę mdłości. Z gardła mężczyzny wyrwało się niekontrolowane, bolesne stęknięcie. Podparł się na jednym łokciu, po czym powstrzymując odruch wymiotny, gwałtownie złapał haust przesiąkniętego brudem i wilgocią powietrza, przy okazji wpompowując w płuca z kilo kurzu.

Kiedy udało mu się opanować ściskanie w przełyku, zebrał resztkę sił i uniósł się na tyle, żeby jakaś metalowa część łóżka przestała wrzynać mu się w plecy. (W sumie, Dean nie był do końca przekonany, na czym i gdzie leży, dlatego uznał, że znajduje się na łóżku. Łóżko kojarzy się z ciepłem i bezpieczeństwem. Łóżko jest przyjacielem. Łóżko jest okej).

Mimo to musiał przyznać sam przed sobą, że jego położenie było co najmniej bardzo dalekie od ciepłego i bezpiecznego. Nie zdziwiłby się, gdyby panująca tutaj temperatura nie przekraczała dziesięciu stopni, gdziekolwiek było tutaj. Jak w ogóle dostał się w to miejsce?

W końcu udało mu się usiąść. Oparł się plecami o szorstką, pokrytą cienką warstwą wody ścianę i stwierdził, że musi stąd spierdalać, i to w trybie high speed. Nie był w ciekawym położeniu, a w tym przekonaniu utwierdził go fakt, że ostatnią rzeczą jaką pamiętał, był parking przed motelem.

Po prostu genialnie.

Nagle we znaki dało mu się pieczenie w okolicach lewej strony klatki piersiowej. Marszcząc brwi, pociągnął koszulkę w dół i popatrzył na bolące miejsce.

Jego tatuaż chroniący przed opętaniem zniknął, a na jego miejsce pojawiło się piekące, zdające się pulsować oparzenie.

- Cholera - wymamrotał Dean. Sprawa wyglądała coraz beznadziejniej, bo rana na jego piersi świadczyła o tym, że dopadły go demony. Wyjaśniało to, dlaczego taśma urywała się na wczorajszym wieczorze i nic nie pamiętał, ale ta wiedza dawała mu zdecydowanie niewiele.

Stoczył się z łóżka i wylądował na zimnej, mokrej podłodze. Nie mając sił na choćby podniesienie się na kolana, doczołgał się do zakratowanych drzwi. Sycząc z bólu, uniósł ręce, złapał pręty i podciągnął w górę na tyle, żeby móc obejrzeć zamek i przekonać się, że nie ma najmniejszych szans, żeby go otworzyć.

Beznadziejna sprawa.

Nagle łowcę uderzył gwałtowny ból. Złapał się za głowę, tym samym puszczając się krat. Upadł z nieprzyjemnym łoskotem i zwinął na podłodze celi, czując, jak rozrywają mu się wszystkie mięśnie. Pociemniało mu przed oczami. Przez chwilę trwał w tej pozycji, próbując opanować zawroty głowy. Po kilkunastu długich sekundach wszystko skończyło się tak niespodziewanie, jak zaczęło.

Dean z trudem uniósł się na kolana, próbując znaleźć jakieś sensowne wytłumaczenie co do zainstniałej przed chwilą sytuacji. Był w szoku. Nie mógł złapać oddechu, a do tego zrobiło mu się jeszcze zimniej. Nagle zatęsknił za Casem i jego ciepłym dotykiem, pocieszającymi słowami i troskliwym spojrzeniem niebieskich oczu, kryjących się pod potarganą grzywką.

No właśnie, Cas.

Chwilę trwał jeszcze w niewygodnej pozycji marmurowego posągu, czekając, aż z pola widzenia znikną ostatnie czerwone plamy, po czym schylił głowę i złączył drżące ręce. Nie widząc innego wyjścia, uchylił spękane usta, po czym z jego gardła nie wydobył się żaden dźwięk. No, nie licząc ochrypłego westchnięcia konającej krowy.

Córka Demona || SPN (2)Where stories live. Discover now