Rozdział 3

609 49 2
                                    

Silat z całej siły cisnęła księgą o podłogę. Była co najmniej wściekła.

Niedawno wróciła do swojego schronienia, nazywanego szumnie domem, tylko po to by znów się na sobie zawieść. Co za głupota. To nie był jej dom, zdecydowanie nie. Nigdy nie miała domu, nawet kiedy żyła z ojcem.

Ojciec. Na samo to słowo aż zadrżała z obrzydzenia. Kim w ogóle jest ojciec? Czy można tak nazwać osobę, która porzuca swoje własne, małe dziecko, do tego jedyne? Odchodzi w imię własnych idei, bez słowa, nagle? Nie dając nawet przełknąć żalu? Porzuca w tym momencie, w którym najbardziej się go potrzebuje? Żałosne, śmieszne i niedojrzałe. Kochała go, a on przerodził to uczucie w niechęć, odrazę, wręcz nienawiść. Mimo upływu tylu lat nadal nie wiedziała, czemu to zrobił.

Przez jego odejście została wyprana z uczuć do zera. Z małej, uroczej i kochanej dziewczynki przerodziła się w zimną, bezduszną sukę.

Tak. Mimo tego, że Silat to demonica, była pełna radości i dziecięcego szczęścia. Ale to minęło. Wszystko mija. Kiedy Crowley aka Fergus odszedł za demonami, bo zauważył szanse na coś lepszego niż rola podrzędnego sługusa, zdjęła różowe kiecki, wciągnęła na siebie czarne ciuchy i zaczęła malować kreski grube tak, że sięgały niemal do brwi.

I teraz, zamiast siedzieć z ukochanym ojcem i jeść razem obiad, śmiejąc się z ludzi i oglądając coś w telewizji, klęczy na brudnej, zimnej podłodze w domku na końcu świata i obmyśla, jak się rzeczonego ojca pozbyć. Jak pokazać mu, że porzucanie jej było jego największym błędem.

Znów złapała w ręce fałszywą Księgę Potępionych, otworzyła ją na pierwszej lepszej stronie i zaczęła z wściekłością wyrywać z niej kartki. Krzyczała, miotała się i czuła, że rozsadza ją na kawałki ze złości. Tyle walki, miesiące poszukiwań, dziesiątki morderstw i analiz po raz kolejny zaprowadziły ją do punktu wyjścia - złej książki. Miała ochotę rwać sobie włosy z głowy.

Kiedy wydarła już wszystkie strony, zmięła je w dłoniach i razem z okładką cisnęła do kominka. Ogień zaczął lizać papier, a ona zgięła się w pół, i niemal dotykając twarzą podłogi, wybuchnęła nieopanowanym płaczem. Wyraziła w nim całe swoje cierpienie, samotność, ból po stracie ojca, złość i zawód. Poczucie odrzucenia. Zmęczenie. Jej kasztanowe włosy zsypały się z karku i ramion na podłogę, tworząc coś w rodzaju żywego dywanu.

Może wcale nie była tak zimna, na jaką się kreowała. Może zostało w niej coś z małej dziewczynki w różowej sukience, układającej z ojcem puzzle na podłodze w kuchni.

~~~

Dean siedział przy stole i ze znużeniem mieszał łyżeczką w kubku z trzecią już chyba tego ranka kawą. Był na nogach już kilka godzin. W sumie, od kilku miesięcy porządnie nie wypoczął. Nie wiedział czemu, po prostu nie był w stanie spać  i tyle.

Chwilę rozglądał się po małym pomieszczeniu, przygryzając usta ni to w skupieniu, ni w zdenerwowaniu. Potem przyłożył do spierzchniętych ust zielone naczynie i wziął spory łyk gorącego płynu. Skrzywił się, czując jak wrzątek parzy mu język.

Rozbiegany wzrok łowcy trafił na Sama. Spojrzał na spokojnie oddychającego brata i znów poczuł ból w okolicy mostka. Nie miał pojęcia dlaczego. Po prostu od jakiegoś czasu przebywanie z młodszym bratem go przerastało. Może chodziło o wzajemne znudzenie się sobą. Może o jakąś pretensję. A może to tęsknota do ich skrzydlatych znajomych tak wypaliła relację między nimi? Jedno było pewne - nie działo się dobrze i jak na razie nie pojawiła się żadna szansa poprawy sytuacji.

Myśli Deana znów powędrowały do Castiela. Do jego wiecznie splątanych, gęstych włosów i wręcz nienaturalnie niebieskich oczu. Miał ochotę przesunąć dłonią po policzku anioła, potem po szyi i ramieniu, wsunąć mu rękę pod koszulę, zjechać po boku w dół, do bioder i...

Córka Demona || SPN (2)Место, где живут истории. Откройте их для себя