Rozdział 6

513 42 5
                                    

Gabriel nawiedził Sama we śnie.

Cóż, z całą pewnością nie stało się to całkiem przypadkiem. Winchester był niemal w stu procentach pewien, że pojawienie się Gabe'a w jego głowie było następstwem wcześniejszych, długich modlitw, podczas których wylał hektolitry łez.

Kiedy wrócili z góry, zarówno on i jego brat byli nieźle skołowani. Sam przeżywał Księgę Potępionych, a Dean nadal był wyprowadzony z równowagi przez spotkanie z Castielem. Jednak mimo wszystko starszy Winchester nie zamienił z Samem nawet jednego słowa na ten temat. Po prostu wszedł do łazienki, wziął szybki prysznic, po czyn położył się do łóżka jak gdyby nigdy nic. Młodszemu łowcy było z tego powodu przykro. Bardzo chciał w końcu szczerze porozmawiać z bratem i jakoś odnowić ich relację, ale widocznie na razie nie było mu to dane.

Usiadł więc na swoim łóżku i patrząc na oddychającego spokojnie Deana, zaczął rozmyślać nad tym wszystkim, co zaczęło się dziać. Wydarzenia wirowały w zawrotnym tempie i za nic nie chciały ułożyć się w logiczną całość.

Z jakiej racji Cas zachorował? Czy to ma związek z jego bratem? A może coś było zapisane w Dzienniku, a wraz z jego spłonięciem zniknęło też zdrowie anioła? Czy Księga Potępionych naprawdę może mu pomóc? Jeśli tak, to gdzie jest, gdzie jej szukać? U Crowleya, który przepadł jak kamień w wodę? I co do cholery ma z tym wspólnego Gabe?

O Matko. Gabe.

Samowi na samą myśl ścisnęło się serce. Cholernie brakowało mu archanioła. Tak bardzo, że zdawał się przestawać czuć cokolwiek poza tęsknotą.

Nie myślał w tamtym momencie. Emocje wzięły górę. Zsunął się z materaca, usiadł na kolana i złączył drżące ręce. Chwilę zastanawiał się, co powiedzieć. Tak wiele myśli cisnęło mu się do głowy, że nawet nie wiedział jak zacząć.

- Gabe - wydusił w końcu - jeśli to słyszysz, to na początek musisz wiedzieć, że tęsknię jak skurwysyn. Brakuje mi ciebie. Wszystko bym dał, żeby cię zobaczyć, albo chociaż usłyszeć... - poczuł, że zaczynają palić go oczy, więc gwałownie zacisnął powieki. - Żebyś wytłumaczył mi to wszystko. Od swojego zniknięcia aż do tego, dlaczego nie wróciłeś do mnie i nie dałeś znaku życia. - Poczuł złość, która jednak szybko zamieniła się miejscem z żalem. - Martwiłem się o ciebie, Gabe, nadal cholernie się martwię.

I tak dalej, i tak dalej.

W końcu, kiedy piekące gardło nie pozwoliło mu wydusić ani słowa więcej, otarł oczy grzbietem dłoni i nie przejmując się przebraniem ciuchów, rzucił się do łóżka. Zanim zapadł w sen, długo jeszcze przewracał się boku na bok przeklinając siebie i Gabriela na wszystkie możliwe sposoby.

Mimo tych wszystkich zabiegów jego zdziwienie było niemałe, kiedy po otwarciu oczu ujrzał archanioła stojącego przy oknie.

Cóż, zaskoczenie to chyba niewłaściwe słowo. Na początek puls momentalnie skoczył mu do setki, a on sam zaczął mrugać jak głupi, upewniając się, czy to nie przewidzenie wynikłe z przemęczenia. Postać Gabriela była jednak jak najbardziej prawdziwa i to wprawiło Sama w niemałą konsternację. Wpatrywał się w archanioła, pozwalając fali emocji się zalać. Ulga, uniesienie, radość, niedowierzanie, strach, dezorientacja, aż wreszcie gniew. Zastałe mięśnie w końcu pozwoliły mu się ruszyć. Zerwał się więc z łóżka i walcząc z napływającymi łzami skoczył na archanioła. Niewiele myśląc, złapał go za ramię i mocno szarpnął. Uniósł już rękę, żeby uderzyć go z całej siły za to wszystko, co go spotkało, za tęsknotę, uczucie opuszczenia i oszukania. Czuł, jak wściekłość wypełnia każdy fragment jego ciała i wręcz krzyczy, jakby próbując dopingować go w tym, co zamierzał zrobić.

Córka Demona || SPN (2)Where stories live. Discover now