Rozdział 16

341 40 7
                                    

Wybaczcie, ten rozdział wyszedł do bani ;c Mimo wszystko zapraszam do czytania ;]

*Przenosimy się nieco później*

Michael's POV

Czułem wielkie szczęście! No bo jak inaczej? Skoro byłem już pare minut drogi od mojej kochanej Marty!
Owszem, strasznie się bałem, że mogła stać się jej jakaś krzywda, ale nadal cos podpowiadało mi że wszystko z nią jest w porządku.
Miałem ochotę zabic gołymi rękoma, tych ludzi którzy ją porwali.
Ale to nie było do końca w moim stylu, zemsta ... Raczej nie była dla mnie.
Chciałem mieć po prostu w ramionach moją Martę.

Marta's POV

Siedziałam w milczeniu na sofie.
Oczy kleiły mi się ze zmęczenia, czułam ból a za razem radość.
Tłumacząc po kolei...i jak najkrócej:
Moja matka była już w szpitalu.. A przynajmniej takie informacje mi dostarczono.. Czułam lekką ulgę poniewać jeśli pobyt w szpitalu mojej matki to prawda- to przecież miałam już pewność że tam będzie bezpieczna i pod opieką lekarzy.
Modliłam się aby to się sprawdziło.
Jednak miałam też powód do naprawdę ogromnego smutku.
Następnego dnia miałam wyjechać z Loganem do innego kraju i tam zostać z nim na zawsze.
Ciągle biłam się z myslami, miałam wielką nadzieję że chociaż Roberto jakoś mnie z tego wyciągnie, zgodnie z jego obietnicami.
Siedziałam cała roztrzęsiona, z moich oczu zaczęły płynąć łzy gdy uświadomiłam sobie że Michael mógł o mnie zapomnieć.
Jedna strona mnie wołała :

Marta, zobacz, Mike to ktoś cudowny, nie może narażać siebie dla kogoś takiego jak Ty.

Jednak druga "ja" wciąż podpowiadała:

Marta, nie martw się, Mike kocha Cię całym sercem i zrobi wszystko by Cię w końcu odzyskać.

Nie miałam pojęcia którego głosu słuchać, moje nieustanne przemyslenia przerwało zaskrzypienie drzwi.

- Marta?- delikatny głos Roberto rozległ się po pomieszczeniu

Spojrzałam na niego ocierając łzy.
Nie potrafiłam odczytać tego co w tamtej chwili miał w oczach.
Ból, smutek, odrobinę szczęścia (?)
Zamknął drzwi i podszedł do mnie, na jego opaloną twarz wpadł mały uśmiech.
Przełknął ślinę i spojrzał mi w oczy.

- Marta.. Dzisiaj stąd wychodzimy

Ale, co, jak to, Matko, nie... To.. Nie..
To niemożliwe...

Otworzyłam szeroko oczy nie mogąc powstrzymać zdziwienia.

- Ale jak to??- wykrztusiłam

Twarz Roberto przybrała delikatnie przygnębiony wyraz.

- Logan... On nie żyje - powiedział bardzo powoli.

Patrzyłam w jego ciemne oczy i nie wiedziałam czy zacząć skakać z radości czy może to przemilczeć.

To koniec koszmaru, Roberto mnie stąd zabierze.. Zaraz, dzisiaj...

- Aa..ale naprawdę?- wyjąkałam a na moją twarz zaczął wkradać się mały uśmiech.

- Tak.. Logan zginął w wypadku samochodowym.. Już nikogo nie skrzywdzi - wyszeptał Roberto

- Ty... Ty zabierasz mnie stąd?- zapytałam nie odrywając od niego wzroku. Był szczęśliwy, tak samo jak ja.

Rob odszedł na środek pokoju uśmiechnął się szeroko.
Szybko podeszłam do niego i powtórzyłam pytanie

- Zabierasz mnie stąd ? - uśmiechnęłam się lekko patrząc mu w oczy.

- Tak- wyszeptał Roberto
Wziął mnie za biodra i przyciągnął do siebie jeszcze bliżej.
Złączył nasze usta w ciepłym pocałunku, byłam tak bardzo uradowana i czułam tak wielkie szczęście że bezmyślnie oddałam mu pocałunek równie namiętnie.

Nie chciał tego przerywać, błądził swoimi dłońmi po moim ciele, po którym rozchodził się dreszcz ze szczęścia które mnie rozpierało, kompletnie odleciałam.
Nasze usta były nadal zwarte, gdy usłyszałam lekko zachrypnięty, ale melodyjny jak zawsze głos

- Marta?

Mój Boże.
To naprawdę on.

Oderwaliśmy się od siebie jak oparzeni patrząc na postać stojącą w drzwiach.

- Mike! - zawołałam i uśmiechnęłam się miejąc nadzieję że to koniec tego koszmaru.

Michael miał ból w oczach, nie promieniała od niego radość, ani odrobina szczęścia .

- W.. Wsiadaj do auta- wyszeptał Mike bez żadnych emocji.
Nic nie mogłam wyczytać z jego twarzy.
Spojrzałam na Roberto który był równie zaskoczony, widać było po nim że miał wyrzuty sumienia.

Powolnym krokiem wyszłam z budynku, w przejściu spojrzałam na Michaela który wypalał wzrokiem dziurę w mężczyźnie z którym parę chwil wcześniej się całowałam, Mike nawet na mnie nie spojrzał, nie istniałam dla niego w tamtym momencie. Z wielkim bólem skierowałam się do auta które rozpoznałam.

Czułam jak moje serce się rozrywa na miliony kawałeczków.
Nie chciałam płakać.
" Nie teraz" powtarzałam sobie w myśli.
Bez słowa usiadłam z tyłu, poczułam tylko palące spojrzenie mężczyzny z przodu.
Nawet bałam się spojrzeć który z przyjaciół Mike'a tam był.

Minęło kilka minut a w aucie zjawił się również Michael.
Usiadł z przodu i ruszyliśmy.
Zobaczyłam Roberto który miał ślady pobicia na twarzy, minęliśmy szybko jego postać.
Przynajmniej wiedziałam czemu Mike przyszedł później.
Miałam ogromne wyrzuty sumienia.

To nie miało tak wyglądać.
Nie tak miała wyglądać moja wolność. Nie tak miało wyglądać spotkanie z Michaelem po rozłące.
To wszystko nie miało być tak...

Powtarzałam sobie w myślach, czując jak słone krople moczą moje policzki. ****

PRZEPRASZAM!!
Skróciłam Wam trochę
I w ogóle ten rozdział jest do bani
Przyznam się bez bicia.
Mamy znowu smutne chwile.
No ale bez obaw :)
Jeszcze raz przepraszam
Że zepsułam ten rozdzialik..
Wybaczcie :c
Zmotywujcie mnie żebym napisała coś dłuższego i lepszego,
Kolejny będzie Michael's POV
:) bye ;*

Place With No NameOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz