Poprawił mi poduszkę pod plecami i zapytał, czy wygodnie. Gdy potwierdziłam, że tak, usiadł obok mnie na moim łóżku w pokoju.

- Jutro już wracam - powiedział smutno, bawiąc się moim palcem, na którym widniał pierścionek zaręczynowy od niego.

- Wiem. I obiecuję, że do twojego powrotu nie wyjdę z domu - powiedziałam, uśmiechając się.

- Akurat. Po prostu, olewaj co oni do ciebie mówią. Ty wiesz lepiej, jak jest. Oni nie mają prawa osądzać się za nic.

- Dziękuję - wtuliłam się w jego tors.

Chłopak schylił się i złożył na moich ustach słodki pocałunek, który przerodził się w kolejne, coraz bardziej zachłanniejsze. Moja dłoń znalazła się we włosach Lou, a jego obie dłonie na mojej talii, przyciągając bliżej siebie.

- Kocham cię - wyszeptałam między pocałunkami. Jego prawa dłoń zjechała niżej za talię, sprawiając, że po plecach przeszły mi ciarki.

- Ja ciebie mocniej - odpowiedział, wkładając lewą dłoń pod koszulę.

Zachichotałam, gdy jego palce musnęły skórę koło żeber. Położył mnie na łóżku i zaczął całować drobnymi całusami moją szyję. Jego prawa dłoń zaczęła sunąć po moim lewym udzie w górę. Chciał mi odpiąć dwa górne guziki koszuli, ale do naszego pokoju wpadła jak torpeda Diana. Zatrzymała się w pół kroku, zauważając nas w jednoznaczej sytuacji. Louis jęknął przeciągle i schował twarz w poduszce obok mnie.

- Przepraszam... Ale Sam dzwoni do ciebie i nie może się dodzwonić. Mam coś mu powiedzieć? - zapytała dziewczyna, odwracając głowę w stronę korytarza.

- Powiedz mu, że potem zadzwonię.

- Okej. Aha i następnym razem zapukam - rzekła, zanim wyszła z mojego pokoju. Zaśmiałam się z całej sytuacji i spowrotem usiadłam na łóżku.

- A zapowiadało się tak dobrze... - westchnął przeciągle niezadowolony obrotem sprawy Louis.

- Oj no już. Daj buziaka - przełożyłam ręce na jego barki i przyciągnęłam do siebie, by go swobodnie pocałować.

- To może jednak... - zaczął kolejny raz błądzić ustami po mojej szyi i ustach, gdy nie zapukała moja mama.

- Tak? - zapytałam lekko zła. Nie dadzą nam chwili spokoju!

- Zjecie coś? Robię kolację to może byście chcieli herbatę, albo kanapki? - schowałam twarz w dłonie i jęknęłam żałośnie.

- Mamo...

- Tak córeczko?

- Możecie dać nam czas dla siebie? Możecie nam nie przeszkadzać?!

- No dobrze, ja tylko...

- Idź mamo, nic nie chcemy!

Kobieta poszła, a ja kazałam Louisowi zamknąć drzwi na klucz.

- To na czym skończyliśmy? - wdrapał się na łóżko, zdejmując przez głowę białą koszulkę.

- Chyba wiem na czym - zgasiłam światło i wróciliśmy do zajmowania się sobą.

**** Rano ****

Przekręciłam się na drugi bok, wtulając bardziej w rozgrane ciało mojego narzeczonego. Zasnęłabym, gdyby nie nagłe, głośne walenie w drzwi.

- Czego?! - warknął pół przytomny Louis. Przetarłam zaspane oczy i okryłam się szczelniej kołdrą, rozbudzając się całkowicie.

- Louis, w południe mamy samolot do Nowego Yorku. Musisz się ogarnąć. Dochodzi dziesiąta - mój facet, jak na zawołanie zerwał się z łóżka i zniknął w łazience.

- Dzięki Liam! - krzyknęłam tylko. Chłopak po drugiej stronie drzwi zaśmiał się.

- Nie ma sprawy. Chodźcie na śniadanie.

- Dobra.

Louis wyszedł w tym czasie z łazienki w samym ręczniku na biodrach i mokrymi włosami.

- Nie dadzą nam chwili dla siebie - westchnął i stanął przed szafą, wyciągając z niej czarną koszulkę bez napisów, bokserki i szare spodnie dresowe.

Ja w tym czasie wstałam z łóżka, założyłam na siebie satynowy, czarny szlafrok, który sprezentował mi dwa dni temu Louis. Był dość duży, więc spokojnie zakrywał mój duży brzuch.

- Jak się czuje dziś mój kociak? - przygarnął mnie do siebie i dał buziaka.

- Świetnie - odpowiedziałam przez pocałunek.

- Uhm... Ubierz się i zejdziemy na to śniadanie - powiedział do mnie, odrywając się ode mnie na kilka centymetrów.

No Control✅Donde viven las historias. Descúbrelo ahora