40

1.5K 84 2
                                    

Po śniadaniu spędziliśmy jakiś czas z dziewczynami, oczywiście bez Lottie, w salonie. Jakiś czas? Prawie cały dzień! Na zegarze jest już trzecia! Małe dzieci mnie pochłaniają...

- To co, może zrobienia do jedzenia? - zapytała Joannah i popatrzyła po nas.

- Nas nie będzie. Zaraz wychodzimy - powiedział Louis i spojrzał na mnie z dziwnym uśmiechem.

- Aha, dobrze, że powiedziałeś.

Chłopak pociągnął mnie za dłoń na korytarz.

- Ubieraj się.

- Gdzie idziemy? - zapytałam, gdy byłam już ubrana.

- Zobaczysz.

Wyciągnął mnie z domu. Po jakimś czasie zapytałam:

- Powiedz mi gdzie idziemy - poprosiłam, gdy minemęliśmy budynki i powitała nas pusta przestrzeń. Powoli to zamierzchało.

- Nie. Jesteśmy już niedaleko - ściągnął moją dłoń i przesunął bliżej siebie.

Przeszliśmy jeszcze chwilę i zatrzymaliśmy się takiej jakby bramy ze zarośniętych ze sobą drzew. Gałęzie pięły się wysoko i mimo ciemności, które nas ogarniały, widziałam je bardzo dokładnie.

- To jeszcze nie tu - weszliśmy głębiej, 'przez bramę' i znaleźliśmy się w...

Cudnym miejscu.
Była to oświetlona przez dwie lampy duża polana z łaską i strumykiem. A wokół niezliczoną ilość drzew, większych i mniejszych, co za pewne daje cudowny obraz w lato.
Louis zaprowadził mnie do ławki. Nic nie mówiłam. Jestem zbyt oczarowana tym miejscem, by cokolwiek powiedzieć.

- Ślicznie tu - przerwałam tą niezmąconą ciszę, przerywaną tylko szumem wody.

- Wiem. To taka moja odskocznią od wszystkiego. Zawsze tu przechodziłem przemyśleć coś.

- Czemu tu przyszliśmy? - zapytałam i wtuliłam się w niego.

- Chciałem Ci pokazać to miejsce.

Jesteśmy tu tylko my, żadnych paparazzi, ciekawskich oczu ani mojej mamy - przy ostatnich słowach zaśmiał się i potarł moje plecy.

- Tak, to prawda. Założę się, że w lato jest tu zajebiście.

- A żebyś wiedziała. Wszystko jest takie zielone i pełne życia... Przyjedziemy tu we wakacje, sama się przekonasz - cmoknął mnie w czoło.

Uśmiechnęłam się na te słowa. Oparłam głowę o jego bark i westchnęłam. Mogłabym tak zostać do końca świata. Niczego więcej nie potrzebuję.

- Wracamy - zarządził, gdy spędziliśmy tu jakiś czas śmiejąc się  i rozmawiając na przeróżne tematy.

- Okej.

- Ale najpierw zajrzymy w jeszcze jedno miejsce.

Czasem za nim nie nadążam.

- W jakie miejsce?

- Zobaczysz. Teraz, nie będzie za dużo widać, ale chcę, żebyś ze mną tam poszła. Okej?

- Z tobą wszędzie - powiedziałam.

Przytulił mnie do siebie i szliśmy tą drogą którą szliśmy na polanę.
Przy drodze która prowadziła do domu Lou, chłopak skręcił w lewo, jak się po chwili okazało znajdowaliśmy się w parku. Sporo ławek, drzew wokoło...
Nie wiedziałam, gdzie idziemy, ale ufam Lou.

- Loui, daleko jeszcze?

- Nie, już niedaleko - powiedział radośnie. - Zamknij oczy, proszę - poprosił a ja z rosnącą ciekawością zamknęłam oczy. Co on znowu planuje?! - A teraz idziemy, cały czas prosto.

Po kilkunastu krokach kazał się zatrzymać.

- Dobrze, teraz możesz powoli otworzyć oczy - polecił.

Tak też zrobiłam i przez moment oślepił mnie jasny blask. Gdy po chwili oczy przyzwyczaily się do jasności, ujrzałam coś co chwyciło mnie za serduszko.
Piękne.
Takie słowo pojawiło się w mojej głowie.

- Louis... - zaparło mi dech.

- To dla ciebie - objął mnie w talii i oparł twarz o mój bark. I jestem pewna, że się uśmiecha.

- To jest śliczne! - odwróciłam się tak że byliśmy twarzą w twarz. - Dziękuję - wtulilam się w niego.

- Podoba Ci się?

- Cudowne - podniosłam wzrok na niego i uśmiechnęłam się.

- Cieszę się.

Przybliżył się do mnie troszkę i złączył nasze usta w lekkim pocałunku.

- A teraz jeszcze jeden punkt dzisiejszego wieczoru - oznajmił i poprowadził mnie wokół dzieła, za którym zobaczyłam koc a na nim kosz piknikowy.

- Zapraszam.

I tak oto spędziłam najcudowniejszy wieczór z najcudowniejszym chłopakiem chodzącym po tej ziemi.

- Jak Ci się podobał dzisiejszy wieczór? - zapytał, gdy wracaliśmy do domu.

- Najlepszy wieczór w moim życiu - powiedziałam z uśmiechem przytulona do niego.

- Cieszę się. Mógłbym tak codziennie.

- Ja też.

Po kilku minutach dotarliśmy do domu. Światła pogaszone, cisza w domu. Już tak późno?!

- Louis, która godzina?

- Poczekaj... - zajrzał do kuchni i po zapaleniu światła, powiedział : - pierwsza czterdzieści.

- Co? - zaśmiałam się zdziwiona. No nie wierzę. Tak, długo tam byliśmy?!

- Najwyraźniej.

- Ale było warto.

- Tak.

Szybko, ale i cicho, weszliśmy na piętro. No dobra, nie zbyt cicho, bo z Louisem to nie taka łatwa sprawa wejść cicho do pokoju.
Gdy już już mieliśmy wchodzić do pokoju, gdy nagle usłyszeliśmy głos.

- Louis... Chciałabym z wami porozmawiać - Lottie zapaliła światło przy drzwiach do pokoju Lou.

No Control✅Όπου ζουν οι ιστορίες. Ανακάλυψε τώρα