Wszedłem cicho po schodach i zapukałem do pierwszych lepszych drzwi, gdyż nie wiem gdzie Eva ma aktualnie swój pokój. Te okazały się dobre, bo usłyszałem:
- Proszę - usłyszałem jej cichy głos i pogratulowałem sobie w duchu.
- Hej - wychyliłem się zza drewnianej podłogi i wszedłem do pokoju. Zobaczyłem ją leżącą plecami do drzwi czyli aktualnie do mnie.
- Co tam Zayn? Potrzebujesz czegoś? - powiedziała jeszcze ciszej.
Czy ona ma zachrypnięty głos? Zdecydowanie tak.
- Eva... Możemy pogadać?
- O czym?
- O Louisie? - zapytałem niepewnie.
- Nie wiem czy warto się produkować.
- Dlaczego? - podszedłem i przysiadłem na łóżku.
- Bo... Bo... Bo już nic nie ma.
- Co? Jak to? Co się stało w tym Paryżu? - a co tam, prosto z mostu. Nie odpowiedziała. - Eva, spójrz na mnie - złapałem ją za łydkę i lekko pociągnąłem.
- Co to da?
- Normanie porozmawiamy?
- Ok, przekonałeś mnie - odwróciła się, ale w tym półmroku nie widziałem dobrze jej twarzy bo lampka świeciła na jej plecy.
Zapaliłem drugą lampkę, tą bliżej mnie. Trochę mnie poraziło, ale nie o tym teraz. Spojrzałem na nią i... Cholera, nawet Perrie, na najgorszą rzecz jaką kiedykolwiek powiedziałem, czy to w złości czy nie, nie zareagowała tak jak ona.
Opuchnięte policzki, mokre od łez i brudne od rozmazanego tuszu. A w oczach kolejne łzy gotowe do wypłynięcia. Nie czekając na nic, przytuliłem ją jakoś, przyciągając do siebie.
- Powiedz mi - poprosiłem cicho, gdy zaczęła głośniej płakać w moje ramię.
-Zerwaliśmy...
- Zerwaliście?! - no Tommo, niech ja tylko do ciebie tam przyjdę... - Jak to?
- Po prostu Zen. Powiedział, że musi mnie zostawić, że musimy zerwać... Bo musi mieć inną - zapłakała głośniej po ostatnich słowach.
- Paul... - jedno słowo, a prawie je wyplułem, mówiąc je.
- Nie wiem. Nie obchodzi mnie to. Jutro wrócę do swojego domu, a potem nie wiem... Może wrócę do Polski...
- Co? Nie powalam ci - zabroniłem. Uśniechnęła się lekko.
- Wiesz, nie żeby coś, ale twoje zdanie niewiele zdziała. A poza tym, jeszcze się zastanawiam.
- Chcesz nas tu zostawić? Marlenę? Louisa?
- Zrozumiecie... - otarła policzki i zmięła chusteczkę. - Kiedy te urodziny Perrie?
- Za tydzień.
- Dobrze. Zostanę tydzień a potem... Potem nie wiem.
- Masz tu pracę - próbowałem czego mogę.
- Wiem. Muszę tam w końcu iść, bo przez Louisa mnie wyrzucą.
- Nie mów tak. Nie możesz wyjechać...
- Dlaczego?- popatrzyła mi w oczy.
- Louis cię kocha.
- To odpowiedź na moje pytanie?
- Tak.
- Coś marna.
- Eva - powiedziałem błagalnie.