Czas się zatrzymał. Nie wiem, co się dzieje wokół mnie. Jest tylko Louis i te jego cudne oczęta w które mogłabym patrzeć godzinami.
- Pójdę już - powiedział, cały czas patrząc mi w oczy.
- Uhm - na tyle mnie tylko stać.
- Idę.
- Idź - nadal żadne z nas się nie ruszyło, nie odsunęliśmy się od siebie nawet o centymetr.
Nasza pozycja była dziwna, to wyglądało tak, że Louis wisiał praktycznie nade mną, kiedy ja trzymałam cały czas ręce na jego szyi.
- To idę - powiedział, a ja zarejestrowałam tylko jego ciepłe, miękkie usta na moim policzku, a potem ciche zamknięcie drzwi.
Ja... Co to w ogóle było? Nie ważne, ważne, że było tak blisko... Nie Eva. Zostaw to w spokoju. Nawet o tym nie myśl.
Jak ja mam się teraz dostać do łazienki?! Rozejrzałam się po pokoju. Klasycznie umeblowany z przeważającą czernią w niektórych meblach, ale ja nie mam nic przeciwko tej barwie. Łóżko na którym siedzę, jest ogromne pod każdym względem z całkiem ładną narzutą. Podniosłam głowę do góry i co widzę? Baldachim z półprzezroczystymi zasłonami. Szafki po obu stronach łóżka z hebanu. Cudnie tu jest.
Ale nadal jest pytanie: jak się dostać do łazienki?!
Wstałam z łóżka i dzięki pomocy mebli, udałam się jakoś do drzwi za którymi, jak się okazało, była łazienka.**Oczami Louisa **
Wyszedłem z jej pokoju cicho zamykając drzwi, ale miałem ochotę je rozwalić, delikatnie mówiąc. Idiota, idiota! Miałeś taką szansę, a ją zmarnowałeś kretynie!
Zszedłem na dół, wziąłem walizki i wniosłem je po schodach. Otworzyłem drzwi jej pokoju i wszedłem. Rozejrzałem się po pomieszczeniu i stwierdzam, że jej tu nie ma. A więc jest w łazience. Wyszedłem z pokoju i wróciłem po walizkę i kule. Wróciłem spowrotem do niego i odstawiłem rzeczy. Nadal jej nie było, więc nie czekałem na nic, tylko wyszedłem.
Znalazłem się w kuchni. Postanowiłem zrobić spóźniony obiad.*** 1 września ***
Położyłem dwa talerze na stole na których było spaghetti. Zebrałem się w sobie i poszedłem na górę do jej pokoju i cicho zapukałem, po czym byłem prawie w jej pokoju.
- Tak? - usłyszałem jej anielski głos.
- Zrobiłem obiad - powiedziałem.
- Okej, zaraz przyjdę - powiedziała do mnie z uśmiechem.
- Dobra.
Wróciłem do kuchni i nalałem soku do szklanek i postawiłem je na stole. W tym czasie Eva zeszła z piętra i znalazła się przy stole.
- Smacznego - powiedziałem.
- Smacznego - odpowiedziała z uśmiechem.
*** Tydzień później ***
- Wiesz, że jutro masz wizytę u lekarza w sprawie nogi? - zapytałem.
- Tak, wiem - odpowiedziała, nadal patrząc w telewizor. Dopiero skończyła się jakaś smutna piosenka. Chyba Eda. - Pójdziesz tam ze mną?
- Jasne!
*** Następnego dnia ***
- Gotowa? - zapytałem i wziąłem do ręki klucze do samochodu.
- Tak, już idę - w korytarzu pojawiła się ona. Ubrana jak zwykle, ale jednak inaczej. - Możemy iść.
Po zamknięciu drzwi, wsiedliśmy w Lamborginii i pojechaliśmy pod szpital.