- No... - próbowałem w pamięci znaleść ten fragment rozmowy. A tak!
- No?
- Yyy..
- Tak więc właśnie Louis. Pamiętasz co to było?
- Przepraszam Eva... Ja nie chciałem...
- Daruj sobie takie gatki. Poprosiłam cię. Obiecałeś się się nie upijesz! Jeszcze Liam przy tym był!
No to po mnie. Jak Li będzie za Evą to po mnie.
- Ale co ja miałem zrobić?! Ciężko mi ze świadomością, że za parę dni nie będziemy już razem!
- Nie musiałeś się od razu upijać! - Eva wstała od stołu i zabrała szklankę do zlewu.
- Eva no...
- Nic nie mów Louis. A myślisz, że mi jest z tym łatwo? Pomyślałeś jak ja się czułam, kiedy ty podbijałeś parkiet jakimiś ruchami z kosmosu, a ja siedziałam jak ostatnia ofiara przy stoliku i patrzyłam, jak robisz z siebie idiotę?!
- Eva... - wstałem od stołu i podszedłem do niej. Chciałem ją objąć, ale wyrwała mi się.
- Odejdź ode mnie, póki jeszcze nad sobą panuję - powiedziała.
- Evcia no... - złapałem ją w talii i przyciągnąłem ja do siebie.
- Louis, jak ja mam ci teraz zaufać? Może to dla ciebie nic, ale dla mnie to ważne.
- Przepraszam kotku. Następnym razem zabieraj mi kieliszki, co? - zapytałem z usmiechem.
- Tobie? Pff. Jakby mi się jeszcze to udawało - chyba choć troszkę jej przeszło, bo na jej ustach zamajaczył delikatny uśmiech.
- To co, wybaczysz mi? - cmoknąłem ją lekko w usta.
-Uhm, ale tak troszkę. Musisz się bardziej postarać - bawi się ze mną no. Okej, dołączam do zabawy. Pocałowałem, ją trochę mocniej i dłużej.
- A teraz?
- No jeszcze nie jestem całkiem pew... - nie pozwoliłem jej skończyć, bo wpiłem się w jej usta. Pocałowałem ją namiętnie. Oddała pocałunek.
- A teraz?
- Teraz już tak.
- Nie jesteś zła?
- Już nie.
Przytuliłem ją do siebie i pocałowałem w czubek głowy.
- Idź się ogarnij, bo śmerdzisz wódą - odepchnęła mnie ze śmiechem.
- Wedle życzenia - zaśmiałem się i poszedłem spowrotem do łazienki.
Wziąłem szybki prysznic. Wytarłem się i przłożyłem ręcznik przez biodra.
Z włosów kapała jeszcze woda. Olałem to i wróciłem do pokoju. Wybrałem jakąś koszulkę do tego moje ulubiene czarne jeansy i jakieś skarpetki, po czym zszedłem na dół.- Już jestem - przywarłem do mojego aniołka.
- Słyszę, ale nie musisz mnie dusić.
- Ops, przepraszam - cmoknąłem ją w szyję.
- Nie szkodzi - przytuliła się do mnie, obejmując mnie za szyję. - A jest coś jeszcze.
- Co znowu nabroiłem wczoraj?
- Ty nic. Za jakieś pół godziny będzie tu Zayn.
- Po co?
- Po ciuchy. Przecież tu mieszkał.