Rozdział 22

2.4K 155 18
                                    

JACE


Bierze głęboki oddech i gwałtownie otwiera oczy. O mój boże. One są duże i całe czarne. Zero śladu po ich wcześniejszym szmaragdowym odcieniu, po ich wcześniejszej świetności.

Biorę ostrożnie dziewczynę na ręce. Czuje na sobie spojrzenia członków dzisiejszej narady.

- Jace! - Władczy głos Valentina zatrzymał mnie. Odwracam się ostrożnie twarzą do niego. Wydaje się zmartwiony i lekko osłupiały. Po chwili jednak oprzytomnieje. - Zabierz Clary do jej pokoju. Sprowadzę czarownika.

- Może Bane'a. - Proponuję - Alec może się z nim skontaktować.

- Dobry pomysł. A teraz idź i uważaj na moje dziecko. - Uśmiechnąłem się nie pewnie i szybko oraz ostrożnie ruszyłem przed siebie.

Idąc korytarzami, nie spotkaliśmy ani jednej żywej duszy, zmarłej zresztą też nie. Patrząc na rudowłosą, moje serce przyspiesza. Tyle złego spotkało ją w tak krótkim czasie, zastanawia mnie, ile jeszcze na nią czeka.

Nie wie, kiedy dotarłem na miejsce. Położyłem dziewczynę na łóżku i opatuliłem kołdrą. Jest taka urocza i kochana. Wiem jedno, nigdy j nie opuszczę. Z każdym dniem zakochuje się w niej od nowa i bardziej, a podobno „Kochać to niszczyć, a być kochanym to zostać zniszczonym". Całuję Clary w czółko i dyskretnie wymykam się z sypialni, chcąc dać jej jeszcze chwile pospać.

Z chodzę na dół, do salonu gdzie są wszyscy, włącznie z Magnusem.

- Jace. - Isabel podbiegła do mnie. - Co z Clary?

- Raczej dobrze. Na razie śpi. - Podchodzę do Magnusa.- Wiesz co, jej może być?

- Nie ciskaj się tak. - Zabijam go wzrokiem. - Najpierw muszę zbadać bułeczkę.


15 minut później.


Od ponad dziesięciu minut, słucham wrzasków dochodzących za drzwi od pokoju Clary. Chodzę po korytarzu w tę i z powrotem. Alec i Isabel siedzą na podłodze, a dorośli są w gabinecie Morgensterna. Niestety Jonathan wraz z Emilii wyjechał dziś rano do NY. Brat Clary nie chciał zostawiać ukochanej, dlatego razem przenieśli się do instytutu.

- Aaaaa!!! - Kolejny krzyk.

Moje serce cały czas dudni. Bez przerwy po głowie chodzą mi najgorsze myśli. Co ja bym zrobił bez niej? Zmieniła całe moje życie. Oczywiście na lepsze. Kolejna dawka bólu w postaci wrzasków.

- Jace! - Odwracam się do Izz z pytającym spojrzeniem. - Przestań tak chodzić, bo przez ciebie zaczynam się coraz bardziej stresować. - Warknęła, a Alec próbuje zdusić chichot.

- Bawi cię to?! - Tym razem to ja warknąłem z zabójczym spojrzeniem.

Chłopak głośno przełknął.

- Troszeczkę. - Unoszę brew. - No bo spójrz na siebie. - Nadal nic nie rozumiem. - Odkąd poznałeś Clary, kompletnie się zmieniłeś. Stałeś się o wiele czulszy i delikatniejszy.

- A to nie to samo?

- Możliwe. Po prostu chodzi mi o to, że wpadłeś po uszy. - Przeszywam go wzrokiem.

- Powiedz mi coś, czego nie wiem.

Zaczynam znów chodzić w tą i z powrotem. Kątem oka dostrzegłem jak Izz przewraca oczami. Parskam śmiechem.


VALENTINE


Ja, Robert, Marysie, Stephen i Celine siedzimy w moim gabinecie, czekając na rezultaty w postępowaniu zdrowotnym mojej córeczki. Wiem, że nie jestem idealnym ojcem, ale to nie oznacza, że nie martwię się o zdrowie własnych dzieci. Aż tutaj słychać wrzaski Clary. Z każdym jej krzyknięciem serce mi się kraja.

- Valentinie co ty na naszą propozycje? - Z zamyśleń wyrywa mnie Stephen.

- Tak, tak to świetny pomysł. - Mamroczę.

Nie mogę się na niczym skupić, ponieważ moje myśli bez przerwy wędrują do mojego rudowłosego aniołka.

Och moja droga Jockueline, nie masz pojęcia, jak bardzo bym chciał, abyś tu była. Zawsze umiałaś do mnie dotrzeć i byłaś, opoką w takich trudnych chwilach.

- Czy ty nas słuchasz? - Caline się oburzyła.

- Nie... Przepraszam po prostu, nie mogę się na niczym skupić. Za bardzo jestem przejęty tą całą sytuacją, rozgrywającą się na górze.

- Rozumiem cię. Też się martwię o Clarisse. - Blondynka jest taka łagodna i miła. W ogóle nie przypomina siebie z za młodu.

Pamiętam Clarisę jako dziesięciolatkę, którą uwielbiałem drażnić. Zawsze pociągałem ją, za jej dłubie blond, warkocze. Wściekała się na mnie i rzucała z pazurami albo z bronią. Było dość zabawnie lub boleśnie. Zawsze wracaliśmy do domu jednego z nas, aby opatrzyć rany. Rodzice zawsze się z nas śmiali i mówili, że kiedyś skończymy razem z gromadką nieokrzesanych dzieci. Na szczęście to się nie sprawdziło.

- A więc co mówiliście?

- Rozmawialiśmy o przeprowadzce i dalszej nauce Clary w Nowojorskim Instytucie. Oczywiście, jeżeli się zgodzisz i jak będzie po wszystkim. Może również przecież zostać i Idris.

- Wiem. Będę musiał jeszcze nad tym pomyśleć.

Kolejny wrzask. Zaraz wyjdę z siebie.


JACE


Kolejny krzyk. Zaraz zwariuję. Kilka chwil i nagle drzwi od pokoju Clary otwierają się. Magnus podchodzi do mnie z opuszczonym wzrokiem i smutną minom. O nie!!! Nie, nie, nie! Ona nie mogła... Isabel i Alec wstaję z podłogi i podchodzą do nas.

- No cóż. - Ma smutny głos. - Jace tak mi przykro. Niestety Clary... - A jednak to prawda. Stoję zesztywniały i wpatruje się w niego. - Clary...

Nie daje mu dokończyć i wbiegam do sypialni rudowłosej. Staje oniemiały. Clary spokojnie siedzi na łóżku z podkulonymi nogami. Przysięgam, że kiedyś zabije Magnusa. Powoli i niepewnie podchodzę do dziewczyny. Bez przerwy ma opuszczony wzrok. Moje serce zaczyna wariować. Siadam na brzegu łóżka i ujmuję twarz Clary w ręce. Dziewczyna podnosi głowę i powoli na mnie spogląda. Jaj oczy znów świecą szmaragdami. Z powrotem są takie piękne i przejrzyste. Widzę w nich własne odbicie.

- Clary. - Zaczynam głosem niewiele wyższym od szeptu. - Tak bardzo się o ciebie martwiłem. Jak się czujesz. - Dodaje po chwili.

Rudowłosa uśmiecha się czule i przytula się do mnie.

- Teraz znacznie lepiej. - Szepcze mi do ucha, a ja się uśmiecham pod nosem.


CLARY


Po tym, jak wszyscy dali mi odetchnąć i wyszli z mojego pokoju, powrotem położyłam się na łóżko, i się skuliłam. Jak ja mogłam tak dać się podejść temu kretynowi. Jak mogłam dopuścić do tej sytuacji?! No jak!!!

Wstaje z łóżka i kieruje się do łazienki. Podchodzę do umywalki i opłukuje twarz, z nadzieją, że to pomorze. Spoglądam na swoje odbicie w lustrze.

- Jak mogłaś do tego dopuścić? - Warczę na siebie.

Biorę głęboki oddech i odsuwam się kilka kroków od umywalki. Znów spoglądam na swoje odbicie.

- No jak!!! - Wieszcze na siebie i z całym impetem rozbijam lustro pięścią.


Dary Anioła - Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz