Rozdział 19.

2.5K 153 13
                                    

CLARY


Cały dzień minął bardzo przyjemnie. Każdy stał się opiekuńczy i troskliwy. Nie pozwalają mi nawet samej wziąć książki z półki. To trochę wnerwiające! Wiem, że chcą dobrze i się martwią, ale bez przesady, nie mam dwóch lat. Czuje się jak małe dziecko.

- Clary słuchasz mnie?! -Głos Jace'a wyrwał mnie z zamyśleń. Odwróciłam głowę w jego stronę.

- Przepraszam. Zamyśliłam się. - Spogląda czule na mnie. Odpowiedziałam lekkim uśmiechem. - Co mówiłeś?

- Nie ważne. - Westchnął. - Może wrócimy? Robi się chłodno. - Spoglądam na niego podejrzliwie. O czym on mówi? Przecież jest gorąco.

Wieczór mimo późnej pory jest upalny a księżyc, jasno świeci na niebie. Jest w pełni, dzięki czemu sprawia romantyczny nastrój. Dopiero teraz zauważyłam, że w ogrodzie rosną kwiaty północy. Są takie piękne. Przyznaję, to są jedne z moich ulubionych roślin.

- Jace, o co ci chodzi? O co chodzi wam wszystkim? Czuje się świetnie...

- Nie wątpię... Clary po prostu strasznie się martwię. Musisz to zrozumieć, jeszcze kilka godzin temu ledwo żyłaś... - Nie dałam mu do kończyć, wiedząc, co chce powiedzieć. Pocałowałam go namiętnie. Mam wrażenie, że ta chwila trwała całą wieczność. Po chwili niechętnie odsuwam się od blondyna.

- Teraz mi wierzysz? - Nie odpowiada, tylko się uśmiecha. - Jace jestem Nocną Łowczynią. Nie raz stanie mi się krzywda, musisz to zrozumieć. - Mówię, głaszcząc delikatnie jego policzek.

- Rozumiem tylko, martwię się o ciebie. - Uśmiecham się i cmokam go w policzek.

Pączki kwiatów zaczęły drżeć. Po chwili zrobiły się dwukrotnie większe i pękły. Wrażenie było takie jakby oglądać film w przyspieszonym tempie. Delikatne zielone łodygi otworzyły się, uwalniając ściśnięte w środku płatki oprószone jasnozłotym pyłkiem lekkim jak talk.

Ten widok jest taki cudowny. Aż przeprowadza mnie o dreszcze. Opieram głowę o ramie Jace'ego i wpatruje się w za kwitnące kwiaty. Chłopak delikatne przytula się do moich pleców. Ponownie przechodzą mnie dreszcze. Czy zawsze, będę tak na niego reagować?

- Są takie piękne. - Szepczę i delikatnie nieświadomie przygryzam wargi.

- Nie tak jak ty. - Przewracam oczami.

- Czy ty właśnie przewróciłaś oczami? - Ostrożnie kiwam głową i zaczynam cicho chichotać.

Jace przyciąga mnie do siebie bardziej i składa delikatny pocałunek na mojej szyi. Serce zaczyna mi przyspieszać, a nogi robią się jak z waty. Na plecach czuję, jak jego serce przyspiesza. Niesamowite, że tak reaguje na mnie. Bo tak jest, prawda?


DYLAN.


Nie wierzę, że ta mała ni zdołała uciec! To nieprawdopodobne! Jeszcze nigdy to się nie zdarzyło! Idąc korytarzem, na drodze stanęła mi jedna ze służących. Ma spuszczony wzrok. Nikt nie ma prawa na mnie spojrzeć bez pozwolenia. Ostatniej osobie, która to zrobiła osobiście, wydłubałem oczy i chętnie to powtórzę.

- Przepraszam panie. - Szepcze skruszona.

Nie odpowiadam, tylko popycham kobietę na ścianę i idę dalej. Po drodze Kika razy kogoś poturbowałem i zniszczyłem, kilka rzeczy. Wpadam do gabinetu i rzucam się na fotel za biurkiem. Wale pięścią w blat.

Jakim cudem ona to zrobiła. Musi być bardziej przebiegła niż sądziłem. Zaczynam intensywne myśleć nad jej przejęciem, nim będzie za późno.

Nagle otwierają się drzwi i podnoszę wzrok.

- Pozwoliłem wejść? - Warczę ostro.

Kobieta zaczyna się trząść, podchodzi do mnie i ostrożnie, przede mną kładzie filiżankę z herbatą. Spoglądam na nią wściekle i strącam porcelanę z biurka. Ciecz się rozlewa, a ja się wściekam.

- I coś to narobiła!!! - Uderzam kobietę, a ta upada. - Masz to natychmiast posprzątać. Jak wrócę, ma cię tu nie być a wszystko ma ryć w najlepszym porządku.

Kobieta skina głową i obrazu zabiera się do roboty. Szybko kieruje się do laboratorium mieszczące się w piwnicy, do której prowadzi tajne przejścia. Osobę, która je stworzyła, od razu się pozbyłem po sączeniu prac. Wchodzę do sypialni i podchodzę do dużego kominka. Wszyscy myślą, że jest nieczynny. W chodzę do jego i przekręcam małą kamienną tarczę mojego rodu. Ściana w kominku cofa się i ukazuje przejście. Wchodzę do środka i skręcam, kierując się do laboratorium. Ściany pokryte są wilgocią... i jeszcze innymi ciemnymi plamami. Na podłodze umieszczone są runy i pęta gramy. Między nimi tu i ówdzie leżą białe kości. Nie wszystkie zwierzęce. W kwadratowym pomieszczeniu trzy ściany są puste a na ostatniej, znajduje się biały materiał.

Kieruje się do studni umieszczonej na środku. Wypełniona jest wodą po brzegi. Przekręcam kilka razy nad nią rękoma i szepcze zaklęcie.

- Monstro quod ipse non potest. Potentia et donum. Show desiderium meum et cynosura. Volo videre, et quid est. Sit quae prophetasti ut. Otoni orbis in tenebris. Convenient omnes, stabunt et mittere non oritur. Sit polus die !!!!

Nagle przeszył mnie dreszcz i ciepło. Co się dzieje. Zamykam powieki i gwałtownie po chwili otwieram. Przed oczami ukazuję ki się kwiaty, kwiaty północy. Na plecach czule coś dziwnego jag by bicie czyjegoś serca. Co za ohydne uczucie. Miłość. BLE. Po co to, komu skora można mieć władzę?


Dary Anioła - Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz