Rozdział 10.

3.2K 191 16
                                    

JACE


Dzięki pomocy Emilii udało mi się zorganizować piknik pod gwiazdami. Brunetka obiecała mi ściągnąć tu Clary. Ja już tak nie mogę, od kilku dni jest tak samo, ignoruje mnie lub celuje we mnie bronią, w najlepszych przypadkach kłócimy się. Już tak nie mogę. Z każdym dniem powstrzymuje się, aby...

- Proszę pana kolacja na stole.- Odzywa się jedna ze służących. - Wszyscy czekają.

Kiwnąłem głową i kieruje się do jadalni. W środku wszyscy już siedzą na swoich miejscach, prawie wszyscy. Brakuje oczywiście Clary.

Usiadłem na wolnym krześle i zacząłem wraz z innymi nakładać potrawy na talerz.

Po jakiś dziesięć może piętnasta minutach do jadalni weszła Clary. Jest ubrana na czarno. Ma na sobie sukienkę na ramiączkach sięgającą do połowy ud, czarne buty i do tego złotą biżuterię. Wygląda prześlicznie. W sumie jak zawsze.

Siada obok mnie. Po nałożeniu posiłku zaczyna jeść. Jest taka spokojna i urocza. Powoli wszyscy kończyli kolację. Jonathan wraz ze swoją dziewczyną wyszli, chwile po nich Valentine. Ja powoli kończę, a moja rudowłosa piękność jest gdzieś w połowie. Alec i Izz poszli dzisiaj na kolację do rodziców. Więc jest mniej tłocznie.

Nie odzywamy się ani słowem. Naszła mnie głupia myśl, którą postanowiłem spróbować spełnić.


CLARY


W momencie, kiedy próbowałam skupić się na jedzeniu, a nie na tym cymbale. Jace przesuną swoją dłoń na moje udo. Zaczął nią wędrować, badając część mojego uda i kolana. Zadrżałam pod jego dotykiem mimo chęci, aby ta chwila trwała wiecznie z ściągnęłam jego dłoń z mojej nogi i wyszłam.

W salonie usiadłam obok brata, siedział sam na kanapie, więc postanowiłam to wykorzystać i rozciągnęłam nogi na jego kolana.

- Za co ta kara?

- Za spoufalanie się z wrogiem, za moimi plecami - odparłam monotonnie.

Oboje parsknęliśmy śmiechem. Teraz czuje się jak dawniej. Jesteśmy sami w salonie, rozmawiamy i się wygłupiamy. Tak jest naprawdę fajnie. Chłopak zaczął mnie niespodziewanie gilgotać, oczywiście z umiarem. Ja natomiast piszczałam i krzyczałam, aby przestał.

- Clary wszystko... ooo myślałam, że ktoś tu kogoś morduje. - Emilii wpadła jak burza.

- Wyluzuj. - Mówię, wstając.- Niedługo się przyzwyczaisz.

Zaczynam iść do wyjścia z pokoju. Chce zostawić ich samych. Zasługują na to, a zwłaszcza widać, że siebie tak bardzo kochają. Mają tak mało czasu dla siebie. Ojciec zawsze coś robi z jednym lub z drugim oczywiście, kiedy kończy z Jace'em.

- Clary. - Odwracam się do dziewczyny. - Przeszłabyś się ze mną na spacer?

Zdziwiła mnie ta prośba.

- Jesteś pewna. - Spogląda na mnie jak na wariatkę. - no wiesz myślałam, że spędzisz czas z...

- Właśnie skarbie na pewno? Bo wiesz będzie mi przykro i to bardzo. - Jonathan udaje urażonego. Uśmiecham się pod nosem.

- Jakoś przeżyjesz - mówi, klepiąc chłopaka po policzku.

Chwyta mnie za rękę. Nawet nie zdążyłam ubrać butów, bo pociągnęła mnie do ogrodu. Wieczór jest tak jasny a niebo wyraziste, idealnie przycięta trawa gilgocze, a zarazem chłodzi moje bose stopy. Można powiedzieć, że to idealna noc na romantyczny spacer. Znów pomyślałam o Jace'ie. Clary ogarnij się i to natychmiast!!! Nakazałam sobie.

- Mam nadzieje, że dobrze u nas się czujesz.- Próbuję zacząć rozmowę.

- Owszem. Jest tu taki przytulny klimat. Czuje się trochę jak w domu. Chociaż u nas nie ma tylu osób i służby, no i oczywiście dom jest znacznie mniejszy.

- Rozumiem. Czujesz się jak w domu, ponieważ przy tobie jest Jonathan. Chociaż się zastanawiam czy u ciebie też się rzuca bronią w potencjalnego narzeczonego.

- Nie. - Rzuca z rozbawieniem, po czym się śmiejemy.

- Jak to jest być wychowanką dzieci nocy, mieć brata Chodzącego za dnia a samej być przyziemną ze wzrokiem?

Dziewczyna zaczęła intensywnie się zastanawiać. Mam nadzieję, że to pytanie nie jest za trudne, ale jednak...

- Wiesz co. ... Nie jest tak źle, mimo że Simon jest moim przyrodnim bratem wampirem, którego i tak często muszę niańczyć...

- Ale macie inne nazwiska. Myślałam, że adoptowane dzieci dostają nazwiska przybranych rodziców.

- Bywa tak często, ale nie w tym przypadku. - Pokiwałam głową na znak zrozumienia.

Dalej szliśmy w kompletnej ciszy. Wiatr delikatnie rozwiewał moje włosy przy okazji, muskał moją skórę jak jedwab. Nagle stanęłam jak wryta. Moim oczom ukazał się Jace z gigantycznym bukietem róż w rękach a za nim duży kremowy koc, dookoła którego jest mnóstwo białych lampek. Wzrok chłopaka jest bezpośrednio skupiony na mnie. W jego oczach widać tyle nadziei. Odwracam się do Emilii, ale jej już tam nie ma. Coś czuje, że to ich wspólna intryga. Chłopak podchodzi do mnie z wyciągniętą dłonią. Chyba nie liczy, że pójdę na to. Prawda? Chciałabym, aby było inaczej wtedy z pewnością, byłabym zachwycona, ale teraz? Nie wiem co myśleć...

- Clary... - Zaczyna, ale nie daje mu dokończyć. Odwracam się do niego plecami i wracam do domu szybkim krokiem.

Będąc w swoim pokoju, podchodzę do okna i wyglądam za nie. Idealnie widać przygnębionego blondyna . Rzuca kwiaty z furią na koc i się na nim kładzie, zaczyna wpatrywać się w niebo.

Morze powinnam zrobić to samo? Wzruszam ramionami. Szybko przebieram się w koszulkę na ramiączkach i materiałowe krótkie spodenki. Od razu kładę się spać.


JACE


Wstaje z samiutkiego ranka. Piszę liścik i przypinam go do róży. Szybko się ubieram i idę do kuchni zrobić dla Clary śniadanie. Robię tak co rano, z nadzieją, że to jakoś pomoże. Dzisiaj przygotowuje tosty z dżemikiem. PYCHA. Do tego świeży sok pomarańczowy. Nakładam wszystko na tacę i zanoszę do swojego pokoju, aby tylko wziąć czerwony kwiat.

Wchodzę do sypialni dziewczyny i układam wszystko na jej łóżku. Podchodzę do okien i zasłaniam je zasłonami. Zanim wyjdę delikatnie głaszczę Clary po policzku i czule całuje w czoło.

- Będę zawsze próbować cię odzyskać. Nigdy się nie poddam  - szepcze do jej ucha. Mój głos jest taki czuły i delikatny.


Dary Anioła - Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz