Rozdział 14.

2.9K 179 14
                                    

JACE


Budzę się z przytuloną do siebie Clary. Jej głowa leży na moim torsie a ramię w moim pasie. Sam ją czule obejmuję. Przyglądam się rudowłosej a uśmiech, sam pojawia się na mojej twarzy. Dziewczyna zaczyna się wiercić i leniwie rozchyla powieki.

- Dzień dobry. - Szepcze, po czym całuje mnie na przywitanie.

- Dzień dobry. - Odpowiadam, przekręcając nas w ten sposób, że Clary teraz leży pode mną.

Tak spędzamy z jakieś dziesięć minut. Szybko wykonujemy poranną toaletę i ubieram czarne spodnie i ciężkie buty a do tego granatowy T-shirt. Ubrania wcześniej przyniosła mi jedna z pokojówek. Moja najdroższa również ma na sobie czarne ubrania, ale spodenki niebieskie, jak i bransoletkę, do wszystkiego dobiera okulary przeciw słoneczne. Jej loki swobodnie opadają spiralami na jej ramiona.

Po niecałej godzinie, schodzimy na śniadanie do jadalni. Pomieszczenie znajduje się na parterze. Przez kilka minut błądziliśmy, mimo że mieliśmy te przeklęte mapki. Nie wiem co za tępak, je rysował, ale nie da się z nich nic odczytać. W jadalni wszyscy już na nas czekają. Pomieszczenie jest dosyć duże, ale mniejsze od jadalni w Instytucie.

Na środku stoi długi mahoniowy stół z krzesłami z tego samego tworzywa. Znajdują się dookoła niego. Ściany są zielono białe z kilkoma obrazami. Jest też kilka figurek i dosyć duże okna. Na samym początku stołu siedzi Valentine dalej są dwa krzesła wolne, następnie naprzeciwko siebie Jonathan i Emilii, Alec i Izz i nareszcie Robert wraz z Marysie. Wraz z Clary zajmujemy wolne miejsca obok Łowcy. Na stole jest już zastawa oraz jedzenie.

- Dobrze skoro wszyscy jesteśmy. Chciałbym prosić, abyśmy po posiłku przenieśli się do jednego z salonów mieszczących się na parterze.

Jak powiedział, tak się stało. Po posiłku przenieśliśmy się do salonu. Wszyscy usiedliśmy na miejscach, no może poza gospodarzem, który jakiś czas zbierał się, aby zacząć rozmowę. W końcu bierze głęboki oddech i zaczyna.

- Jak wiecie zbliża się koniec lata a wraz z nim urodziny Clary... chciałbym za kilka dni wydać bal z tych okazji, ale również pomyślałem, że mógł to by być bal zaręczynowy. Musimy pamiętać, że mamy nie wiele czasu.

Nie mogę uwierzyć w jego słowa. Nie, żebym nie chciał tego zrobić, jak się należy tylko... w sumie sam nie wiem.

- Co wy na to? - Łowca zwrócił się do mnie i Clary.

Zamiast odpowiedzieć, dziewczyna pokiwała głową na znak zgody. Sądzę, że jest oszołomiona.

- To dobrze zaraz wezmę się do organizacji. Zgodnie z tradycją rodzice organizują przyjęcie... Wiem, że to do bani.

Po jakimś czasie wszyscy się rozeszli. W salonie zostałem sam.


CLARY


Bal zaręczynowy. W sumie to i tak miało, nadejść tylko sądziłam, że będzie trochę później.

Zaczęłam rzucać sztyletami do celu. Jak zawsze sam środek. Trochę salt i ćwiczeń z Serfickim ostrzem. Kilka wykopów i skoków z liny. Czasami nie wiem, po co to robię, przecież za każdym razem wychodzi wszystko perfekcyjnie.

Bez przerwy rozmyślam o słowach przepowiedni i o tej Ciemności. O co z nim chodzi. Dlaczego moje życie jest takie...

- Myślałam, że tu się trenuje, a nie siedzi. - Za moimi plecami usłyszałam głos przyjaciółki. Dziewczyna ma na sobie strój bojowy, pewnie ona też przyszła potrenować.

- Nie mów. - Odpowiadam sarkastycznie. - Przyszłaś potrenować?

- Owszem, ale z tobą. - Uśmiechnęłyśmy się do siebie.

Zaczęłyśmy walczyć. Szło nam dosyć dobrze. Nigdy nie dajemy sobie fory. Idziemy na żywioł. W sali rozbrzmiał dźwięk uderzania żelaza o żelazo, dźwięk stąpania oraz nasze krzyki lub śmiechy. Spędziłyśmy tak pół dnia albo i dłużej. Ćwiczyłyśmy i rozmawiałyśmy. Chyba dobrze nam obu to zrobiło. W końcu temat zszedł na bal.

- Ok. Wiesz, co założysz?

- Chyba tak. Jak chcesz, możemy przygotować się razem tak jak kiedyś. - Przytaknęła. Przypomniało, mi się jak byłyśmy małe. Zawsze się nawzajem przebierałyśmy. Było zabawnie i tak uroczo.

Ruszyłam do sypialni, szybko wzięłam prysznic i się przebrałam. Wchodzę do garderoby a z niej schodami, idę do pokoju na piętrze. Chwytam blok rysunkowy i ołówki. Zaczynam rysować krajobraz wyłaniający się z okna. Nie wiem, ja tak długo maluję, ale Słonce zaczyna zachodzić.

- A ja wszędzie cię szukałem. - Oderwał mnie od tworzenia głos mojego Anioła. Jace podchodzi do mnie i obok siada. Zaczyna wpatrywać się w moje dzieło. - Nie wiedziałem, że rysujesz. - Spoglądam na niego - Masz ogromny talent.

- Dzięki, ale dużo jeszcze o mnie nie wiesz. - Odpowiadam z uśmiechem.

- Ale chciałbym się dowiedzieć, wszystkiego. - Uśmiech się poszerza.

Opowiadam mu wszystko, co chce wiedzieć. O dziwo słuchał i to z wielkim zainteresowaniem.


Dary Anioła - Inna HistoriaOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz