Rozdział 23

5.2K 236 16
                                    

Harry's POV

Powrót z wycieczki szkolnej był naprawdę wyczerpujący. Wracaliśmy w upale, na dodatek w autokarze wysiadła klimatyzacja, a delikatnie uchylone okna nie dawały zbyt wiele chłodu. Cała grupa, ponad czterdziestopięcioosobowa niemal się ugotowała. Jakież to było szczęście, kiedy, co prawda o późnej porze, dotarliśmy pod szkolny parking. Tłum uczniów rzucił się do wyjścia, zanim autobus zatrzymał się w wyznaczonym dla jego postoju miejscu. Wtedy odetchnąłem z ulgą. Oficjalnie zakończyła się wycieczka.

Kiedy wyszedłem z autobusu i skierowałem się do tylnej części pojazdu, by zabrać swoją walizkę, natknąłem się na Melody. Chciałem do niej zagadać, coś powiedzieć, ale zbyt duży tłum gapiów znajdował się wokół nas, bym mógł pozwolić sobie na jakikolwiek ruch w stronę dziewczyny. Ale musiałem się z nią jakoś pożegnać. Dlatego w momencie, kiedy sięgałem po wielką, czarną walizkę, lekko trąciłem ją ramieniem, niby przypadkiem. Podniosła wzrok. Spojrzała na mnie tymi swoimi brązowymi tęczówkami, kosmyk włosów odgarnęła za ucho. Wzięła swoją torbę i wyprostowała się. Na chwilę obróciła głowę w głąb parkingu, gdzie stali rodzice. Kiedy dostrzegła kobietę w szarej sukience w kratkę, wzdrygnęła się, posłała mi ostatnie spojrzenie i pędem ruszyła do, jak sądzę, swojej rodzicielki.

No to jej matkę już znam. Też mi jest niezmiernie miło ją poznać, nawet, kiedy nie zamieniłem z nią jeszcze ani słowa.

Przez następne minuty uczniowie odeszli lub odjechali samochodami do domów. Pożegnałem się z kierowcą, dziękując mu za szczęśliwe i żywe dotarcie do celu, nauczycielom za (nie) miło spędzony czas. Z fałszywym uśmiechem w stronę kilku osób z grona pedagogicznego odszedłem, żegnając się z nimi, aż do piątku.

~*~

Błysk i głośny grzmot zbudził mnie z naprawdę długiego snu. Zorientowałem się, że spałem bardzo długo, kiedy zerknąłem na zegarek. Wskazywał pierwszą po południu. Super. Na całe szczęście mam dzisiaj wolny dzień, ale jutro znowu muszę wrócić do szkoły, tylko na dzień przed weekendem.
Wiedząc, że burza rozbudziła mnie na dobre, poszedłem się umyć. Wyszczotkowałem dokładnie zęby i umyłem włosy w ekspresowym tempie. Nie chciało mi się suszyć włosów, więc podarowałem sobie ich suszenie. Owinąłem ręcznik wzdłuż bioder i wyszedłem z łazienki kierując się do kuchni. Nie byłem jakoś specjalnie głodny, ale miałem ochotę zjedzenia czegoś szybkiego i niezbyt zapychającego żołądek, bym potem nie czuł się zbyt niekomfortowo. Wybrałem płatki z mlekiem. Oczywiście, płatki kukurydziane. Zasiadłem wygodnie na skórzanej kanapie i przyłączyłem ja Eurosport, kanał sportowy. Nadawali właśnie mecz żużlowy, jakaś rozgrywka półfinałowa. Zostawiłem.

Parę minut później...

- Pedersen, ty dupku! - Zacząłem wymachiwać łyżką przed telewizorem, chlapiąc resztkami mleka na stolik przede mną i jasny dywan.

- Po zewnętrznej! Nie! Po wewnętrznej! Szarżuj, szarżuj! Bierz go! Musisz to wygrać!
Siedzisz mu na kole idioto, tak trudno go wyminąć?! Masz jeszcze dwa okrążenia do końca biegu, zrób że coś PUK! W tobie cała nadzieja, jak nie wygrasz teraz, spieprzysz nam cały mecz, nie wejdziemy do Play Off!

Tak bardzo emocjonowałem się tym meczem. Jak nigdy dotąd. Nawet na stadionie nie byłem taki głośny i odważny, jak teraz na kanapie.

- Pół okrążenia!... Ostatni wiraż!... Jeeeeeesssst! Zrobił to! - Wydarłem się na całe gardło, podrywając się na równe nogi. Kiedy emocje nieco opadły, usiadłem z powrotem na kanapie i zacząłem przeliczać punkty poszczególnych drużyn.

- Kuuuuurwwaaa! - Przeciągnąłem. - Pomyliłem się! Unia może jeszcze wygrać! Do końca meczu jeszcze trzy biegi. Mamy szansę. Nie zawalcie tego, błagam!

Former teacher || h.sOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz