Rozdział 10

160 21 5
                                    

Alice POV

Wsiadłam do auta na miejsce obok kierowcy a następnie rzuciłam mój plecak na tylnie siedzenia.

- Gdzie jedziemy? - spytałam bezwładnie opadając na siedzenie.

- Nie wiem. - zaczął a następnie ruszył z piskiem opon - Może coś zjeść? Przejść się po mieście?

- Okej. - powiedziałam opuszczając szybę a następnie położyłam tam ramię i oparłam o nie głowę.

Ashton niespodziewanie chwycił mnie za dłoń a po chwili ją pocałował. Ta sytuacja była niemalże identyczna jak ta gdy ja i Hemmings mieliśmy wypadek. Mało myśląc jednym pewnym szarpnięciem wyrwałam dłoń z jego delikatnego uścisku.

- Co się stało? - spytał zdezorientowany - Zrobiłem coś nie tak?

- Nie, wszystko dobrze. - powiedziałam ostrożnie ponownie kładąc rękę na dłoni blondyna - Wystraszyłam się po prostu.

Cholernie się wystraszyłam. Nie chcę żeby Ashtonowi stała się krzywda ale nie chodzi o sam wypadek. Bo je się, że z nami może być tak samo. Nie chcę by pewnego dnia nasze uczucia po prostu zgasły.

Ashton spojrzał na mnie ewidentnie nie kupując tej bajki. Na szczęście nie poruszał już tego tematu przez resztę drogi. Gdy dojechaliśmy do centrum zatloczonego Sydney Ashton przejechał je obojętnie.

- Gdzie jedziesz? -spytałam zdziwiona - Mieliśmy jechać coś zjeść. - przypomniałam.

- Jedziemy. - powiedział obojętnie.

Postanowiłam, że nie będę już kontynuować tej rozmowy, dowiem się gdzie jedziemy gdy będziemy już na miejscu.

Droga coraz bardziej się dłużyła a my widocznie nie zbliżaliśmy się do celu. Słońce powoli zaczęło zachodzić a ruchliwą ulice pochłaniał mrok. Chwilę potem Ashton zjechał w jakiś zaułek i zaparkował auto przed starym, opuszczonym budynkiem.

- Serio Ashton? - spytałam wychodząc z auta i zatrzaskując za sobą drzwi - Serio? - zapytałam ponownie patrząc za tą opuszczałą rudere - Myślałam, że stać cię na więcej.

Chłopak rzucił mi rozbawione spojrzenie, założył swój plecak na jedno ramię i bez słowa chwycił moją dłoń żeby po chwili móc pociągnąć mnie w stronę swoją drogą bardzo wysokiego budynku. Najpewniej była to jakaś hala przemysłowa, która wyszła już z użytku. Otoczono ją z każdej strony siatką tak aby nikt nie mógł się tam dostać.

- Wchodź pierwsza. - powiedział wskazując na płot, który na moje oko miał ze dwa metry.

- Chyba sobie żartujesz. - powiedziałam puszczając jego dłoń - Nie ma mowy.

- No chodź. - powiedział ponownie wskazując na ogrodzenie po czym uśmiechnął się zachęcająco.

- Tam i tak nie ma nic specjalnego. - powiedziałam lekko zniecierpliwiona - Nie będę marnować czasu na chodzenie po jakiejś opuszczonej ruderze. - z irytacją wywróciłam oczami.

- Czyli spotykanie się ze mną to według ciebie strata czasu, tak? - spytał równie zirytowany co ja.

- Nie o to mi chodziło, ktoś może nas zobaczyć.

- Alice Foster się boi? - spytał kpiąco.

- Dobrze wiesz, że nie. - powiedziałam podchodząc bliżej - Ale nie będę Ci nic udowadniać. - splotłam ramiona na wysokości klatki piersiowej.

- Bo się boisz. - powiedział ciągle się śmiejąc co strasznie mnie zdenerwowało.

Zdenerwowało do tego stopnia, że bez zastanowienia wskoczyłam na druciane ogrodzenie mówiąc:

What if I fall asleep? (Irwin & Hemmings)Where stories live. Discover now