× Rozdział 36 ×

Start from the beginning
                                    

W całym budynku było cholernie zimno, byłam już cała zmarznięta, nie pomagał mi również fakt, że byłam przemoczona do suchej nitki i skapywała ze mnie woda, co przyprawiało mnie o dreszcze. Im dalej szłam tym chłodniej się robiło. Po chwili z moich ust zaczęły wychodzić kłębki pary.

Świeciłam latarką wokoło, rozglądając się po budynku. Każdy najmniejszy szczegół, wszystko wyglądało tak samo jak sprzed dwóch lat, nic się nie zmieniło. Miałam z tym miejscem wspomnienia dobre jak i złe, choć nabawiłam się tutaj traumy, dlatego tak ciężko było mi przywołać do siebie te dobre. Ta szkoła po ciemku wyglądała ze sto razy straszniej. Z niepokojem rozglądałam się wokół, cały czas czując czyjąś obecność, jednakże nikogo tu nie było. Poza tym, było późno. Szkoła została już dawno opuszczona przez wszystkich, niemożliwe, żeby ktokolwiek poza mną teraz tu był. Skręciłam na zakręcie, po wejściu na schody.

- Vivienne...

Obróciłam się gwałtownie świecąc latarką wokoło, serce podskoczyło mi do gardła, z szeroko otwartymi oczyma przeszukiwałam pomieszczenie wzrokiem w poszukiwaniu źródła dźwięku. Byłam pewna, że słyszałam czyjś głos.

Jednak nikogo nigdzie nie było.

Ruszyłam dalej przed siebie, oświetlając sobie drogę.

Musiało mi się wydawać.. - pomyślałam, przełykając ślinę.

Lecz chwilę później znów coś usłyszałam. Cichy chichot.

- Vivienne... - głos był cichy, dochodził gdzieś z tyłu, z końca korytarza.

Obróciłam się, ponownie, jednak gdy tylko skierowałam w tamtą stronę światło latarki w telefonie, padła bateria.

- Cholera.. - zaklnęłam, potrząsając komórką. - Działaj..! Działaj, no już..!

Jednak rozładował się na dobre. Co za szmelc. W takim momencie?!

Spojrzałam na koniec korytarza, akurat w chwili, kiedy na dworzu błysnęło. Zauważyłam zarys postaci. Ktoś tam stał.

Serce waliło mi w piersi tak, jakby zaraz miało wyskoczyć, a żołądek ścisnął się z przerażenia. Ręce zaczęły mi drżeć, przełknęłam nerwowo ślinę, robiąc krok do tyłu. Znów wszędzie było ciemno.

Potem piorun błysnął znowu, a postać stała bliżej. Z przerażenia otworzyłam szerzej oczy i rzuciłam się do ucieczki. Biegłam przed siebie, na złamanie karku. Skrótem znalazłam się na schodach prowadzących do szatni. Wbiegłam do pierwszej lepszej z nich, zamykając drzwi i chowając się w środku. Oparłam się o ścianę i zakryłam sobie dłońmi usta, by nie wydać żadnego dźwięku. Oddychałam histerycznie szybko, cała zdrętwiała ze strachu. Za drzwiami usłyszałam kroki.

Z każdą chwilą były coraz głośniejsze.

Potem usłyszłam szczęk klamki. Klamki od drzwi, które należały do szatni, w której obecnie się znajdowałam. Było tak ciemno, że gdy się otwierały, nie widziałam ich, mimo tego, że byłam dosłownie naprzeciwko nich.

Kroki ustały. Słyszałam oddech tej postaci. Stała tuż przede mną i choć było ciemno i jej nie widziałam, czułam jej obecność.

Wtedy światło z lampy nad postacią zamigało, zapalając się, przez co mogłam lepiej przyjrzeć się osobie, która przede mną stała. Wstrzymałam gwałtownie oddech. Te wypłowiałe, błękitne włosy, fioletowe, teraz pozbawione blasku oczy i blada twarz bez uśmiechu, który kiedyś na niej tak często widywałam.

- Ethan..? - wyszeptałam cicho, nie potrafiąc oderwać od niego oczu.

Nie mogłam odczytać nic z jego wyrazu twarzy. Chłopak wyciągnął rękę w moją stronę, nie odpowiadając.

× 𝕎𝕓𝕣𝕖𝕨 𝕡𝕠𝕫𝕠𝕣𝕠𝕞, 𝕂𝕠𝕔𝕙𝕒𝕞 ℂ𝕚ę × 𝕁𝕦𝕕𝕖 𝕊𝕙𝕒𝕣𝕡 𝕩 𝕆ℂ ×Where stories live. Discover now