× Rozdział 34 ×

211 11 55
                                    

| Urbex opuszczonego psychiatryka |

- Przypomnij mi jeszcze raz - powiedział do mnie David, gdy staliśmy przed wielkim, opuszczonym budynkiem, który niegdyś był psychiatrykiem - Jak to się stało, że postanowiliśmy się udać na urbex opuszczonego psychiatryka?

- Naoglądaliśmy się za dużo urbexów wczoraj u mnie na chacie - odparłem, poprawiając plecak z potrzebnymi rzeczami.

- Ah tak, faktycznie - westchnął.

Tak więc oboje byliśmy właśnie w środku lasu, na totalnym wypizdowiu i zamierzaliśmy wejść do opuszczonego psychiatryka, w którym niewiadomo nawet co może się kryć. A byliśmy jedynie wyposażeni w latarki, kamerę z aparatem i nasze telefony. Co najwyżej mieliśmy jeszcze prowiant w plecaku. Powoli zaczynało się ściemniać, co oczywiście nie działało na naszą korzyść, ale i tak zdecydowaliśmy się tu dzisiaj przyjść.

- To jak, wchodzimy? - zapytał Dave, zgrywając obojętnego - No chyba, że nie chcesz, to chill..-

- Nie, Stary, idziemy tam - spojrzałem na niego - Przecież widzę, jak bardzo chcesz tam wejść. Poza tym, sam też jestem ciekawy.

Iskierki błysnęły w jego oku, a twarz rozjaśnił uśmiech, który u niego uwielbiałem.

- To idziemy! - wziął ode mnie latarkę i pobiegł w stronę wejścia.

- Hej, czekaj na mnie! - krzyknąłem i pobiegłem za nim. Po minucie oboje byliśmy już w budynku, oświetlonym jedynie blaskiem zachodzącego słońca wpadającego przez powybijane okna zabudowane kratą, bądź zabite deskami.

Odpaliliśmy latarki, a ja kucnąłem na ziemi, wyjmując z plecaka kamerę. Zapiąłem tornister i ponownie założyłem na plecy, otrzepałem spodnie z tynku ukruszonego ja podłodze i włączyłem kamerę.

- Uauu ale kamera - David podszedł do mnie i postukał palcem w obiektyw - Ma noktowizor?

- Chyba tak - obejrzałem dokładnie przedmiot - O, ma. Dobra, czyli zabrałem ojcu tą porządniejszą kamerę.

- W sensie, że mu ukradłeś? - cyjanowłosy uniósł brew.

- Hmm.. no może..? - uśmiechnąłem się ładnie.

- Och Joe... - westchnął Samford - Dobra koks, lecimy zwiedzać.

W prawej ręce trzymałem kamerę, a w lewej latarkę. David szedł przede mną, świecąc wokoło swoją latarką i przyglądając się wszystkiemu z zafascynowaniem. Z resztą sam też byłem ciekaw jaką historię skrywają te ściany.

- Jak myślisz ilu psycholów tu trzymano? - zapytał mnie herbacianooki, wchodząc do pustej recepcji.

- Bo ja wiem? Pewnie wielu - wzruszyłem ramionami - Może niektórzy nadal tu są - uśmiechnąłem się, mówiąc to złowieszczym głosem - I czekają na ofiary, które same wpadną w ich sidłaaa~

- Weź przestań, zaczynam dostawać gęsiej skórki - sprzedał mi przyjacielskiego kuksańca w ramię - A co jak to miejsce jest nawiedzone? - powiedział chwilę potem z nutką niepewności w głosie.

- Nawiedzone? - powtórzyłem, rozglądając się wokół i podziwiając wnętrze budynku.

- No wiesz, może ktoś tu kiedyś umarł, albo został zamordowany, albo zmarł w jakiś brutalny sposób i teraz jego duch nawiedza to miejsce - napastnik zaczął się obracać wokół własnej osi, świecąc na około latarką. Powoli robiło się coraz ciemniej, a zachodzące słońce rzucało krwiste cienie w pomieszczeniu, przez zabite deskami okna.

- Coś ty, to absurdalne - parsknąłem, chociaż muszę przyznać, że zaczęło mi się robić zimno - Duchy nie istnieją.

- Co to jest..? - szepnął chłopak, świecąc latarką na podłogę przy biurku recepcjonisty.

× 𝕎𝕓𝕣𝕖𝕨 𝕡𝕠𝕫𝕠𝕣𝕠𝕞, 𝕂𝕠𝕔𝕙𝕒𝕞 ℂ𝕚ę × 𝕁𝕦𝕕𝕖 𝕊𝕙𝕒𝕣𝕡 𝕩 𝕆ℂ ×Where stories live. Discover now