Rozdział 31

60 18 41
                                    

 Sara starała się wycisnąć jak najwięcej wody ze swoich niesfornych włosów. W zamyśleniu zmywała z siebie zaschniętą krew i błoto, sycząc co chwilę, kiedy trafiła na wciąż wrażliwy fragment skóry. Shila zdjęła kajdany z jej nadgarstków, dopiero teraz poczuła, jak bardzo są tkliwe i obolałe.

Wciąż się trzęsła z nerwów, ale przez te godziny, w których została sama, udało się jej opanować w większym stopniu, niż przypuszczała. Dzień chylił się ku końcowi, na zewnątrz od jakiegoś czasu panował nieprzenikniony mrok. Założyła czarną szatę i skórkowe spodnie, które przyniosła jej zmiennokształtna. Buty były trochę za luźne, lecz nie przeszkadzało jej to, ważne, że nie musiała już chodzić boso.

Do jej nosa dotarł zapach pieczonego zająca. Weszła do głównego pomieszczenia leśniczówki, zastając towarzyszkę nad paleniskiem, ubraną podobnie do niej. Nie odezwała się ani razu, odkąd wróciła ze swoich łowów.

– Jak doszło do tego, że zamieniasz się w przerośniętego kundla? – zapytała z przekąsem, siadając na prowizorycznej ławce, zrobionej z pnia. – Nie powinnaś być maginką, jak Henry?

– Ugryzł mnie kiedyś wilkołak – odparła, puszczając zniewagę mimo uszu i odrywając kawałek zajęczego mięsa. – Ciebie ugryzł wampir i też nie straciłaś mocy.

Kiwnęła głową twierdząco i zerknęła na Shilę z ukosa.

– Więc... – zaczęła niepewnie, wyłamując palce. – Skąd się tu wzięłaś? Znaczy... Wszyscy twierdzą, że nie żyjesz, Henry jest zrozpaczony.

– Wiem... – odparła, zamyślając się na chwilę. – Często mówi do mnie w myślach. On... Zwykle opowiada o tobie. – Sara spojrzała na nią pytająco. – No co? Jego myśli kręcą się właściwie tylko wokół ciebie, ale znam swojego brata i uważam, że to wynik paktu małżeńskiego.

– Paktu małżeńskiego?

Shila potrząsnęła energicznie głową.

– Nie powiedzieli ci? Oczywiście, że nie. – Przewróciła oczami, odpowiadając sama sobie. – Dekady temu największe magiczne rody podpisały między sobą pakt małżeński, żeby nieprzerwanie ciągnąć czystą linię krwi. Najstarszy syn z rodu ma poślubić pierwszą córkę z kolejnego wielkiego rodu. Kiedy zostanie spełniony warunek, siłą rzeczy ciągnie dwoje ludzi do siebie.

Sara zmarszczyła brwi, analizując te słowa. Powoli puzzle całej układanki zaczęły wskakiwać w odpowiednie miejsca. Wezbrała w niej wściekłość na myśl o ostatnich sytuacjach, które zaszły między nią a Henrym i zrozumienie dla swoich niektórych absurdalnych decyzji, względem tego konkretnego wampira. Zacisnęła zęby z głośnym zgrzytem, a końcówki jej włosów naelektryzowały się lekko.

– A to parszywiec! – warknęła, czując, jak esencja gwałtownie opuszcza jej ciało, wzbijając w powietrze kurz z podłogi. – Wykorzystywał to cały czas!

– Raczej nieświadomie – Shila wzruszyła ramionami, uśmiechając się pobłażliwie. – Ale przez to staje się dużo bardziej niebezpieczny, niż na początku. Żałuję, że nie udało mi się wcześniej do ciebie dotrzeć. – Dodała ze smutkiem w głosie.

– Później się z nim policzę – mruknęła, zakładając ręce na piersi. Uniosła brew i zerknęła na zmiennokształtną. – Więc?

– Ach tak! – Shila wyprostowała się. – Mnie też czekał pakt małżeński, ale moje serce już należało do kogoś innego. Henry nie chciał o tym słyszeć, szczerze nienawidzi aniołów i nie chciał mieć z nimi nic wspólnego, chyba że chodziło o ich śmierć. – Jej usta znów przypominały wąski sznur. – Odnalazłam więc pewnego maga, który pomógł stworzyć iluzję mojej śmierci. Uciekłam, informując jedynie Lucyfera o miejscu mojego pobytu.

– Rozumiem. Chociaż Henremu wcale się nie dziwię, nie mam dobrych wspomnień związanych ze skrzydlatymi.

– Oni wcale nie są tacy, jak może się wydawać. Oni... – zamilkła, szukając odpowiednich słów. – Oni po prostu nie pasują do tego miejsca. Magowie od zawsze rościli sobie prawa do Jorden. Nikomu nie udało się na dłuższą metę przejąć tych terenów. Anioły wcale nie zaczęły spadać z nieba przez Scamara, zresztą, Lucyfera od dawna w niebie nie było, wyczołgał się z czeluści Piekła.

Sara patrzyła na kobietę z nieodgadnionym wyrazem twarzy. Szczerze chciała dowiedzieć się, co takiego ma jej do powiedzenia Shila, choć wciąż nieufnie podchodziła do jej słów.

– Magia krwi jest potężna i przeznaczona jedynie nielicznym. Relain doskonale zdawał sobie z tego sprawę, dlatego zabrał rodzinę z Miasta Magów, by nikomu innemu nie przyszło do głowy się nią parać. Niestety, moi przodkowie dotarli do ksiąg rodziny Relain, nie zdając sobie sprawy z tego, jakie poniosą konsekwencje. Całkowicie przypadkiem otworzyli portale do wielu innych światów i ściągnęli stamtąd anioły, demony, potwory morskie i masę innych istot, które nie należą do tego świata. Relain jedynie wymazał im pamięć, ale też coś poszło nie tak i anioły zaczęły pożerać ludzkie dusze. Scamar wiedział, że magowie go dopadną, dlatego rzucił klątwę na trzy pozostałe rody, by narodził się ktoś, kto powstrzyma władców przed używaniem magii krwi. W skrócie ktoś musi zabić Henrego. On ma dostęp do tej wiedzy i już zapewne ochoczo z niej korzysta.

– Wiem – wyszeptała wampirzyca, skupiając wzrok na swoich kolanach. – To jest coś zupełnie odmiennego od tego, co mi opowiadali i co jest zapisane w księgach.

– Domyślam się. W taką wersję właśnie wierzą.

– A ty skąd niby znasz tę właściwą?

– Od pewnego człowieka, z linii rodu Relain.

Jedynie niepozorne drgnięcie Sary świadczyło o tym, że słowa kobiety zrobiły na niej wrażenie.

– Po jego śmierci nastąpiła wielka rzeź magów – kontynuowała. – Walki były krwawe i zacięte, a w zderzeniu tak niesamowitych pokładów energii, jak esencja magów i moc aniołów, powstała granica, jednocześnie zamykając portale. Lucyfer sądził, że uwalniając swoją i twoją moc blisko bariery, ona sama zniknie, portal się otworzy, a on będzie mógł wrócić do Piekła. Kiedy tylko domyślił się, kim jesteś, niezwłocznie poprosił mnie, bym miała na ciebie oko i zaraz po zniszczeniu granicy, zabrała cię w bezpieczne miejsce.

– Słucham? – Sara zmarszczyła brwi. – Nie bardzo rozumiem.

– Chodzi o klątwę Scamara. Pierwsza córa pierworodnego syna miała posiadać nieokiełznaną moc, która ma doprowadzić ją do szaleństwa. To podobno jestem ja. Ponadto Scamar przepowiedział też, że pewnego dnia urodzi się córa zrodzona z tego samego mroku, co on. Że będzie dużo potężniejsza i że doprowadzi do zguby wielkie rody. Sądząc po skali zasięgu twojej esencji, ty możesz być właśnie tą z przepowiedni. – Shila uśmiechnęła się czule, kładąc jej rękę na ramieniu. – Jestem bardziej niż pewna, że będą chcieli się ciebie pozbyć. Nie pozwolę na to.

– Dlaczego? Przecież nie znasz mnie...

– Ponieważ mnie też chcieli zabić. Henry sądził, że oszalałam, bo pokochałam Lucyfera, a tylko dzięki temu, że oddawałam mu część esencji, nie popadłam w obłęd. Poza tym...

Nie dokończyła. Leśniczówka zatrzęsła się w posadach, zrzucając na nie resztki spróchniałego stropu. Głośny huk ogłuszył je na chwilę, lecz ogień, który zajął suche deski, leżące nieopodal nich, skutecznie zmusił je do natychmiastowego działania. Sara złapała za rękę swoją towarzyszkę, ciągnąc ją w stronę wyjścia. Ta wciąż zamroczona, widziała jedynie poruszające się szybko usta wampirzycy. Bez sprzeciwu dała się poprowadzić w stronę drewnianych drzwi. Rozprzestrzeniający się dym szczypał ją w oczy, powodując łzawienie, dlatego bez zastanowienia podążała za Sarą.

Odbiła się od jej pleców, chcąc wyjść na zewnątrz. Zmarszczyła brwi, zastanawiając się krótko, dlaczego wampirzyca zamarła w pół kroku. Zerknęła jej przez ramię i zdusiła krzyk przerażenia.

– Abbadon.

Esencja  | Na krawędzi zapomnienia |  TOM IOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz