Rozdział 17

67 27 61
                                    

 Stary mag miotał się po gabinecie, kipiąc z wściekłości i bezradności. W akcie furii wywrócił już wszystko, co mógł, zbił, kogo mógł i nawrzeszczał na każdego pracownika ich domu, który wszedł mu w drogę.

Mathias siedział na jedynym krześle, które nie było połamane. Nadgarstek wciąż pulsował tępym, ćmiącym bólem, ale przynajmniej nie był połamany. Medycy spisali się świetnie.

– To jest niemożliwe! – Xander ryczał na całe gardło. – Diabeł nie kobieta!

– Twoja córka i twój charakter – burknął jego syn, a oczy zapłonęły mu z wściekłości. – Gdybyś posłuchał Azdorata i włączył ją w plan, nie byłoby teraz problemu.

– W życiu by na to nie poszła. Dziwię się, że Henry na to przystał, skacze wokół niej jakby była z porcelany.

– Trochę tak jest. – Młodszy mag wstał i zaczął zbierać porozrzucane papiery. Przecież to są tak ważne dla nich akta.

– A tfu! – Xander złożył ręce na piersi. – Powinna być posłuszna, a nie fochy stroić co raz. Tylko nas rozpraszała.

Mathias westchnął jedynie, opuszczając ramiona. Ojciec nigdy nie był człowiekiem, który łatwo zmienia zdanie. Zawsze wszystko musiało iść po jego myśli, a kiedy tak nie było, złościł się niczym małe rozpieszczone dziecko, które nie dostało cukierka. W przypadku Sary było tak samo, aż dziw brał, że zgodził się na to, aby pomogli jej nadrobić stracone lata, mimo że niewiele w tym czasie mogli ją nauczyć. Dziewczyna sama nadrabiała, ucząc się całymi nocami. Przesiadywała nad księgami, wertując strona po stronie opasłe tomy, próbując kolejnych zaklęć mimo poważnych obaw. Henry twardo postawił warunek, więc jeżeli ojciec chciał jego pomocy – zwyczajnie musiał się zgodzić.

Lecz nie tym razem. Nie chciał słyszeć o Elijah i jego kłopotach. Dla niego to były tylko koszmarne imaginacje, których Sara się uczepiła. Wrzeszczeli na siebie dobre czterdzieści minut, zanim Henry ostudził ich zapał do bitki.

Krótko: albo przyspieszają, albo on się wycofuje i rusza sam, już dziś.

Xander zaśmiał się tylko, lecz widząc poważne oblicza dwójki wampirów, zrozumiał, że to nie są żarty. Nie chciał o tym słyszeć, uważał, że to za wcześnie. Dlatego stracił dwie cenne osoby, chodzącą broń, która przesuwała szalę zwycięstwa na ich stronę. Mimo iż Mathias czuł lekki dyskomfort w ich obecności, liczył na to, że ojciec się jednak złamie, że nie zatrze na powrót zerwanych więzi. Tęsknił za przyjacielskimi dyskusjami z Azdoratem, a Sarę pokochał od razu, odkąd ją zobaczył pierwszy raz, pokochał jej upór i nieustępliwość, ciekawość, którą widział w jej oczach za każdym razem, gdy dawał jej listę zadań do nauki. Elijah i bliźniaki nie byli tak skorzy do chłonięcia wiedzy, ale ona! Potencjał zmarnowany jedną kłótnią.

– Czasem nie wszystko musi iść zgodnie z planem, ojcze – powiedział mag, wciskając mu w ręce zebrane dokumenty.

Właśnie teraz podejmował najgłupszą decyzję w swoim blisko trzystu letnim życiu.

***

Stali przy granicy, patrząc na drugą stronę z lekkim przerażeniem. Zdecydowali, że nie będą się ukrywać. Nie zapieczętują na powrót swych mocy, nie zrezygnują z możliwości poruszania się w ciągu dnia. Straciliby na tym cenne godziny. Koniec z ukrywaniem się. Nie byli tylko magami. Byli również wampirami – szybcy, silni, nieprzewidywalni. Żądni krwi. W większości przypadków, bez skrupułów. Jeżeli będą musieli walczyć – zrobią to bez wahania, nie patrząc na konsekwencje.

Na ich decyzję złożyło się kilka elementów. Zemsta, chęć zmian i przede wszystkim, strach o Elijah.

Sara drżała co chwilę, gdy tylko wpadła w objęcia ciężkich wspomnień. Strach i gniew pchał ją do przodu, nie oglądając się za siebie. Gotowa był sama wyruszyć w drogę powrotną, gdyby Henry jednak ją zawiódł i został.

Esencja  | Na krawędzi zapomnienia |  TOM IUnde poveștirile trăiesc. Descoperă acum