Rozdział 6

85 27 38
                                    

Padła na ziemię, ciężko dysząc. Wysoko nad jej głową, przeleciał kruk, ciemniejszy od samego mroku. Nie sądziła, że będąc wampirem, może aż tak bardzo się zmęczyć. Henry przekonywał ją, że z czasem to minie, jednak im dłużej z nim trenowała, tym bardziej w to wątpiła.

Krew sączyła się z jej ramienia, pokrywając bluzę coraz większą, mokrą plamą. Wampir przystanął dwa metry dalej, ściskając w dłoni sztylet splamiony jej krwią.

Położyła głowę na mchu i zamknęła oczy. W skroniach jej szumiało, głód pukał w jej wnętrze coraz nachalniej. Rewolwer, którym ćwiczyła, zgubiła już dawno, nawet nie wiedziała gdzie. Jej ciosy wciąż nie były na tyle precyzyjne, by choćby wybić Henrego z rytmu.

Kiedy po zmroku wchodzili do lasu i zaczynali swój codzienny rytuał, coś się w nim zmieniało. Jakby w jego głowie znajdowała się przekładnia, którą uruchamiał, zmieniał się wtedy w zupełnie kogoś innego. Kogoś, kogo nie mogłaby nazwać swoim przyjacielem.

Bo rzeczywiście za takiego go uważała. Minęły tygodnie, odkąd ją przemienił. Zgodnie z obietnicą, wprowadził ją w tajniki bycia wampirem. Przeprowadził przez trudne początki, jakby była małym, zagubionym dzieckiem. Uczył kontroli nad pragnieniem, samodyscypliny. Pokazał, jak wybierać swoje ofiary, co robić, by nie pamiętały, że w ogóle zostały ugryzione. Początkowo, co wieczór, stawiał na biurku w jej pokoju karafkę ze szkarłatną cieczą, ale przyszedł dzień, w którym musiała zapolować.

Kiedy to zrobiła, zadziałała całkowicie instynktownie. Jak drapieżnik, czający się w zaroślach na swoje ofiary. Po cichu, z gracją kota, schwytała swoją ofiarę i najadła się do syta. Pierwszy raz był na tyle emocjonujący, że nie mogła się powstrzymać. Wyssała człowieka do ostatniej kropli.

I wtedy zobaczyła to, czym miała się zająć.

Kiedy w panice, obserwowała, jak z tego młodego człowieka uchodzi życie, Henry podszedł do nich. Wyciągnął z kieszeni niewielki kryształ w kształcie łzy. Wypowiedział niezrozumiałe dla niej słowa, a z na wpół otwartych oczu młodzieńca uleciała iskra. Mała, żółta, iskrząca jak zimne ognie. Wampir pochylił się, złapał iskrę w pojemnik i zamknął szczelnie. Wtedy powiedział do niej, że to esencja życia, którą żywią się anioły. Że tym właśnie będzie się zajmowała, a on nauczy ją jak to robić, po tym, jak nauczy się walczyć.

Czas jednak pokazał, że nigdy nie złowi żadnej duszy.

Wahała się. Zastanawiało ją, czemu anioły same nie mogły tego robić. Od tego momentu minęło sporo czasu, a Henry wciąż nie odpowiedział jej na to pytanie. Wiele rzeczy przed nią ukrywał, jednocześnie zapewniając, że mają całą wieczność, by mógł o wszystkim jej powiedzieć.

– Sara. – Dźwięk imienia wyrwał ją z rozmyślań. – To nie pora na bujanie w obłokach.

Uniosła się na łokciu, wydymając policzki.

– Boli mnie ramię – odparła zgodnie z prawdą.

– Myślisz, że twojego przeciwnika będzie obchodziło, czy coś cię boli?

Nie będzie, pomyślała, wstając z ziemi. Henry tym razem stał tuż obok. Ubrany w czerń, prezentował się wręcz majestatycznie. Jego gama kolorystyczna była stosunkowo uboga, ale znakomicie pasowała do właściciela. Sara wiedziała już, że Henry ma w sobie mrok, o którym nikomu nie mówił. Często, kiedy myśli, że ona nie widzi, błądził gdzieś daleko, zatopiony w swoich myślach po sam czubek kruczoczarnych włosów. Nic nie jest w stanie wyprowadzić go z równowagi, zawsze czujny, cichy. I pozbawiony wszelkich skrupułów, kiedy wykonywał zadania. Henry zabierał Sarę na łowienie często. I często, z premedytacją, zawalał całkowicie sprawę.

Esencja  | Na krawędzi zapomnienia |  TOM IWhere stories live. Discover now