Rozdział 15

56 26 49
                                    

 Sara posłała w przestrzeń kolejną kulę energii. I kolejną i jeszcze jedną. Wszystkie były niestabilne, rozchwiane, omijały cel szerokim łukiem. Na twarzy dziewczyny malowało się coraz większe rozgoryczenie. Henry przyglądał się temu w milczeniu.

– To na nic – mruknęła, wyrzucając ręce do góry. W tej samej chwili z jej dłoni wystrzelił kolejny snop światła, uderzając w wysoki sufit, lecz ładunek był zbyt słaby, by wywołać efekt większy, niż kilka niewielkich odłamków tynku, lecących w jej stronę. Mimo to skuliła się, przestraszona niekontrolowanym wyrzutem. – Sam widzisz!

Wampir wciąż milczał, błądząc gdzieś wzrokiem w zamyśleniu. Trwało to na tyle długo, że Sarze powoli zaczęła doskwierać przeciągająca się cisza.

– O czym myślisz, kiedy wypuszczasz moc? – zapytał w końcu.

– Nie wiem – zastanowiła się. – O niczym. O tym, że chcę utrzymać tę moc w ryzach. O niczym szczególnym.

Henry podszedł do niej wolnym krokiem. Połączył obie dłonie i zamknął oczy. Stał tak w skupieniu przez chwilę, po czym spomiędzy jego złączonych palców zaczęła tlić się delikatna smużka energii. Pulsowała coraz jaśniejszym światłem. Ciemnooki oddalił od siebie dłonie, tworząc między nimi świetlistą elipsę. Otworzył oczy i skupił wzrok na zjawisku, a energia zatańczyła niczym nieśmiała baletnica, obracając się wokół własnej osi. Nitki energii nie latały tak chaotycznie, jak jej, dumnie pięły się ku górze, kołysząc delikatnie niczym trawa smagana wiatrem. Wykonał szybki ruch, a fala energii wystrzeliła ku górze, tworząc pas o ostrych krawędziach, niczym świeżo naostrzona brzytwa.

Sara przyglądała się temu z zaciekawieniem. Spektakularna gra energii oczarowała ja całkowicie, nie wiedziała nawet kiedy otworzyła usta w zdumieniu.

– Jak to robisz? – zapytała z entuzjazmem.

– Początkowo musiałem się bardzo skupić, żeby tak skumulować energię. W pojedynku jest to piekielnie trudne, więc zwykle opieram się na umiejętnościach walki wręcz lub używam magnum. Magii użyję częściej do obrony, niż ataku. Ale kiedy już muszę, wyobrażam sobie swojego największego wroga i to, jak uderzam w niego tą mocą. – Złapał ją za ramiona i odwrócił do siebie plecami, w stronę słomianej kukły. – A teraz zamknij oczy i pomyśl o kimś, kto skrzywdził cię tak, że jedyne, na co zasługuje to śmierć, ból i cierpienie. Na kogo nie możesz spojrzeć, kto sprawia, że gotujesz się w środku i chciałabyś, by zniknął z powierzchni ziemi.

Wampirzyca wykonała polecenie. Stres przeszył jej ciało, ale zdławiła w sobie to uczucie. Przymknęła powieki i złączyła obie dłonie. W jej głowie pojawiło się wiele twarzy, ale jedna była wyraźniejsza niż wszystkie inne. Jadeitowe oczy paliły nienawiścią, kipiały złością i pogardą. Szelmowski uśmieszek przykryty był dłonią ze srebrnymi sygnetami. Moment, kiedy pikował w dół z wyciągniętą ku niej ręką, która tylko czekała na to, aby wgryźć się w jej szyje, wrył się w jej głowę na dobre. Wbijał się w umysł raz po raz, a za każdym z nich całkiem wyraźnie widziała te zielone, gniewne oczy.

Sylwetka anioła stanęła na jej opuszczonych powiekach, czekając w bezruchu, srebro błyszczało na anielskich dłoniach, zerkając na nią złowrogo. Skupiła się na tym obrazku, widziała każdy jego szczegół. Poczuła, jak esencja przesuwa się powoli ze środka klatki, na ramiona, potem wzdłuż rąk, by zatrzymać się na jej złączonych dłoniach. Nitki energii zaczęły powoli tańczyć wokół siebie, tworząc niewielką, zbitą kulkę. Przez chwilę szarpała się chaotycznie, lecz im dłużej skupiała swój wzrok na wyobrażeniu, tym potulniej nitki układały się w jej dłoniach.

– Bardzo dobrze – usłyszała tuż przy uchu szept ciemnookiego. – A teraz otwórz oczy i wypuść tę moc.

Powoli otworzyła je, skupiając wzrok na słomianej kukle. Energia, jakby sama, wyrwała się do przodu. Jej niebotyczna prędkość i siła uderzenia wyrwała przypaloną na końcach dziurę, w samym środku główki sztucznego przeciwnika.

Esencja  | Na krawędzi zapomnienia |  TOM IWhere stories live. Discover now