Rozdział 30

61 23 46
                                    

 Krew buchnęła Sarze z nosa, kiedy odbiła się o szeroki pień. Ciemność zakryła na chwilę cały świat. Otrząsnęła się, podnosząc szybko z kolan, odwracając do napastnika. Przyjęła pozycję, stojąc twardo na nogach i pochylając się ku bestii.

Ogromne wilczysko klapnęło ostrymi zębiskami. Jego nos zawibrował wraz z gardłowym warknięciem. Żółte ślepia zdawały się przeszywać ją wzrokiem, kiedy czarne cielsko pochylało się do przodu, gotowe do ataku.

Sara odrzuciła włosy do tyłu, nie dając strachowi zawładnąć całą sobą. Przeklinała sama siebie za swoje wybory. Jak mogła zapomnieć o tej bestii, która obserwowała ją pod willą aniołów? Wyczuła tę energię od razu, jak tylko weszła w ciemny las. Posuwała się wraz z jej niepewnymi z początku krokami, czekając na odpowiedni moment, by zaatakować. Teraz już doskonale wiedziała, że to ta sama woń, która postawiła na nogi wszystkie jej zmysły, kiedy dochodzili do siebie w jaskini po spotkaniu z nieznanym aniołem.

Z początku myślała, że to zwykły wilk, być może alfa, dlatego jest taki duży. Jednak, kiedy bestia wyszła z mroku, okrążając ją na polanie porośniętej suchą trawą pampasową, zrozumiała, że nie jest to zwykłe zwierze. Wilk mierzył na pewno więcej niż sto siedemdziesiąt centymetrów, sama tyle miała, a zwierze było zdecydowanie wyższe od niej. Górowało nad nią przez chwilę, kiedy zaparło jej dech w piersi. Było równie szybkie, co Sara, a zęby zdawały się bez przeszkód ciąć wszystko na swojej drodze, włącznie z grubymi gałęziami, na których próbowała się początkowo ukryć. Krzyk uwiązł jej w gardle, kiedy niespodziewanie pysk bestii zamknął się na jej nadgarstku, jednak srebro chyba szkodziło również jemu, bo oderwał się od niej z przeraźliwym skowytem. Udało się jej wtedy wyprowadzić kilka ciosów i nie do końca precyzyjnych kopnięć, lecz miała wrażenie, że bestia nic sobie z tego nie zrobiła.

Sama nie wiedziała, jak długo ta walka już trwa. Każde z nich odniosło rany i było zmęczone. Mięśnie Sary drżały przy każdym ruchu, rany od ugryzień nie chciały się goić. Jej klatka piersiowa poruszała się w nieznanym rytmie, jakby organizm sam chciał pomóc i uruchomił nieużywany od dawna narząd, który nie pamiętał, jak właściwie powinien pracować.

Z boku bestii wystawał kawałek gałęzi, który udało się Sarze umieścić tam właściwie przez przypadek. Nie sądziła, że pęd zwierzęcia będzie tak duży, że przeskoczy nad nią, a jej ciało zareagowało szybciej niż mózg.

Mierzyli się wzrokiem już od kilku dobrych minut, próbując opanować wściekłe oddechy. Żadne z nich nie zamierzało zaatakować pierwsze, nie chcąc narażać się na śmierć.

– Dobra – jęknęła zrezygnowana wampirzyca, siadając na ziemi z głuchym klapnięciem. – Nie mam siły. I tak miałam zginąć, więc rób, co do ciebie należy. Odgryź mi głowę, albo coś.

Oparła łokcie o kolana i schowała twarz między nimi. W głowie jej szumiało, a kręgosłup zdawał się zamienić w galaretę. Ledwo utrzymywała pion. Zaśmiała się histerycznie, analizując w głowie słowa, które właśnie wyszły z jej ust. ale właśnie tak się czuła, jakby cały świat zmówił się przeciwko niej i robił wszystko, byleby wymazać ją z historii.

Wilk jęknął, zaskoczony, jakby zrozumiał. Usiadł, wciąż ciężko dysząc, w bezpiecznej odległości, tak, by przypadkiem nie znalazł się w zasięgu rąk wampira. Przekrzywił głowę, wciąż patrząc na Sarę, a jego ciało było spięte, cały czas gotowe do walki.

Ruda zerknęła na zwierzę, spodziewając się, że przed oczami mignie jej otwarta paszcza naszpikowana ostrymi, jak sztylety, kłami. Uniosła brwi w zdziwieniu, kiedy to się nie wydarzyło.

– No co? – zapytała, splatając palce. Kiedy zdała sobie sprawę, że zwierze nie zamierza wykonać żadnego ruchu i kiedy dotarło do niej, że mówi do wilka, znów się zaśmiała. – Gadam z psem. – Pokręciła głową w niedowierzaniu.

Esencja  | Na krawędzi zapomnienia |  TOM IWhere stories live. Discover now