55

281 33 47
                                    

Annaelle wpatrywała się w twarz Syriusza, niczym w najpiękniejszy, najcenniejszy obraz. Opuszkami palców błądziła po jego twarzy, muskając każdą zmarszczkę, każde zagłębienie. Zarost mężczyzny delikatnie drapał wierzch jej dłoni, jednak żadnemu z nich to nie przeszkadzało. 

Syriusz po prostu wpatrywał się w Annie pełnymi łez oczami. Nie odrywał od niej wzroku ani na sekundę, jakby bał się, że gdy mrugnie, ona zniknie. 

Tak wiele pytań cisnęło się im na usta, jednak w tamtej chwili jedyne czego potrzebowali, to patrzeć na siebie wzajemnie. Rozłączeni przez lata, zmuszeni przez podły świat, by o sobie zapomnieć, w końcu mieli szansę, by na nowo się odnaleźć.

— Nie tak cię zapamiętałam — szepnęła Ann, powoli zsuwając dłonie z policzków Syriusza. — Ale poznałabym cię wszędzie... wśród tysięcy ludzi... bo twoje oczy pozostały takie same... 

Wargi Annie zadrżały, gdy w jej świadomości na nowo odżył dzień, gdy wszystko się zmieniło. Nie wiedziała jakim cudem, ale gdy tylko zobaczyła Syriusza, wszelkie niewyraźne plamy w jej umyśle połączyły się w jedną, logiczną całość. Jakby widok mężczyzny zburzył mur, który odgradzał ją od przeszłości. 

— Tamtego wieczoru... gdy wybiegłeś z domu, zostawiając mnie i Heather... patrzyłeś na mnie tym samym wzrokiem, co dziś... a ja... ja nie wierzę, że mnie znalazłeś... — załkała, nie radząc sobie z nadmiarem emocji. 

Ponownie wtuliła się w Syriusza, wdychając jego zapach. Woń, która spowodowała, że poczuła się błogo i bezpiecznie. Po raz pierwszy od wielu, wielu lat czuła, że była tam, gdzie powinna.

— Już jestem, Annabeth... już jestem i zabieram cię do domu...

I to był właśnie moment, w którym stojący dotychczas cicho Christopher nie wytrzymał. Siłą przedarł się przez stojącego ze łzami w oczach Avena i stanął pomiędzy Ann i Syriuszem. Emocje w nim buzowały, był wściekły i zazdrosny, ostatkiem sił powstrzymywał się od rozerwania nieznajomego na strzępy. Z całej tej sytuacji zrozumiał tylko tyle, że do ich domu właśnie przylazł ten cały Black, który od szesnastu lat pozostawał jedynie mglistym wspomnieniem. 

— Nikt tutaj nikogo, nigdzie nie zabiera... 

— Tato... — szepnął Aven, robiąc krok do przodu. Zamierzał powstrzymać ojca, jednak Chris w ogóle nie zwrócił uwagi na syna.

— Ktoś mi wytłumaczy, co tu się dzieje?

Annie w pierwszym momencie nie zareagowała. Po prostu stała i uśmiechała się delikatnie, niczym zahipnotyzowana. W chwili, gdy ujrzała Syriusza, wszelkie jej obawy ustąpiły. Nie pamiętała już o rozterkach sprzed dwóch dni, które towarzyszyły jej, gdy myślała, czy wysłać list przy pomocy sowy. Już nic innego się dla niej nie liczyło. 

— Czy... — szepnęła nagle, przypominając sobie o jeszcze jednym szczególe. — Czy ona... jest tu z tobą?

Black zacisnął wargi, natychmiast domyślając się, o kim mówiła Annabeth. Niestety, choć bardzo by chciał, nie mógł przytaknąć.

— Heather tu nie ma... — zdołał jedynie wydusić.

Ann natychmiast posmutniała, na sercu poczuła niewiarygodny wręcz ciężar. Pierwsza myśl mówiła, że jej córka po prostu nie chciała się z nią widzieć. 

— Jest w Anglii... czeka...

— Czeka?

— Wejdźcie do środka i porozmawiajcie na spokojnie... — westchnął Aven, stając po drugiej stronie wciąż wpatrzonej w siebie pary. Chłopak robił wszystko, by nie reagować na piorunujące spojrzenie ojca. 

Zaginiona || Syriusz BlackWhere stories live. Discover now